Rozdział 4

341 36 17
                                    

Pov. Noe

-O matko, Noe. Co się stało?

-Wszystko w porządku?

-Wyglądasz gorzej niż trup.

-Spałeś ty w ogóle?

Od razu gdy wszedłem do pokoju zostałem niemalże zasypany pytaniami przez dwie dziewczyny. Z tego co zauważyłem swoim wtargnięciem musiałem przerwać im te słynne dziewczęce "ploteczki przy herbacie".

Na poważnie, czasami nie rozumiem dziewczyn. Jak można siedzieć i przez kilka godzin obgadywać ludzi, tylko po to by na końcu uznać że "kazdy żyje jak mu się podoba i nic nam do tego"? Inna sprawa z tym że zamiast herbaty o wiele lepszy byłby kawałek tarte tatin, albo nawet gorąca czekolada.

Nie byłem teraz jednak w humorze by się nad tym rozwodzić.

-Vanitas... - próbowałem powiedzieć ale głos mi się załamał.

-Co takiego ten człowiek, zrobił ci tym razem? -spytała od razu Domi oskarżycielskim tonem.

-Jest pokoju szpitalnym... - wydukałem po czym opadłem na pobliski fotel.

W pobliżu naszego hotelu co prawda znajduje się całkiem dobry szpital, ale wolałem nie ryzykować zanosząc tam Vanitasa. Nie mam pojęcia przez co zemdlał, ale wyglądało to poważnie. Poza tym bałem się co powiedzą lekarze, gdy odkryją znak Wampira Błekitnego Księżyca na jego ręce. To prawda, z daleka mógł on przypominać zwykły tatuaż, lecz na jednej z misji, gdy odciągałem czarnowłosego za rękę poczułem że znak ten jest delikatnie wypukły. Nie wiem do czego mogę to porównać, bo nigdy nie spotkałem sie z czymś o podobnej budowie. Wolałem więc zabrać go do sporegonaszego hotelowego speca od leczenia.

(Od Autorki.: Czy może mi ktoś powiedzieć co to było? W sensie ten budynek w którym oni mieszkali podczas pobytu w Paryżu. Będę bardzo wdzięczna;)))

Widziałem jak na tę wiedomość wyraz twarzy dziewczyny łagodnieje. Patrzy teraz zmieszana w stronę Jeanne, która również spogląda na nią, z tą różnicą że na jej twarzy maluję się już coś na ksztalt niepokoju.

-To coś poważnego? - spytała białowłosa. Poczułem dziwne ukłucie na myśl jak bardzo się nim przejęła. Nie, nie mogę tak myśleć, przecież to normalne że się przejmuje, to dobrze że nie chce by błekitnookiemu coś się stało. A poza tym przecież on się jej podoba... I... I ona jemu też... Na te myśl ucisk w okolicy serca się wzmocnił, a pod powiekami poczułem nieprzyjemne pieczenie. Mimo to nie musiała nawet o to pytać. Wszyscy znaliśmy odpowiedź.

Vanitas zazwyczaj sam zajmował się swomi ranami, ale nawet kiedy te przerastały jego umiejętności, nie sposób było zaciągnąć go do medyka. Logicznym więc było że musiało stać się coś bardzo poważnego.

Twierdził, że sam jest lekarzem i sam sobie poradzi. Zazwyczaj sobie nie radził.

- Można tak powiedzieć- oznajmiłem - Byliśmy razem na mieście, nagle strasznie pobladł i zaczął się chwiać, pytałem się co się dzieje, ale chyba mnie nie słyszał, a przynajmniej nie zareagował. Chwilę potem osunąłby się bezwładnie na ziemię gdybym go nie trzymał a z jego...-nie byłem w stanie dalej mówić.

Przed oczami pojawił mi się obraz, którego nigdy nie zapomnę- Vanitas leżący w moich ramionach, blady jak kartka papieru, jego ciałem co chwilę wstrząsały drgawki, a z jego ust i nosa zaczęła sączyć się ciemnoczerwona ciecz, brudząc moje białe rękawiczki. Wyglądał zupełnie jakby umierał.

-Wiadomo jaka była przyczyna?- widząc moje przejęcie, Domi podeszła i położyła rękę na moim ramieniu w geście pocieszenia.

-Lekarz...lekarz twierdzi, może to być spowodowane dostaniem się jakiejś toksyny do jego organizmu - tłumaczyłem- Nie wie czym ona jest ani w jaki sposób się tam dostała...

Widziałem jak dziewczyny wymieniły zmartwione spojrzenia.

-Jestem przekonana że z tego wyjdzie, w końcu ten człowiek nie da nam się tak łatwo od niego uwolnić- uspokajała mnie czarnowłosa.

Uśmiechnąłem się lekko. Ona na serio musi za nim nie przepadać. Mimo to miło z jej strony że chociaż próbuje, wyglądać na przejętą. Chociaż...może wcale nie udaje. Nadal nie lubi ona Vanitasa, to widać, ale ostatnio coraz mniej wykazuje się w stosunku do niego podejrzliwością. Myślę, że zaczęła mu ufać. Albo przynajmniej akceptować fakt, że ja mu ufam.

-Chyba pójdę się przejść- powiedziałem cicho, wychodząc z pokoju. Starałem się brzmieć na jak najmniej zmartwionego.

Nie chciałem dobijać Jeanne, której i tak już łzy zbierały się w kącikach oczu. Być może nie mam najlepszych odczuć gdy widzę jak ta kręci się koło czarnowłosego, ale mimo to całkiem ja lubię. Na pewno nie chcę żeby cierpiała na marne, gdyby okazało się że rozsiałem niepotrzebną panikę. Gdyby to jednak nie było nic poważnego. Gdyby Vanitas jak gdyby nigdy nic miał zaraz w maszerować do pokoju tym swoim lekkim krokiem, z dziarskim uśmiechem na ustach, tymi błękitnymi niczym letnie niebo oczami w które można było zapatrywać się całymi dniami...to znaczy oczami! Zwykłymi niebieskimi oczami!

Poczułem jak ciepło zalewa mi twarz. No właśnie problem numer dwa, najważniejszy zaraz po tym czy Vanitas z tego wyjdzie. Co ja tak właściwie do niego czuje? Nie wydaje mi się, że to normalne myśleć tak o przyjacielu. Ale...ale to jest dziwne. I nie mówię tutaj o tym że czarnowłosy jest chłopakiem. Nie mam nic do osób homoseksualnych. Mam nawet kilku z nich jako znajomych. Tu chodzi o to że Vanitas jest, no... Vanitasem.

Nie rozumiem dlaczego on mógłby mi się podobać, przecież na początku naszej znajomości ciężko było powiedzieć nawet żebym go lubił. Jest irytujący, sarkastyczny i nieufny. Gdy tylko kogoś pozna od razu nastawia się w stosunku do niego jak do przeszkody. Jeszcze nim zdąży kogoś poznać od razu go przekreśla. Nie próbuje nawet kogoś polubić.

A mimo to współczuję mu. Nie znam do końca jego przeszłości, ale na pewno była ona ciężka. Nie potrafię go znienawidzić, nawet gdy odtrąca mnie na każdym kroku, gdy nazywa mnie uparcie"tym wampirem". Wiem, że to nie do końca jego wina, że jest taki jaki jest. A co najważniejsze gdy na niego patrzę nie widzie wcale złego człowieka, widzę człowieka którego oczy wręcz błagają o pomoc ale on sam nie wie jak ma o nią poprosić. Albo wie lecz się boi.

Być może to dla tego tak lubię jego oczy. Czasami zdarzają się momenty w których spoglądając na nie zamiast zimniej pustki, dostrzegam Vanitasa. Mam na myśli tego prawdziwego Vanitasa, a nie tego którym usiłuje być. Tego Vanitasa, który tak wiele wycierpiał z rąk ludzi oraz wampirów. Tego Vanitasa, któremu pragnę pomóc.

Otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg pokoju. Spoglądając w stronę łóżka moje serce przyspieszyło przepełnione radością, a zarazem ulgą , gdy moje fiołkowyce oczy skrzyżowały się z tymi w odcieniu błękitu.

Muszę przyznać że był to najpiękniejszy kolor jaki w życiu dane mi było zobaczyć.

~~~~~~~~~
Przepraszam za jakość ale nie miałam czasu wprowadzić poprawek (jeśli będą jakieś błędy możecie mi pisać)

Następny rozdział będzie najpóźniej za cztery dni, ale postaram się wstawić już pojutrze.

Miłego dnia/nocy kochani :^

 PRZY TOBIE WSPOMNIENIA BOLĄ MNIEJ~VanoeOnde histórias criam vida. Descubra agora