Rozdział VII

483 38 34
                                    


Wednesday tkwiła w miejscu, do którego nie docierał żaden ból. Mogła zrobić wszystko i nie poniosłoby to za sobą żadnych konsekwencji. Jej ciało natychmiast się regenerowało. Wydawało jej się, że tkwi w tym dziwnym obszarze już od wielu dni, zawieszona pomiędzy czasem, a przestrzenią. Niczego nie mogła być jednakże pewna, ponieważ nie posiadała zegarka. Nie było tu bowiem dni, ani nocy. Czas samoistnie przelewał jej się przez palce, jakby w ogóle nie istniał. Był tu tylko Xavier, jego łóżko, dziennik i słuchawki. Ona nie miała ze sobą nic. Wokół unosiła się jedynie nieprzenikniona czerń nicości.

- To niesamowite. Zupełnie zapomniałem o jedzeniu. Z resztą tkwimy tu od tak dawna, że chyba i tak przestałbym już być głodny - odezwał się chłopak. Wednesday w milczeniu siedziała na podłodze i opierała się plecami o jego łóżko - Może tylko wydaje nam się, że czas mija wolno, a w rzeczywistości nasze sekundy tutaj, tam są jak dni - westchnął z zamyśleniem - Jeżeli nie ma z nami tak długo kontaktu, zapewne wzbudziło to już sporo podejrzeń i kontrowersji.

- Jesteś w śpiączce. Nie sądzę, żeby ktoś miał zamiar kwestionować twój stan. Gorzej byłoby ze mną, ponieważ nikt nie zna prawdziwych przyczyn, dla których się nie budzę - odpowiedziała mu beznamiętnie.

- Może stąd wcale nie ma wyjścia. Przecież większość osób, które zapada w śpiączki kliniczne, już się nie budzi.

- Ja również liczę, że zdecydują się na eutanazję. Niczego nie pragnę bardziej niż spokoju w zaświatach.

- Tyler słysząc to, z pewnością byłby zawiedziony - Xavier uśmiechnął się pod nosem - Niemniej jednak, tutaj spokoju masz aż nadto.

- Daruj sobie. To było nieporozumienie i nie zamierzam więcej wracać do tej wielce przykrej sprawy.

- Muszę przyznać, że jesteś bardzo wybredna, jeśli chodzi o tematy, na jakie można z tobą rozmawiać i z każdą chwilą coraz mocniej się o tym przekonuję.

- Inteligentni ludzie nie tylko dobierają dla siebie dobrych rozmówców, ale i prowadzą konwersację na temat spraw na odpowiednim poziomie, dlatego nie będę odpowiadać na twoje komentarze dotyczące tak nieistotnych rzeczy, jak jedzenie, czy... Tyler.

- Dobrze, geniuszu - chłopak widząc jej powagę, z całych sił powstrzymywał śmiech.

- Nie powiedziałam nic śmiesznego - upomniała go z typową dla siebie dumą.

- Nie o to chodzi - z rozbawieniem potrząsnął głową - Po prostu cieszę się, że jesteś tu ze mną. Wybacz, jeżeli nie powinienem...

- Nie rób z siebie ofiary.

- Wolałabyś być tu z Tyler'em? - Xavier nie mógł dłużej się powstrzymywać i na widok rozdrażnionej miny dziewczyny, wybuchł szczerym śmiechem.

- Niedoczekanie - warknęła - Już coś ci o tym powiedziałam.

- Nie nudzi ci się?

- Bez komentarza. Twoje prowokacje są nonsensowne.

- To nie prowokacje - odparł, powoli się uspokajając - Czasem jak maluję i wiem, że nie potrafię przedstawić dokładnie tego, co chciałbym, rysuję jedynie kontury i celowo pozostawiam tę rzecz lekko rozmazaną, żeby nie było widać mojej niekompetencji. Podobnie jest w rozmowie. Kiedy nie potrafię zapytać o coś wprost, używam żartów jako zasłony dymnej.

- Myślałam, że twoja wyobraźnia artystyczna nie ma żadnych granic.

- Czasem niestety ma.

- To zgadzałoby się z moją teorią o osobliwości twego obrazu, który rzekomo przedstawiał oranżerię. Rączka jest mi winny nagrodę.

Światła Nocy [Wednesday x Xavier] -ZAKOŃCZONE-Where stories live. Discover now