Rozdział 7

326 29 14
                                    

Pov.:Vanitas

Uchyliłem leniwie powieki i z zadowoleniem zauważyłem że jestem wyspany. Rzadko się to zdarza, gdyż zazwyczaj kładę się spać dość późno, a wstaje wcześnie rano.

Niestety mój dobry chumor trwał mniej więcej tyle ile zajęło mi uświadomienie sobie że znajduje się w moim, to znaczy moim tymczasowym, łóżku. Natychmiastowo podniosłem się do pozycji siedzącej, a mój zaspany umysł zaczął pracować na pełnych obrotach.

Przecież zasypiałem na dachu. Jakim cudem obudziłem się tutaj?

Mógłbym zastanawiać się tak jeszcze dobre minuty, gdyby nie fakt, że poczułem lekki ucisk na moich kolanach, do którego chwilę potem dołączyły lekkie ukłucia.

Spojrzałem w dół, a mój wzrok napotkał Murr'a, który wyrwany z drzemki przez mój gwałtowny ruch, przeciągał się, wbijając pazury w moje spodnie.

Z moich ust wydobyło się coś na kształt syknięcia spowodowanego lekkim bólem. Mimo tego uniosłem rękę, która następnie spoczęła między uszami futrzaka.

Kot zamruczał pod wpływem tej pieszczoty, obrócił się kilka razy, a następnie ponownie ułożył się wygodnie na moich nogach.

Tymczasem trybiki w mojej głowie zaczęły ponownie pracować i tym razem chyba coś zaskoczyło. Uświadomiłem sobie ze istnieje przecież tylko jeden sposób, którym mógłbym dostać się z powrotem do budynku.

A sposób ten nosił imię:

Noe Archiviste

Przyznaje w pierwszej chwili na moją twarz wpłynął lekki rumieniec. W pierwszej chwili, bo w drugiej gniew przejął pełną kontrolę nad moimi myślami.

Co ten idiotami sobie myślał?!

Czy nie wyraziłem się jasno?!

Jeśli jest jakaś rzecz która denerwuje mnie bardziej niż kontakt fizyczny, to jest to kontakt fizyczny wbrew mojej woli czy świadomości.

Oburzałbym się pewnie dalej gdyby mojego monologu wewnętrznego nie przerwał nagle ostry ból w klatce piersiowej. Moja twarz wykrzywiła się w wyrazie cierpienia. Czułem, że  coraz ciężej mi się oddycha.

-Co do chol...-urwałem, zaatakowany przez kolejną falę bólu i otępienia.

Z rękami dociśniętymi do klatki pierciowej, zwinąłem się w pozycji embrionalnej na łóżku.

Mój umysł był przyćmiony i niezdolny do myślenia, lecz ostatkiem zdrowego rozsądku wyciągnąłem rękę w celu odnalezienia przycisku wzywającego lekarza.

Po kilku sekundach, które wydawały mi się wtedy pełnymi cierpienia godzinami, moje palce w końcu napotkały pod sobą spory czerwony guzik, znajdujący się na ścianie nad szafka nocną.

Czułem że zaczyna brakować mi tlenu, a przed oczami tańczyły mi czarne i czerwone plamki.

Zebrałem w sobie resztkę siły jaka mi pozostała i z niemałym wysiłkiem przycisnąłem guzik.

Jak przez mgłę usłyszałem, że w pokoju po drugiej stronie korytarza rozległo się dzwonienie, a nastepnie szybkie kroki ciężkich butów.

Do pomieszczenia wbiegł, jak się domyślam, lekarz, a za nim jeszcze jedna osoba której tożsamości nie mogłem być pewny przez zanikający obraz i bezskuteczne próby skupienia się na niwelowaniu intensywnego bólu w okolicach serca.

Lekarz natychmiast podbiegł do łóżka w celu sprawdzenia, zapewne, moich funkcji życiowych, a następnie zaczął wydawać polecenia osobie która mu towarzyszyła.

 PRZY TOBIE WSPOMNIENIA BOLĄ MNIEJ~VanoeWhere stories live. Discover now