Rozdział 6

5.8K 342 58
                                    


Od dwóch godzin szwendałam się po Washington Park i analizowałam to, czego dowiedziałam się z listu Bernarda Richwooda. W międzyczasie mama wydzwaniała do mnie i zasypywała wiadomościami na iMessage. „Jasmine, gdzie jesteś? Odbierz, proszę, i wróć do domu. Czekamy na ciebie z tatą" - pisała godzinę temu. Parę minut później wysłała mi kolejną o treści: „Bardzo cię kochamy. Proszę, wróć i porozmawiaj z nami". Nie wiedziałam, co robić. Czułam się oszukana i wykorzystana. Ludzie, którzy byli dla mnie najważniejsi na świecie, okazali się kłamcami. Z kolei miejsce, które uważałam za dom, nagle jawiło mi się jako mroczna, obca przestrzeń. Moi rodzice nie byli już moimi rodzicami. Moje łóżko nie było moim łóżkiem. A ja, Jasmine Stokes, nie byłam już dawną sobą. W jednej chwili straciłam wszystko i nie potrafiłam udźwignąć tego emocjonalnie. Załamana i roztrzęsiona usiadłam na pobliskiej ławce i zadzwoniłam do Katie.

- Zamawiam ubera. Będę za dwadzieścia minut.

Następnie wysłałam wiadomość głosową Lucasowi, który akurat kończył próbę z zespołem. Bez wahania zgodził się przyjechać.

„Tylko zostań na miejscu, okej? I pamiętaj, by oddychać głęboko i powoli" - napisał.

Wkrótce zapłakana tuliłam się do wyraźnie zaniepokojonej Katie.

- Możesz mi wreszcie powiedzieć, o co chodzi? Shane coś ci zrobił?

- Nie, od wczoraj nie miałam z nim kontaktu.

- W takim razie co się dzieje? - dopytywała moja przyjaciółka. Tymczasem w oddali rozległ się krzyk Lucasa, który szybkim krokiem zmierzał w naszą stronę.

- Jas! - Podszedł do mnie z miną wyrażającą zmartwienie. - Jestem...

- Dzięki. Nie macie pojęcia, jak bardzo was teraz potrzebuję.

- Usiądźmy i pogadajmy - zaproponowała Katie. - Co cię tak wyprowadziło z równowagi?

- Zrozumiecie, gdy sami to przeczytacie. - Wyjęłam z kieszeni bluzy zwinięte w rulonik kartki i wręczyłam je przyjaciołom. A później patrzyłam, jak co chwilę unosili wysoko brwi i głośno wzdychali. Po każdym przeczytanym akapicie zatapiali we mnie pytające spojrzenia, nie będąc jednocześnie w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Udało im się to dopiero po skończonej lekturze.

- Jas... To wszystko brzmi jak scenariusz jakiegoś filmu. - Katie kręciła z niedowierzaniem głową.

- Chodź tu. - Lucas przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - Domyślam się, że nie rozmawiałaś jeszcze z rodzicami?

- Czekają na mnie w domu, ale... no właśnie, czy to w ogóle jest jeszcze mój dom?

- Oczywiście, że tak - odezwała się Katie. - Nie wolno ci ani na chwilę w to zwątpić. Słyszysz mnie?

- Skoro nas tu wezwałaś, to znaczy, że zależy ci na naszej opinii. A moja jest taka, że powinnaś tam pójść i ich wysłuchać - poradził mi Lucas. - Na pewno też to wszystko przeżywają i boją się, że cię stracą.

- Ale ja... nie czuję się na siłach, by przed nimi stanąć i spytać, czy to wszystko prawda - powiedziałam, pociągając nosem. - Wolę wierzyć, że ten list to tylko głupi żart.

- Lucas ma rację. Nie powinnaś ich teraz odtrącać - wtórowała mu Katie. - Przecież wiesz, jak bardzo cię kochają. Zawsze ci zazdrościłam, że masz tak troskliwych i wyrozumiałych rodziców.

- Poza tym więzy krwi to nie wszystko. Najważniejsze jest to co w sercu - dodał Lucas.

- Proszę, proszę... Nie dość, że filozof, to jeszcze romantyk - zażartowała Katie, a następnie pociągnęła mnie za rękę. - Wstawaj, Jas. Pojedziemy tam z tobą.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz