VII. Mężczyźni lepiej całują, kiedy są zazdrośni.

Start from the beginning
                                    

— To gdzie był Maddox?

— Nawet go w nim nie ma. — Wzruszył ramionami.

  Uniosła brew.

  — Kto to ustalał?

  — Też ja. — Jason wzruszył ramionami, a ona prychnęła.

— Jasne, więc gdzie jestem ja?

— Też na pierwszym, razem ze mną. — Uśmiechnął się szerzej, szturchając ją. — Widzisz? Ty i ja moglibyśmy stworzyć duet nie do pokonania. Bylibyśmy niezniszczalni, ale wybrałaś Kadena.

— A ja? — wtrąciła Avelin, unosząc brew.

— Avelin, nie wtrącaj się — odpowiedział. — Jesteś moją siostrą, nie ma cię na liście.

— Kutas — mruknęła urażona.

— Kontynuując — mówił dalej, nie zwracając na nią uwagi — jeszcze możesz zmienić zdanie i wybrać mnie, zamiast Kadena.

— Proponujesz mi związek?

— Oczywiście. Co myślisz?

Otworzyła usta, chcąc coś odpowiedzieć, ale wtedy na przeciwko niej usiadł chwilę wcześniej wymieniony chłopak. Blaise razem z nim, co przykuło spojrzenie chłopaka.

— Nie rozpędzaj się, debilu — wymamrotał w jego stronę, upijając trochę alkoholu, który ze sobą przyniósł. — Znajdź sobie w końcu kogoś, zamiast zatruwać jej czas.

— Odezwał się. — Przewrócił oczami. — Jesteś zazdrosny, co? Wiesz, że ja i złośnica jesteśmy dla siebie pisani.

Blaise uniósł brew, a Kaden zignorował go, zamiast tego kiwając jej i Avelin głową na przywitanie.

Zaczęli rozmawiać o błahych sprawach, zamawiając kolejną kolejkę, dopóki nie dołączyła do nich Meave. Była tak uradowana, że bez zastanowienia usiadła ciemnoskóremu chłopakowi na kolanach, przytulając go z podekscytowaniem i całując go w policzek.

— Czy to nie jest cudowne? — westchnęła, nie zauważając zdezorientowania Blaise'a. — Kolejny rok razem!

Jason przewrócił oczami, gasząc niedopałek w popielniczce.

— Tak, to doprawdy wspaniałe — sarknął, ale brunetka nie zauważyła jego tonu. Jason zbliżył się do jej ucha. — Mam ochotę to zapić. Dobrze, że wybrała dach budynku, mamy łatwiejszą drogę ewakuacyjną, kiedy Blaise zacznie jej znowu wyznawać miłość — szepnął w jej stronę.

Nirvana zaśmiała się niekontrolowanie, zasłaniając usta dłonią. Nie zauważyła spojrzenia, którym obdarzył ją Kaden.

— Myślę, że upadek z takiej wysokości może być dosyć bolesny — odszepnęła.

Jason błysnął w jej stronę uśmiechem.

— Ale za to jaki skuteczny — prychnął. — Mam ochotę potańczyć i porządnie się upić. Co ty na to? — spytał, wskazując na parkiet. — Gdybyśmy przypadkiem wypadli poza barierki, nawet by tego nie zauważyli.

Uśmiechnęła się szerzej, zrywając się z miejsca i chwytając go za rękę.

— Taniec— westchnęła, zastanawiając się. — To świetny pomysł, Jason. Chodźmy tańczyć. Nie wiem, czy kiedykolwiek zaproponowałeś mi coś lepszego.

— Proponowałem ci niekończącą się miłość! Oraz wierność! — powiedział, teatralnie chwytając się za serce. — Potrafisz łamać serca, Marfori. To na pewno.

Rule no. 1: don't fall in loveWhere stories live. Discover now