Rozdział 3

439 35 45
                                    


Time skip

Pov. Noe

Od sytuacji w kawiarni minęły trzy dni. Wczoraj Dante - informator błekitnookiego, przekazał nam informacje o miejscu pobytu kolejnej ofiary klątwy. Podobno znajduje się ona gdzieś w zachodniej części Marsylii, a po głębszej analizie zawęziliśmy obszar poszukiwań do kompleksu fabryk produkujących części do sterowców, w którego skład wchodzą cztery budynki produkcyjne i trzy magazyny. Ofiarą jest niejaki syn szefa fabryki, pomagający mu w jej zarządzaniem.

Sam kompleks został tymczasowo zamknięty ze względu na wypadek z udziałem zarażonego. Nie zagłębiałem się dokładnie w temat, ale wydaje mi się że zaatakował on kilku pracowników, z jednym skutkiem śmiertelnym.

Jego ojciec obawiał się iż chasseurzy zainteresują się sprawą, a wtedy jego syn byłby w poważnym niebezpieczeństwie. W związku z tym wieść o zdarzeniu została ściśle utajniona, a świadkowie przekupieni nie małą sumą pieniędzy.

Właśnie skończyłem upychać do mojej walizki ostatnie ubrania. Wziąłem przedmiot w jedną rękę, a druga podniosłem mojego pupila, który nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw, co można wywnioskować z cichego syknięcia, który otrzymałem w zamian.

-No to w droge- rzuciłem do również zamykającego już walizkę Vanitasa, chcąc przerwać ciszę jaka panowała mniedzy nami od dłuższego czasu.

Spojrzał w moja stronę i przytaknął. Złapał za swoją walizkę, a następnie pokierował się w stronę wyjścia z pokoju.

~

-Noe, uważaj! - krzyk Vanitasa rozbrzmiał z gdzieś z za mnie.

Momentalnie pochyliłem się, a miejsce w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się moja głowa przecięły ostre jak noże pazury. Odskoczyłem szybko do tyłu łapiąc równowagę.

Podniosłem wzrok. Przede mną znajdował się średniego wzrostu chłopak o kasztanowych włosach. Mógłby uchodzić za całkiem przystojnego gdyby nie fakt że jego oczy, całkowicie spowite czernią, wpatrywaly się we mnie z rządzą krwi, a z palców skapywała na podłogę szkarłatna substancja. Nosiciel klątwy.

Walka z nim była niewyobrażalnie ciężka, nie tylko ze względu na jego siłę. Głównym problemem było to że musiałem się powstrzymywać, by nie wyrządzić mu krzywdy. W końcu był pacjentem Vanitasa.

Mimo iż walczylem z nim od dobrej godziny nikt z nas nie miał nawet draśnięcia. Niestety nie mogłem tego samego powiedzieć o szefie firmy w której przebywamy.

Mężczyzna leżał pod jakąś maszyną wykrwawiając się, podczas gdy czarnowłosy robił wszystko co w jego mocy by zachować go przy życiu. A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie patrząc na jego pełne skupienia oczy i precyzyjnie ruchy dłoni.

Ruszyłem na nosiciela klątwy, lecz gdy byłem już w odległości około dwóch metrów ten niespodziewanie zmienił kierunek biegu. Zawróciłem niemalże w miejscu. Moje oczy rozszerzyły się w niemym strachu. Oh. Wiem już przynajmniej czemu tak gwałtownie zawrócił. Po prostu zmienił cel.

-VANITASIE!!! - rozpaczliwy krzyk wyrwał się z mojego gardła.

Lekarz odwrócił głowę w moją stronę, a jego oczy przybrały wyraz absolutnego szoku pomieszanego z przerażeniem.

Szpony wampira w szalonym tempie zbliżały się do krtani mojego towarzysza.

W ostatnich chwili odskoczył w bok, a śmiercionośne pazury jedynie drasnęły jego lewe ramię.

Zalała mnie fala wściekłości. Ja jestem wampirem więc nie pokonałby mnie tak szybko, prawdopodobnie przeżyłbym nawet ten atak. Ale Vanitas nim nie był. On był człowiekiem. Nie trzeba było wiele siły by zakończyć jego żywot. A teraz już niemal wyobrażałem sobie jego opadające na podłogę zakrwawione ciało.

 PRZY TOBIE WSPOMNIENIA BOLĄ MNIEJ~VanoeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz