Rozdział XIII

217 17 4
                                    


Xavier wybiegł na zewnątrz, nie wiedząc, czy powinien z całych sił wołać o pomoc, czy jak najszybciej uciekać. W ręku wciąż ściskał nóż, który w pośpiechu wepchnął do kieszeni spodni. Oparł dłonie na kolanach, starając się uspokoić. Świat wokół wirował. Musiał jak najszybciej dostać się do Nevermore i tylko ta myśl zdawała się trzymać jego skołataną psychikę w ryzach normalności.

- Przepraszam, czy wszystko w porządku? - zaczepiła go nieznajoma kobieta, która przechodziła obok ze swoim psem - My się chyba nie znamy. Jesteś tu nowy?

- Ja... Nie. W tym domu stało się coś bardzo złego - wydusił, wskazując dłonią na budynek za swoimi plecami - W piwnicy są poważnie ranne osoby. Proszę jak najszybciej wezwać karetkę i szeryfa! - krzyknął, rzucając się przed siebie. Biegł ile sił w nogach, do czasu, aż osiedle z jednakowymi domkami całkowicie nie zniknęło mu z oczu. Ominął centrum miasteczka i wkroczył z powrotem na międzystanową drogę, która biegła pomiędzy lasami otaczającymi Akademię. Przekroczył ostatnią granicę miasta i powłócząc nogami, szedł poboczem. Ledwo oddychał. Niedostatek powietrza boleśnie kłuł go w żebra, ale nawet na chwilę się nie zatrzymywał. Czas był dla niego bardziej niż bezcenny. Popołudniowe słońce wisiało nad jego głową i bezlitośnie go poganiało. Wszedł do lasu, z zamiarem skrócenia drogi powrotnej. W piwnicy musiał zgubić kompas, dlatego kierował się jedynie intuicją. Dwa razy musiał podążać przed siebie zupełnie na oślep, ale ostatecznie drzewa zaczęły przerzedzać się dokładnie w oczekiwanym przez niego miejscu i udało mu się wyjść na właściwą ścieżkę. Minął szopę, w której kiedyś trzymał swoje prace i przeskoczył przez ogrodzenie na skraju pól należących do Nevermore. Z daleka widział już, że coś jest nie w porządku. Z okien od południowej strony wydobywał się smolisty, czarny dym, który nienaturalnie odcinał się na tle bezchmurnego nieba. Przed budynkiem kłębiło się kilkanaście osób, ale wyglądało na to, że większość wciąż jest w środku. Goodie dotarła do Akademii przed nim. Jedyną nadzieję na zabicie jej pokładał w ukrytym w kieszeni sztylecie. Przebiegł na przełaj przez błonia i wszedł do środka szkoły przez boczne wejście od oranżerii. Przez szyby widział przerażone twarze uczniów, wśród nich mignęła mu Yoko w popękanych okularach. Wybiegł z oranżerii na zadymiony korytarz, gdzie nauczyciele ewakuowali wszystkich wychowanków do wyjścia. Panowała zupełna dezorientacja, a panika szerzyła się szybciej od ognia. Nigdzie nie było widać pani Hawthdore, a spotkani na korytarzu uczniowie, stanowili jedynie małą grupę. Chłopak zauważył, że dym wydostawał się z wyższych kondygnacji. Wpadł na schody i popędził na górę. Temperatura powietrza znacząco się podwyższyła. Gęsty dym skracał widoczność na kilka metrów w każdą stronę. Xavier słyszał rozpaczliwe krzyki dobiegające z pokojów. Kolejno naciskał na klamki, lecz wszystkie były zamknięte. Uczniowie byli uwięzieni w swych dormitoriach. Zawrócił więc, biegnąc w stronę gabinetu dyrektorki. Otworzył drzwi, nie wierząc temu, co widzi. Przy oknie stała Goodie, ze spokojem wsłuchująca się w piski przerażonych ludzi.

- Każdy pokój z osobna został przez nas podpalony. Czy to nie piękne? Osobny ogień dla każdego. Czyż to nie wspaniały sposób na śmierć? - rzekła, stojąc tyłem - Niezwykle godny, chociaż oni nawet częściowo nie zasługują na coś tak ujmująco wzniosłego. Na tym właśnie polega moja wyższość. Moja nieskończone mistrzostwo.

- Jesteś nikim, Goodie - wymamrotał bardziej do siebie - Twoje życie i kierująca nim zemsta skończyło się kilka wieków temu. Nie ma tu dla ciebie miejsca - syknął, pokonując dzielącą go od niej odległość i wbijając jej sztylet w sam środek pleców. Element zaskoczenia był jego jedyną przewagą. Gdyby wcześniej zorientowała się, że udało mu się uciec, nie miałby z nią najmniejszych szans. Jego dramatyczny czyn pociągnął za sobą błyskawiczne efekty. Z ust Goodie Addams wyrwał się cichy chrzęst, nim odwróciła się, padając na podłogę. Już po kilku sekundach leżała, będąc niezdolną do jakiegokolwiek ruchu. - Zobacz, jak łatwo było cię wykończyć. Nathaniel zadbał, żeby sztylet przetrwał, a ja jedynie wypełniłem brudną robotę. Tak, też nie sądziłem, że jestem do tego zdolny, ale życie lubi nas zaskakiwać.

Światła Nocy [Wednesday x Xavier] -ZAKOŃCZONE-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz