7. Crystal: Nie chciałam, żebyś odszedł.

317 33 20
                                    



#trylogiainsomnia

          Krople deszczu opadały na rozpościerające się na całej ścianie okno. Za nim nie panowała jednak całkowita ciemność. Choć niebo nabrało przygnębiających barw, Los Angeles rozświetlała duża ilość kolorowych świateł. Już z daleka przyciągały swym zachwycającym
blaskiem. Część z nich znajdowała się w domach, gdzie małżonkowie okupowali kanapę, ciesząc się chwilą spokoju o tak później porze. Inna część pochodziła od znajdujących się na drodze latarni. Jeszcze inna emanowała od pobliskich wieżowców. Miasto z każdej strony tętniło życiem. Młode dziewczyny opuszczały kluby, śmiejąc sie wniebogłosy, natomiast w barach zapewne roznosił się odgłos stukania szkła przez popijających piwo mężczyzn.

Obserwowałam widok ten ze spokojem. Z niemal niezauważalnie uniesionym kącikiem. Opuszką palca mknęłam po delikatnej szybie, próbując złapać jedną z kropel. Niespostrzeżenie wydostała się jednak z pola mojego widzenia, wyrywając tym samym z chwilowego amoku.

— Uciekłaś.

Nie mogłam nie przymknąć powiek. Nie zacisnąć ich tak, jakbym już nigdy nie chciała oglądać miasta, które do tej pory lubiłam. Głos, jaki rozpływał się w powietrzu, był jednak niczym brzytwy, przecinające moją pokiereszowaną już skórę. Choć ton jego brzmiał tak łagodnie, jak jeszcze nigdy, wprawiał w stan prawdziwego cierpienia.

— Musisz coś zjeść — kontynuuował budowanie chaosu.

Nie chcę cię, kurwa, oglądać.

Resztkami sił potrząsnęłam głową. Wiedziałam, że ruszył w moją stronę, lecz wpierw nie drgnęłam nawet minimalnie. Wciąż wpatrywałam się w widok za oknem, otaczając ramionami zgięte nogi. Kiedy jednak do mych nozdrzy wślizgnął się znajomy zapach, a powietrzu ponownie rozbrzmiał dźwięk, którego tak nienawidziłam, już nie potrafiłam się kontrolować.

— Crystal... — nieco dobitniej wyartykułował moje imię.

Nie kontrolowałam następnego ruchu. Tego, że przycisnęłam mocno dłonie do uszu, aby oderwać się od jakichkolwiek odgłosów. Moja głowa przekręcała się na boki, kiedy tak powtarzałam w niej niczym mantrę, że jestem tutaj sama.

Próbował to powstrzymać. Jego gorąca skóra parzyła, kiedy to doprowadził do kontaktu z moją, wręcz lodowatą. Wzdrygnęłam się wprost momentalnie, niezadowolona z tego gestu.

— Crystal.

— Nie chcę cię słuchać — wymamrotałam niemal niesłyszalnie. — Proszę, przestań mówić.

On jednak tego nie uczynił i choć pragnęłam, aby zaledwie raz zrobił to, o co go poprosiłam, w głębi duszy wiedziałam, że nie jest to możliwe. Nazywał się przecież Davian Bancroft. Uwielbiał wszystko, co wiązało się z utrudnianiem mi życia. Robił to na każdym kroku. Mącił tak, jak nikt inny, chociaż już dawno powinien odejść. Poślubić Novę, powitać na świecie dzieci, które byłyby jego mniejszą kopią. Całkowicie odciąć mnie od siebie.

Ja byłam na to zbyt słaba.

Crystal, spójrz na mnie.

Jeszcze gwałtowniej potrząsnęłam głową. Nie kontrolowałam już w nawet najmniejszym stopniu palców, które mocno zaciskały się po jej bokach w celu odgrodzenia się od jakichkolwiek odgłosów. Pewny ton mężczyzny przebijał się jednak przez słabą tarczą, jaką stworzyłam.

Dreaming Of You  - WOLNO PISANEWhere stories live. Discover now