2

39 4 0
                                    

Wieczór z Monicą okazał się naszym wspólnym sukcesem, ponieważ udało się nam uniknąć łez i rozczulania - przynajmniej do czasu powrotu do domu.
Gdy jednak weszłam do łóżka i przytuliłam się do drugiej poduszki, moje oczy zrobiły się wilgotne. Nie wiem, dlaczego płakałam. Czy była to wina alkoholu? A może znowu tęskniłam za mamą? W ciągu ostatnich trzech lat wydarzyło się na tyle dużo, że w takich chwilach miewałam wątpliwości, co dokładnie opłakuję.
Jedną z moich złotych zasad było natomiast granie silnej przy moich bliskich. I nie chodziło tu o egoistyczną chęć udawania, że ze wszystkim radzę sobie świetnie, bo jestem przecież taka zaradna, a o próbę pokazania, że siła jest czymś plastycznym, czymś do wyrobienia. Starałam się tym samym naprowadzać ich na to, by w gorszych chwilach umieli podnieść głowę do góry i iść naprzód. Robiłam tak, by w jakiś sposób ich pocieszyć, choć, prawdę mówiąc, nieraz sama potrzebowałam ratunku.
Rozmyślając tak o przeszłości, przyszłości i teraźniejszości, około trzeciej nad ranem w końcu
zasnęłam.

Następny dzień był dość przyjemny - oczywiście na tyle, na ile może być przyjemny dzień z ostrym bólem głowy. Przyznam, że po obudzeniu się byłam lekko zmartwiona. Przypuszczałam, że na moje samopoczucie mógł mieć wpływ wczorajszy wypadek. Nie wiedziałam jednak, jak bardzo poważnie powinnam potraktować te objawy - bądź co bądź zeszłej nocy wypiłam również hektolitry alkoholu. Przerywając rozważania nad genezą migreny, połknęłam aspirynę i weszłam pod prysznic z nadzieją, że zimna woda i kokosowy zestaw kosmetyków pomogą mi w zebraniu sił na spożytkowanie reszty dnia według wcześniej ustalonych planów.
Tego ranka myłam się bardzo długo. Starannie wydepilowałam ciało, które w okresie sesji egzaminacyjnej trochę zaniedbałam. Zrobiłam dokładny peeling i dwukrotnie nałożyłam szampon. Moje włosy nie były długie. W zasadzie sięgały mi do ramion, jednak mimo to zawsze myłam je dwa razy, choć teraz nie przypomnę sobie, jak powstał ten nawyk.
Po nałożeniu wszystkich kremów, jakie akurat miałam pod ręką, wysuszyłam włosy, wspomagając się przy tym okrągłą szczotką, po czym wyjęłam z szafy czyste ubrania.
Spojrzałam na zegarek. Równo za godzinę powinnam być na dworcu. Nie czekając ani sekundy dłużej, ubrałam się w jedną z moich nielicznych letnich sukienek i założyłam parę złotych kolczyków - kolczyków, które miałam po mamie.
Nieczęsto używałam jej rzeczy. Chociaż miała wspaniały gust i zostawiła w domu wiele ponadczasowych elementów garderoby, nie chciałam ich sobie przywłaszczać. Miałam wrażenie, że jeśli zostawię je nieruszone, to będzie prawie tak, jakby wciąż czekały w szafie na nią. Z perspektywy czasu rozumiem jednak, że nie było to odpowiednie podejście, a mama cieszyłaby się, widząc mnie w jej pięknych ubraniach. Teraz z dumą noszę dziergane przez nią swetry i zdobyte w latach dziewięćdziesiątych spódnice.
Tego dnia postanowiłam uczynić wyjątek i założyć jej biżuterię. Chciałam czuć się ładnie i elegancko, ale jednocześnie dość minimalistycznie - nie mogło przecież wyglądać, że się jakoś bardzo staram.
Makijażem spróbowałam zakryć ranę na czole, co wyszło odrobinę gorzej, niż w moich oczekiwaniach. Na koniec podkreśliłam usta, używając jasnoróżowej szminki i wyszłam z domu zadowolona, że już za chwilę zobaczę Thomasa.
Ku mojej uciesze autobus podjechał akurat wtedy, gdy doszłam na przystanek. U kierowcy kupiłam jednorazowy bilet i usiadłam na jednym z wolnych siedzeń z tylu pojazdu.

Thomasa znałam od dziecka. Był moim najlepszym przyjacielem i ostoją zawsze wtedy, gdy potrzebowałam pomocy. Widywałam się z nim o wiele częściej niż z Monicą, ponieważ, z jakiegoś powodu, zawsze nas do siebie ciągnęło. Do niczego między nami jednak nigdy nie doszło. Byłam pewna, że traktuje mnie jak siostrę. Ja sama czułam się przy nim niemal tak komfortowo, jak przy własnym bracie, dlatego też nie zastanawiałam się nad innymi formami relacji.
Wszystko zmieniło się po śmierci mojej mamy. Gdy skończyłam dziewiętnaście lat, a mój cały dotychczasowy świat się zawalił, czułam, że tylko on powstrzymuje mnie od przekreślenia reszty własnego życia. Thomas spędzał ze mną wtedy bardzo dużo czasu, zaniedbując swoje obowiązki i ówczesną dziewczynę. Ocierał moje łzy i pomagał funkcjonować.

Ostatni pociąg do RzymuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz