dwadzieścia siedem.

61 8 15
                                    

ver pov

z natury długo się nie gniewam. mój gniew bardzo szybko znika, a ja udaję, że nic się nie stało.

szczególnie, że matty napisał mi z 43 wiadomości o tym, że chce to wyjaśnić.

tak, liczyłam je.

noco.

dopiero gdy ochłonęłam, zdałam sobie, że twarz w twarz stanęłam z samym mattym cashem, a w dodatku pierwsze co zrobiłam to zwyzywałam go.

enemies to lovers??????

żart.

nie byłabym w stanie być z kimś sławnym, tym bardziej, że dwa dni temu tak chamsko go nazwałam.

bałam się z nim rozmawiać, głównie dlatego, że zwyzywałam go za kady, a nie za to, że ciągle mnie wystawiał przy naszych spotkaniach.

zazdrość, to zdecydowanie moja najgorsza cecha.

💸

dobijała prawie czternasta, więc musiałam iść odebrać mojego kuzyna. ubrałam na szybko buty i chwyciłam klucze. założyłam słuchawki i puszczając randomową playliste otworzyłam drzwi.

otwierając je, nie spodziewałam się jebanego pieniążka z bukietem kwiatów.

co?

chwila.

chwila moment.

co?

japier.

CO.

- matty? - powiedziałam zszokowana ściągając słuchawki.
- wychodzisz gdzieś? wybacz, nie wiedziałem i-

zdecydowanie był zdenerwowany. lekko się jąkał wypowiadając pierwsze słowa drugiej wypowiedzi w swoim mocnym akcencie.

ja byłam bardzo zdziwiona. prawie znowu zaczęłam do niego gadać po niemiecku.

moja pani z niemieckiego byłaby dumna.

- no tak troszeczkę, idę odebrać kuzyna ze szkoły,, napewno nie spodziewałam się ciebie tutaj, szczególnie, że nie wiedziałam, że ty wiesz gdzie mieszkam.
- a no... ten... twoja ciocia mi powiedziała..
- przecież ty nie znasz mojej cioci??

chwila ciszy.

- to może asystuję ci podczas podróży do szkoły twojego kuzyna?
- paparazzi?
- raz się żyje. a no i ten, to dla ciebie - matty podał mi bukiet. szybko nalałam do wazonu wodę i wstawiłam kwiaty.

wyszliśmy z domu i spojrzałam na niego.

japier ten chłop dosłownie przeszywał mnie wzrokiem.

- chciałeś to wyjaśnić, nie?
- ah, rzeczywiście.

wydawał się nieco speszony kiedy zaczęłam mówić.

- nie wiem co kady ci mówiła. nawet chyba wolę nie wiedzieć. kady to moja była, nocowała w moim domu przez chwilowy pobyt tutaj. sam jej to zaproponowałem, chciałem być na dobrych warunkach z nią.

po pierwsze, hy? po drugie, rozumiałam co drugie słowo bo ten jebany brytyjczyk gadał tak szybko i Z TAKIM MOCNYM AKCENTEM, że o boże.

uniosłam brwi.

- na "dobrych warunkach?"
- nooo tak.
- mhm, no tak zapomniałam, że to nie polacy - machnęłam ręką.
- a co do mojego wystawiania ciebie... to teraz osobiście chciałbym cię przeprosić. może niekoniecznie zapominałem, ale najzwyczajniej w świecie nie miałem czasu, a mój menadżer nie pomagał.
- rozumiem. ja też przepraszam, wybuchnęłam. nie powinnam była cię tak nazwać, szczególnie, że sam byłeś zdziwiony na mój widok.
- no co ty! pierwsze spotkanie i od razu zwyzywany! pierwszy raz tak miałem, nikt inny nie miał odwagi mi tak powiedzieć odkąd gram dla reprezentacji!
- widzisz? jestem pierwsza. zawsze musi być ten pierwszy raz.

matty uśmiechnął się, ale ten uśmiech znikł, kiedy zatrzymałam się przed budynkiem szkoły podstawowej.

- to tu?
- to tu.

spojrzałam na szatyna a ten posłał mi smutny wzrok.

- ver, chciałbym cię osobiście zaprosić do mojego domu.
- hmmm..
- no co?
- przyjdę, ale pod jednym warunkiem.
- co? jakim warunkiem? kady już nie ma!

- napiszemy do adriana nowaka żalno?

- ver, serio?
- no co, do żalna mnie nie zabrałeś. coś za coś.
- no bo to dziwne miejsce na pierwszą randkę!

pacnęłam go w łeb.

- a idź ty w cholerę. i tak zaraz zadzwoni dzwonek. idź stąd bo sama cię pogonię.

matty uniósł ręce i oddalił się.

nie powinnam tak szybko wybaczać ludziom, ale najbardziej nie powinnam się na nich denerwować.

————————————————————

mysle czy by nie zakonczyc tego tutaj, tylko dopisac jeszcze EPILOG (JAPIER CZWMU NIKT MI NIE POWIEDZIAL ZE POJEBAL MI SIE PROLOG Z EPILOGIEM). idk???? powiedzcie co sadzicie.

- cys

adi nowak żalno/matty cashDonde viven las historias. Descúbrelo ahora