Kai spał rozwalony na plecach, a ciemnowłosy chłopak leżał twarzą do dołu. Beomgyu delikatnie szturchnął przyjaciela w ramię, na co ten jedynie cicho westchnął i zmarszczył nos. Dlatego teraz zatrząsł nim mocniej. Dzięki Bogu byli ubrani. Gdyby nie byli, to zacząłby krzyczeć. I poważnie rozważyłby, czy chce się nadal zadawać z młodszym. Blondyn przekręcił się na bok i lekko rozszerzył powieki.

- Kai? - Beomgyu wyszeptał, najspokojniej jak tylko mógł. Co było dosyć trudne, bo trochę panikował. Trochę bardzo. Niecodziennie miał w domu jakiegoś przypadkowego kolesia. - Kai, proszę, chodź ze mną do łazienki, zanim zacznę krzyczeć.

Młodszy przetarł twarz dłońmi i zmarszczył brwi.

- Która godzina? - powiedział zachrypniętym głosem i mrugnął parę razy, próbując dostosować wzrok do porannego światła.

- Łazienka. - Beomgyu zaczął powoli od niego odchodzić. - Teraz.

Kiedy blondyn w końcu postanowił pójść w jego ślady i również leniwym krokiem zmierzyć do łazienki, Beomgyu nie dał mu nawet chwili na dojście do siebie, kiedy zatrzasnął za nimi drzwi i przyparł go do ściany.

- Myślałem, że mamy już ustalone, że nie mówiłem serio z tym całowaniem. - młodszy jednak zamknął oczy i ułożył usta w dzióbek.

- Kai, kurwa, kto to jest?

Kai rozejrzał się po pomieszczeniu. Potem spojrzał z powrotem na przyjaciela i zaczął mówić bardzo wolno.

- Um... A ta osoba, którą tutaj widzisz z nami... - uniósł jedną brew. - To często ją widzisz?

- Mówię o tym człowieku - Beomgyu z każdym słowem mówił coraz głośniej, jednak starał się nie krzyczeć. Nie chciał, żeby tamten chłopak obudził się i ich zamordował. Czy coś. - Który śpi na mojej kanapie.

- Oh, to... - Kai uśmiechnął się nerwowo, położył Beomgyu dłonie na barkach i popchnął go tak, że starszy musiał usiąść na brzegu wanny. Jeśli kiedyś będą szukać nowego mieszkania, będą musieli postarać się o większą łazienkę. - Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć.

- Kai-

- Czekaj. Opowiem ci wszystko. Tylko obiecaj, że nie będziesz się drzeć. I że nie będziesz się na mnie gniewać.

Beomgyu westchnął i kiwnął twierdząco głową. Kai usiadł obok niego i wypuścił powietrze nosem.

- Wczoraj, jakoś koło drugiej w nocy, kiedy już w sumie mieliśmy się zawijać, zacząłeś mi płakać, że Taehyun jest ostatnio okropny i masz go dosyć. Potem gadałeś o kotkach z krótkimi łapkami, a potem... - wytarł sobie śpiocha z prawego kącika oka. - Mam nadzieję, że zasnąłeś? W każdym razie odpadłeś. Kiedy w końcu udało mi się jakoś cię zbudzić, to powiedzmy, że pobrudziłeś mi buty. Zastanowię się, czy wysłać ci potem rachunek z pralni. W każdym razie sam nie mogłem cię zgarnąć, bo jesteś dla mnie zdecydowanie za ciężki. Powinieneś chyba częściej się ruszać, Gyu. Jeszcze, gdybyś sam mógł się dostać do taksówki, to spoko, ale dosłownie musiałem cię tam zawlec. Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto podnosi ciężary?

- Kai, konkrety, proszę.

Młodszy ziewnął. Beomgyu musiał się w tym momencie bardzo kontrolować, żeby nie wepchnąć go do wanny i utopić.

- No ale kiedy już wytargałem cię na zewnątrz, podszedł do mnie Felix. Nie mam pojęcia, kiedy ostatni raz go widziałem, ale spadł mi wtedy z nieba. Ale Felix też nie wyglądał najlepiej. Wtedy nie wiedziałem, co on robił w tym klubie, ale w każdym razie nie był sam. No i ten... - Kai zacisnął usta i mruknął. - Ktoś, z kim tam był Felix, był od niego w trochę lepszym stanie. Więc to on pomógł mi cię tu przytargać. Oczywiście, Felixa podrzuciliśmy po drodze. No i jak tak gadaliśmy, to wyszło, że właśnie on miał go przenocować, ale trochę plany się zamieniły, więc teraz śpi u ciebie na kanapie. To cała historia. Aż dziwne, że to wszystko pamiętam. Rany.

Still Into You || yeongyuWhere stories live. Discover now