P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK

Start from the beginning
                                    

- Przed wami leżą teczki z rozpisanymi dla was zadaniami na najbliższych kilka tygodni – zaczął spokojnie i dopiero wtedy zgromadzeni odważyli się dotknąć znajdujących się przed nimi świstków papieru. - Pracy będzie sporo i będzie działać niezwykle interdyscyplinarnie, więc musicie wykazać się większym zaufaniem do siebie nawzajem, niż kiedykolwiek do tej pory. Zanim też przejdziemy do omawiania najbliższych planów to z całym szacunkiem chciałbym zaznaczyć, że nie podoba mi się ta sytuacja. Wiem, że wszyscy kochacie i szanujecie Dazaia i wiem, że znacie go na tyle dobrze żeby wiedzieć, że jakakolwiek zmiana w traktowaniu go nie wchodzi w grę niezależnie od tego, czego dowiecie się w trakcie zapoznawania się z wytypowanymi dla was aktami. Będzie was korciło żeby spojrzeć na niego z litością, ze smutkiem, z pewnym rozczarowaniem i strachem. Wiecie też, że niezwykle was wszystkich szanuję i ufam, że moje następne słowa nie wbiją się między nas klinem. Ale jeśli zobaczę choćby najdrobniejsze mignięcie emocji, których widzieć na waszych twarzach nie chcę, to zostaniecie odsunięci od całej tej sprawy – zaznaczył Nakahara, doskonale czując na sobie ostrzegawczy wzrok Izakiego.

Nakahara rozumiał obawy chłopaka. Rozumiał też cały tok jego rozumowania. Jasne, że łatwiej będzie mu pracować w całej tej sytuacji, gdzie najbardziej zaufani ludzie będą mogli przejąć część ciężaru jaki niosła ze sobą świadomość o obecnym stanie Dazaia. Jasne, że jednocześnie nałoży to na niego dodatkową warstwę psychicznego obciążenia, bo nie będzie mógł pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd. Nie żeby do tej pory popełniał ich jakoś zadziwiająco dużo, bo w pracy trzymał się naprawdę nieźle. Przynajmniej zgodnie z oficjalną wersją. Ale stracił jakikolwiek margines, który jednak do tej pory miał. A to sprawiało, że czuł się jakby ktoś odciął mu dostęp do powietrza i mimo tego dalej kazał biec z pełną prędkością.

- Nie chcę pokazywać wam tego Dazaia – kontynuował Nakahara, bo wiedział, że musi powiedzieć to przynajmniej raz żeby potem dać radę powstrzymać się od kąśliwości, które mogłyby narazić wszystkie ich relacje. - Nie chcę żebyście poznawali na wylot całą jego historię, gdzie wszyscy wiemy, że nie znajdziemy w niej ani jednego szczęśliwego momentu. Znajdziemy za to tyle traumy i tortur, że zdawać się będzie, że na spokojnie wystarczyłoby to do obciążenia całej mafii a nie tylko jednego człowieka. Nie chcę żebyście znali Osamu na wylot, zwłaszcza, gdy jest w tak niestabilnym stanie. Zwłaszcza, gdy nie ma jak się bronić. Zwłaszcza, gdy wiem, że to, co będzie wydrukowane w tych papierach raz na zawsze zmieni sposób w jaki go postrzegacie.

Nakahara zapauzował na chwilę żeby przetrzeć twarz dłońmi i opanować drobne drżenie, które zaczęło wdzierać się do jego głosu.

- Nie zrozumcie mnie źle, Dazai zawsze był jak rwąca rzeka – Chuuya podjął przerwany wątek z nieznacznym rozczulonym uśmiechem na myśl o przeszłości. - Zawsze się zmieniał. Część z was pamięta tę gnidę z jego najgorszych czasów. Z dni, gdzie trup ścielił gęściej, niż powinien, ale pod koniec dnia Dazai Osamu był najskuteczniejszym potworem Portowej Mafii, który siedział na smyczy tylko dlatego, że tak było mu wygodnie. Część z was poznała go już jako spokojnego chłopaka, który wszystko potrafił obrócić w żart. Chłopaka, który zakładał, że dopóki nie jesteś dupkiem, który sra innym ludziom do płatków to należy ci się miejsce do życia, do którego będziesz czuł, że przynależysz. Dazai zawsze potrafił zrobić wiele i wychodził cało ze starć, które powinny go zabić. Randkowanie ze śmiercią traktował praktycznie jak hobby i czasami żartowałem z tego, że gdyby śmierć nie była dla niego jedynie konceptem to powinienem być o nią zazdrosny. To, co stało się w Zakonie nas przerośnie. Każdego z nas. Dlatego nikt poza mną nie będzie miał pełnego wglądu na tę historię.

Chuuya przesunął wzrokiem po twarzach wszystkich słuchających go ludzi. Zobaczył mignięcia chęci buntu. Chęci odciążenia go. Chęci powiedzenia mu, że wszyscy mogą wziąć to na swoje barki po równo. Te chęci znikały z ich oblicz równie szybko, co się pojawiały. Członkom Cuppoli nie można było odmówić logiki i roztropności i w tamtym konkretnym momencie wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nawet okruszki, które rzuci im Nakahara, i tak ich przerosną. Więc z gorzkim poczuciem na języku zaciskali zęby i trzymali w sobie słowa, które powoli wypalały im przełyki niczym kwas.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now