- Puść ją, gnoju! - Katie odepchnęła go z taką siłą, że Shane ledwo ustał na nogach. - Tylko spróbuj ją jeszcze raz dotknąć, a cię załatwię!

- Katie, odpuść. To nie ma sensu... Katie, spójrz na mnie... - mówiłam do ogarniętej furią przyjaciółki. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.

- Idziemy do auta. - Lucas chwycił wzburzoną Katie za rękę. Minęło kilka sekund, zanim przestała mu się opierać.

- Proszę bardzo, uciekaj. - Shane pomachał mi na pożegnanie, zanosząc się przy tym rechotem. Gdy byłyśmy już przy pojeździe, krzyknął: - I tak jesteś moja, Jas. Nikomu cię nie oddam!

- Usiądź z nią z tyłu - polecił mi Lucas. Następnie zaczekał, aż zajmiemy miejsca, po czym zamknął drzwi i ruszył szybkim krokiem w stronę Shane'a.

- LUCAS! - W pośpiechu wysiadłam z auta, ale było już za późno. Mój przyjaciel powalił Shane'a na trawnik, przycisnął mu kolano do torsu i przyłożył dwa razy w twarz prawym sierpowym. A potem wstał i wrócił do mnie z uśmiechem satysfakcji.

- Spadamy stąd, Jas. Ja prowadzę - powiedział, zanim wsiedliśmy do auta.

Milczeliśmy przez kilka przecznic. Emocje wciąż w nas buzowały, o czym świadczyły nasze drżące ciała i szybkie oddechy. Gdy zatrzymaliśmy się na czerwonych światłach, Lucas wyciągnął ze schowka paczkę papierosów.

- Cholera - syknął chwilę później, próbując bezskutecznie odpalić zapalniczkę. Następnie cisnął nią o siedzenie obok i nabrał powietrza w płuca.

- Nie powinieneś był tego robić, Lucas - odezwałam się troskliwym tonem. - Shane jest mściwy. A co jeśli doniesie na ciebie policji?

- Mam to gdzieś. I tak go oszczędziłem. - Zanim światło zmieniło się na zielone, obrócił się przez ramię i posłał mi szeroki uśmiech: - A może jakieś dziękuję?

- Głupek. - Zdusiłam śmiech i chwyciłam dłoń siedzącej obok Katie. - Nie poradziłabym sobie bez was. Jesteście najlepsi - dodałam po chwili, a wtedy Katie pociągnęła nosem i szybkim ruchem palca otarła wilgotne od łez oczy.

- Nie no, komedia. Ryczę, choć przecież to nie ja straciłam chłopaka.

- Co się dzieje, Katie? - spytałam zmartwiona.

- Co się dzieje? Jest mi przykro, bo moja najlepsza przyjaciółka zmarnowała rok życia na skończonego dupka.

- Och, kochana... - Przycisnęłam ją do siebie i pocałowałam w głowę. Wtedy Katie kompletnie się rozkleiła, a ja wraz z nią.

- Chociaż przyznaj, że konkretnie nawrzeszczałam gardłowo na Shane'a. - Katie zaśmiała się przez łzy, nawiązując do sformułowania popularnego wśród użytkowniczek Wattpada.

- Moja kochana obrończyni. - Ścisnęłam jej dłoń. - Byłaś jak zawsze bezlitosna. Aż strach z tobą zadzierać.

- Żebyś wiedziała.

Dziesięć minut później Lucas zaparkował wzdłuż ulicy nieopodal mojego domu.

- Do północy została godzina i dwie minuty - oznajmił po wyłączeniu silnika. - Mamy jeszcze czas, by uratować ten wieczór. To co, może szybki konkurs karaoke?

- Przepraszam was, ale chyba wolałabym pobyć sama...

- Ale Jas... - odezwała się zaskoczona Katie. Jej oczy wciąż były spuchnięte od łez.

- Spokojnie, nic mi nie będzie. Po prostu jestem tym wszystkim wykończona... Czuję, że gdy tylko upadnę na łóżko, zasnę w przeciągu chwili.

Katie i Lucas spojrzeli po sobie, po czym jednocześnie wzruszyli ramionami.

- No dobrze, jak uważasz. W takim razie wszystkiego najlepszego, kochanie - odrzekła moja przyjaciółka.

- Dziękuję. - Pożegnałam się z nią długim uściskiem.

- Do zobaczenia w dorosłym życiu - powiedział Lucas, posyłając mi szeroki uśmiech. - Odezwij się jutro.

- Jasne.

Po opuszczeniu auta pomaszerowałam szybko w kierunku domu. Zanim weszłam do środka, pomachałam przyjaciołom na pożegnanie. Dopiero wtedy Lucas odpalił silnik.

- A gdzie Kat i Lou? - spytała siedząca w fotelu przed telewizorem mama. Jako jedyna tak ich nazywała. Towarzyszył jej tata, który stał przy oknie z grobową miną. Martwiłam się o niego. Zawsze uchodził za optymistę, który potrafił rozweselić największego ponuraka, a ostatnio na próżno było szukać na jego twarzy uśmiechu. Mama też wydawała się dziwnie przygaszona, a ilekroć ją pytałam, czy mieli z tatą jakiś problem, wymigiwała się przepracowaniem.

- Wrócili do domu - odpowiedziałam zdawkowo, unikając jej spojrzenia. - Idę spać. Padam z nóg.

- Zaczekaj. Czy coś się stało? Myślałam, że będziecie świętować do rana...

- Zmiana planów. Po prostu jestem zmęczona.

- Córciu... Chcielibyśmy ci złożyć życzenia - odezwał się tata.

- Jutro, tato, dobrze? Dzięki.

Po wejściu do swojego pokoju zamknęłam drzwi na klucz i momentalnie osunęłam się na podłogę. Zdruzgotana zasłoniłam usta dłońmi i przez kilka minut z całych sił powstrzymywałam się od rozpaczliwego krzyku. Nie powiedziałam Katie i Lucasowi, jak bardzo uderzył mnie widok Shane'a i Jenny. Przez całą podróż samochodem zaciskałam zęby, starając się przy nich nie rozpłakać. I tak wystarczająco już obarczyłam przyjaciół swoimi problemami. Prawda jest taka, że sama byłam sobie winna. Gdybym posłuchała Katie i Lucasa, uniknęłabym cierpienia. Właśnie dlatego musiałam przejść przez ten koszmar w pojedynkę.

Gdy wreszcie udało mi się uspokoić, odsłoniłam usta i wydałam z siebie ciche westchnięcie. Stało się. Straciłam chłopaka. Naiwnie wierzyłam, że uda mi się oszukać system i Shane będzie tym jedynym, na zawsze. Tymczasem skończyliśmy tak jak większość nastoletnich par. Zanim podniosłam się z podłogi, powtórzyłam sobie kilka razy w myślach, że jakoś to przetrwam. Musiałam. I wtedy, gdy wydawało się, że sytuacja była opanowana, wybuchłam niekontrolowanym szlochem, a łzy zaczęły mi strumieniami wypływać z oczu.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

- Jas? Możemy wejść? - Usłyszałam głos Katie.

- K-katie? - spytałam łamiącym się głosem i w pośpiechu przetarłam dłońmi mokrą twarz. - M-myślałam, że p-pojechaliście...?

- Yhy... Serio uwierzyłaś, że byśmy cię dziś zostawili? Musisz nas słabo znać. - Nacisnęła na klamkę. - Otwieraj, albo powiem Lucasowi, by wyważył drzwi.

- Okej, okej. - Wstałam i przekręciłam kluczyk. A potem stanęłam twarzą w twarz z zatroskanymi Katie i Lucasem. Nie musiałam nic mówić. Wszystko wiedzieli.

- Chodź tu. - Wyższy o dwie głowy Lucas przytulił mnie i pozwolił, bym wypłakała mu się do piersi. W tym czasie Katie masowała mnie po plecach i powtarzała, że cokolwiek się nie wydarzy, zawsze będziemy mogli na siebie liczyć.

- Nikt i nic tego nie zmieni. Zrozumiałaś?

Rozumiałam doskonale. Nasza przyjaźń była niezniszczalna.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Where stories live. Discover now