1

85 5 0
                                    

Gdy usłyszałam znajome trzaśnięcie drzwi od samochodu, od razu wychyliłam się z okna, aby przywitać się z tatą.
Nasze stosunki nigdy nie były zbyt ciepłe, więc od czasu śmierci mamy starałam się robić wszystko, by całkowicie nie zanikły. Nie chciałam też, aby czuł się samotny, dlatego wracałam do domu tak często, jak pozwalał na to rozkład zajęć na uczelni. Z perspektywy czasu myślę jednak, że moje pobudki mogły być nieco bardziej egoistyczne, niż wtedy sądziłam. Teraz, gdy jestem starsza i nieco bardziej samoświadoma, czuję, że moje regularne powroty podyktowane były pewnego rodzaju chęcią zatrzymania dzieciństwa. Nie czułam się dorosła, choć miałam dwadzieścia dwa lata. I chociaż mieszkając w Rzymie radziłam sobie doskonale, tęsknota za matką nakazywała mi przyjeżdżać do Perugii tak często, jak to możliwe. Wszystko po to, by pielęgnować swoje wewnętrzne dziecko i opóźnić dorastanie.
Tata ze śmiercią żony radził sobie natomiast dość dobrze. Płakał niecałe pół roku, a jego żałoba skończyła się na służbowej podróży, z której przywiózł pięć litrów lokalnego wina i Isabellę. Skłamałbym, mówiąc, że nie byłam zadowolona - bardzo lubię wino, dlatego z uśmiechem na twarzy przygarnęłam dwie butelki.
O wiele mniej przyjemnym aspektem sytuacji była jego nowa partnerka. Myślę jednak, że nie warto się na ten temat rozwodzić. Ich związek przetrwał kilka miesięcy, ale był dla niego dużo zdrowszy niż wir randek, w którym obecnie
się znajduje.
- Chciałbym, żebyś w ten piątek kogoś poznała - powiedział, zamykając drzwi wejściowe. Gdy zsunął ze stóp swoje eleganckie buty, od razu skierował się w stronę kuchni, w której wymył ręce i zaczął szykować proteinowy koktajl. Dużo ćwiczył. Głównie biegał, ale starał się odwiedzać również siłownię i podnosić ciężary. Był bardzo przystojnym i dobrze zbudowanym mężczyzną. Nic więc dziwnego, że miał tak duże powodzenie wśród kobiet.
Mój ojciec nie był osobą, której ludzie zwykli odmawiać, dlatego też nie przypuszczał, że mogłabym oponować przeciwko jego piątkowym planom. Kiedy jednak dostrzegł moją minę, postanowił kontynuować.
- To bardzo miła kobieta. Jest dla mnie dobra. Spotykamy się od jakiegoś czasu i myślę, że to najwyższa pora, aby nasza relacja przeniosła się na następny etap.
- Którym jest przedstawienie jej swojej córki?
- Nie do końca. Chcę, żeby się wprowadziła do tego domu - odwrócił się, by spojrzeć mi głęboko w oczy - Chiara, wiem, że jesteś niezadowolona, ale kiedy ciebie tu nie ma, te pokoje stoją puste. Nie komplikuj tego wszystkiego jeszcze bardziej - powiedział, po czym wrócił do swoich kuchennych czynności.
Chociaż przyjechałam do Perugii z zamiarem spędzania w domu całych wakacji, gdzieś w środku czułam, że moje plany mogą ulec zmianie. I tak właśnie w tym momencie poczułam ogromną potrzebę wyjazdu. Chciałam też wykrzyczeć ojcu, jak bardzo go nienawidzę i że mam mu za złe jego wszystkie zaniedbania, lecz zamiast tego skinęłam głową i szybkim krokiem wróciłam do pokoju. Gdy zamknęłam drzwi, odruchowo uszczypnęłam się w ramię.
Miałam problemy ze złością. Kiedy czułam się wściekła, mogłam albo krzyczeć, albo płakać. W większości przypadków pierwsza opcja odpadała, dlatego mój gniew najczęściej zamieniał się we łzy. Czułam się wtedy jednak słaba i żałosna, dlatego też, jeszcze gdy byłam dzieckiem, postanowiłam się za to regularnie karać. Kilka lat później szczypanie się w chwili, gdy moje oczy robiły się wilgotne, było już zwykłym przyzwyczajeniem. Paradoksalnie metoda ta osiągała odwrotny efekt, ponieważ wtedy płakałam jeszcze bardziej.
Powoli zapadał zmrok. Chociaż była środa, miasto dopiero budziło się do życia, a to wszystko za sprawą studentów, którzy pierwsze dni po zakończonym semestrze postanowili spędzić w pobliskich barach i dyskotekach.
Nie planowałam wychodzić na zewnątrz, ale chwilę po zamknięciu drzwi dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki, która poprosiła, abym spotkała się z nią w D'oro. Myślę, że tylko jej propozycja uratowała mnie w tamtej chwili od morza łez.
Umówiłyśmy się na ósmą, więc miałam ponad godzinę, aby doprowadzić się do porządku. Nie było to w mojej opinii jakoś bardzo dużo czasu, ale wystarczyło, by zrobić staranny makijaż i lekko zakręcić włosy.
Z szafy wyjęłam czarny golf bez rękawów i długie, satynowe spodnie. Użyłam ulubionych perfum i chwyciłam ukochaną, lecz lekko zużytą torebkę, po czym praktycznie wybiegłam z domu, aby zdążyć na najbliższy autobus. Nie mieszkałam daleko od centrum, ale miałam na sobie obcasy, a wiekowe drogi we Włoszech nie sprzyjały szpilkom.
Monicę zauważyłam od razu, gdy przekroczyłam próg baru. Wyglądała ślicznie i zapewne wielu mężczyzn zdążyło już zawiesić wzrok na jej sylwetce. Moją uwagę zwrócił jednak jej smutny wyraz twarzy i dwie puste szklanki po drinkach.
- Chia, dziękuję, że przyszłaś - rzuciła, kiedy tylko podeszłam do stolika - strasznie za nim tęsknię. Myślałam, że sobie z tym radzę, ale dzisiaj zobaczyłam jego zdjęcie z tamtądziewczyną, o którą miałam się nie martwić. Chyba są razem. Śmieszne, prawda?
- Nie wiem, co powiedzieć - odparłam zgodnie z prawdą. Byłam w szoku, tak samo jak ona. Mimo to postanowiłam kontynuować.
- Posłuchaj, Monica. Wydaje mi się, że czeka cię jeszcze trochę smutku. Nie wiem, czy to miłość, czy może już tylko przyzwyczajenie do jego osoby,   ale na pewno jeszcze zapłaczesz, to naturalne. Sęk w tym, że z każdą łzą będziesz stawać się silniejsza. Pewnego dnia może nawet zapomnisz, dlaczego się smucisz. Pozwól sobie na emocje i nie duś ich w sobie, ale nie rezygnuj teraz przez to z życia. Zaczęło się lato, więc korzystaj z wakacji, nawet, jeśli to trudne.
Gdy skończyłam mówić, do stolika podszedł kelner, aby przyjąć moje zamowienie. Poprosiłam o gin z tonikiem, jak za każdym razem w barze, po czym odprowadziłam go wzrokiem, czekając na reakcję przyjaciółki. Ta natomiast siedziała w kompletnej ciszy, kalkulując coś w głowie. Po chwili jednak postanowiła się odezwać, zaskakując przy tym nas obie.
- Masz rację. Jestem żałosna, wiesz? Płaczę za kimś, kogo kochałam, kto nie wytrzymał nawet miesiąca z chujem w spodniach. Dlaczego miałabym marnować lato na myślenie o nim?
- Możesz zrobić jak mój ojciec i odbić sobie stratę randkami co weekend. W zasadzie to ja też mam randkę w piątek. Z nim i jego nową babeczką.
- Wiesz co, Chia, może powinnyśmy wrócić do Rzymu. Za dużo w tym mieście tego całego toksycznego testosteronu.
Wybuchnęłam śmiechem akurat, gdy kelner przyniósł zamowienie. Zanim zdążył odejść, poprosiłam go o kolejkę szotów.
Cieszyłam się, że mam przy sobie Monicę. Ufałam jej, bo byłyśmy przyjaciółkami od kiedy pamiętam. Nie znaczy to jednak, że dużo się widywałyśmy. Chociaż obie studiowałyśmy w Rzymie i pochodziłyśmy z jednego miasteczka, nieczęsto udawało nam porozmawiać na żywo. Nie było to jednak spowodowane brakiem czasu, a specyfiką naszej relacji, która bardzo przypominała tę między siostrami.
Była w niej pewna stabilność, bo obie czułyśmy, że będziemy dla siebie zawsze. Nie oznaczało to jednak, że miałyśmy potrzebę widywania się ze sobą codziennie.
Nasze szoty zniknęły w niecałe pięć minut, dlatego chwilę po ich wypiciu zamówiłyśmy następne. Zanim wybiła jedenasta, byłyśmy wstawione. Postanowiłyśmy nieco zwolnić i dokończyć dwa drinki, które - za namową całkiem przystojnego kelnera - wzięłyśmy na próbę.
I wtedy Monica zaczęła kaszleć.
- Chiara, kurwa, nie odwracaj się. On tu jest - szepnęła, z trudem powstrzymując się od krzyku.
Nie musiałam się odwracać, bo sekundę później Marco stał przy naszym stoliku.
- Chciałem tylko się przywitać, żebyś nie myślała, że cię ignoruję - zwrócił się do Monici. - Nie wiedziałem, że tu jesteś, więc nie róbmy z tego scen - rzucił oschle, po czym wrócił do kolegów, z którymi przyszedł.
- To mój ulubiony bar. Jestem tu zawsze, gdy wracam do Perugii - powiedziała cicho, jakby sama do siebie.
Wiedziałam, że jest zdezorientowana. Czułam też, że za chwilę jej nastrój, nad którym pracowałyśmy ostatnie kilka godzin, zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, a na twarz powróci smutek.
- To debil. Zrobił to dla uwagi, dobrze o tym wiesz. Nie ma sensu się nim przejmować. Słuchaj, masz tu moją kartę, zapłać, a ja pójdę do toalety. Potem zmienimy miejsce na takie, gdzie tej świni nie będzie - powiedziałam, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę ubikacji.
Nie czułam się dobrze. Kręciło mi się w głowie.  Po części przez alkohol, po części przez dzisiejsze przykrości. 
Spojrzałam w lustro i sprawnym ruchem poprawiłam szminkę i włosy. Nie miałam ochoty wymiotować, ale w żołądku czułam pewien ucisk. W tamtej chwili nie byłam tego pewna, ale teraz wiem, że po prostu chciało mi się płakać. Mimo wszystko nie chciałam spędzać w łazience więcej czasu, niż to naprawdę potrzebne, więc zaraz po umyciu rąk wyszłam z pomieszczenia.
A chwilę później leżałam na ziemi.
- Co jest z tobą nie tak? - usłyszałam dokładnie wtedy, kiedy poczułam pulsujący ból w prawej skroni - nie potrafisz chodzić prosto?
Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się, że chłopak, który uderzy mnie drzwiami, będzie mieć do mnie o to pretensje. Chociaż chciałam na niego nakrzyczeć, wstyd i alkohol nie pozwoliły mi się podnieść, nie wspominając o wymyśleniu riposty.
- Czy mógłbyś pomóc mi wstać? - spytałam o wiele delikatniej niż zamierzałam. Nieznajomy podał mi rękę, a ja po raz pierwszy spojrzałam w górę. Moją uwagę zwróciły jego brązowe oczy. I ogromny siniak, którym były przyozdobione. Chwyciłam jego dłoń, a chłopak, bez większego wysiłku, postawił mnie na równe nogi.
- Chodź - powiedział, po czym pociągnął mnie za sobą do męskiej toalety. - Masz przy sobie perfumy?
- W torebce - odpowiedziałam, choć nie wiedziałam, do czego zmierza. Patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę, a ja wywnioskowałam, że to znak, by podać jemu maleńki flakonik.
Patrzyłam, jak nawilża papier, by wytrzeć ranę, którą najwyraźniej miałam na czole, po czym spryskuje chusteczkę moim ulubionym zapachem i przykłada ją do mojej skroni.
- Teraz jest czysta - stwierdził, pocierając ranę jeszcze kilka razy. Trochę mnie to piekło, ale w tamtej chwili byłam zbyt oszołomiona, by się na tym skupić. Stał bardzo blisko mnie, ale nie widziałam jego twarzy, bo przewyższał mnie o głowę. Moje oczy skupione były na jego torsie, który napinał się, gdy poruszał rękoma, dezynfekując ranę.
- Dziękuję, ale nie musiałeś być takim chamem - powiedziałam, gdy wyrzucał papiery do śmieci.
Nie czekając na odpowiedź, wyszłam z toalety i szybkim krokiem podeszłam do Monici, która była już gotowa do wyjścia.
- Przepraszam, że tyle to trwało, upadłam. Jakiś facet uderzył mnie drzwiami od łazienki. To tamten - wykonałam gest w kierunku baru, przy którym teraz stał nieznajomy - ten, który ma wytatuowaną rękę.
Dziewczyna powędrowała wzrokiem we wskazaną przeze mnie stronę i westchnęła.
- Chia, to kuzyn Marca, Alex. Jest jeszcze gorszym kutasem od niego. Ponoć ma się tu przeprowadzić. Jeszcze tego lata. W każdym razie szkoda na niego słów, tak samo na resztę tej ekipy, z moim byłym na czele.
Byłam zdziwiona, chociaż nigdy tak naprawdę nie zdążyłam poznać Marca. Dużo się o nim mówiło, bo nie miał dobrej reputacji, dlatego nienaturalne wydało mi się to, że jeszcze nie słyszałam o jego gburowatym kuzynku.
Przed wyjściem ostatni raz rzuciłam okiem na bar, przy którym Alex stał teraz z jakąś kobietą. Nasze spojrzenia się spotkały, co mnie zawstydziło, dlatego czym prędzej wyszłam z budynku. Gdy usiadłyśmy w restauracji, która znajdowała się dwie przecznice dalej, odetchnęłam z ulgą.
To był początek wakacji, a ja nie chciałam, by został zepsuty przez jakiegokolwiek mężczyznę.

Ostatni pociąg do RzymuWhere stories live. Discover now