18

132 17 6
                                    

Dalej czuł na sobie wzrok Czkawki, jego oczy przeszywały go na wskroś, przez co coraz bardziej chciał zapaść się pod ziemię. Czy tak właśnie się czuł jego syn? Potrząsnął głową. To nie była ta sama sytuacja. On miał powody, by tak traktować swojego Czkawkę. W końcu jeśli miałby zostać następcą, musiał się zmienić. Powinien wziąć przykład z Sączysmarka który był idealny.
Najchętniej zrobiłby z niego wodza. Tak byłoby najlepiej. Jego syn się po prostu nie nadawał. Nie miał podstawy wikinga, nie mówił jak wiking, nie chodził ani tym bardziej nie walczył jak jeden z nich. Zupełnie jakby był jakimś przybyszem spoza archipelagu.

- Przecież Valka by cię zabiła za takie coś.

- Ale ona nie żyje. I muszę myśleć o dobru wioski. I bądźmy szczerzy. Porównaj innych z jego wieku a jego. On jest po prostu bezużyteczny.

Nile zamilkła zamyślona i spojrzała na niego zamrożonymi oczami.

- Wiesz Stoicku... To, że twój syn jest, jaki jest to po części twoja wina.

- Jak to moja wina!?

- Cóż... Czy trenowałeś z nim? Czy poświęciłeś mu trochę czasu? Czy próbowałeś nauczyć go podstaw? Nic z tych rzeczy. Wysłałeś go, jak tylko nauczył się chodzić do kuźni i zwaliłeś wychowanie na Pyskacza.

- Mówiłem już, że nie mam dla niego czasu! Mam całą osadę na głowie!

- Ale Czkawka też jest przecież jej częścią. Skoro myślisz o dobru Berk... dlaczego zaniedbałeś przyszłego wodza? Sam przed chwilą rozwodziłeś się o tym jak to on się nie nadaje.

- On był pod opieką Pyskacza! Nie był zaniedbany!

- No wiesz... Pyskacz nauczył go tylko kowalstwa. Ale to ty powinieneś nauczyć go jak trzymać poprawnie broń... Wymagasz od niego niemożliwego kiedy ty nie bierzesz za niego odpowiedzialności i zasłaniasz się obowiązkami wodza. Nienawidziłeś go za coś, czego nie zrobił. Na co nie miał wpływu.

- Jemu to by żaden trening nie pomógł! Urodził się wątły i za chudy...

- Nie pomyślałeś przypadkiem, że na coś choruje? Nie zabrałeś go do uzdrowiciela?

Stoick zmarszczył brwi.

- Nie wiem. Nie pamiętam. Ale...

Zanim zdarzył dokończyć, Nile zniknęła i znowu patrzył na zimne zielone oczy starszego mężczyzny.

- Wiesz co? Ty może lepiej faktycznie idź do uzdrowiciela. Być może jesteś chory na głowę. Kiedy cię tu nie było psychicznie, zdążyłem sprzątnąć większość i przyszły pierwsze osoby. Stoick rozejrzał się i faktycznie arena była prawie gotowa i było kilku dodatkowych ludzi.
Zauważył dwie dziewczyny i dwóch chłopców być może jednakowym wieku jednak ciężko mu było ocenić.
Kiedy było tak, jak powinno być wszyscy podeszli do smoczego jeźdźca.

- No dobra. Przedstawcie się, imię i kto skąd pochodzi. Wiek myślę, że ważny nie jest, bo na nauki nigdy nie jest za późno.

Pierwsza odezwała się jedna z dziewczyn. Włosy w kolorze ognia miała splecione z tyłu głowy w warkocz bardzo podobny do młodej Astrid tylko ze dłuższy. Jej ubiór był całkowicie zrobiony z czarnej błyszczącej skóry.

- Jestem Orta. Pochodzę z Alverton poza Archipelagiem. To dla mnie zaszczyt mogąc być na tym szkoleniu.

Alverton... Pierwsze słyszał, ale przecież mówione było, że będę goście spoza.

W swojej głowie znowu zaczął rozmowę z Nile.

-Czy taka wyspa istnieje w moim świecie?

- Szczerze ci powiem, że nie wiem.

- Czy ty przypadkiem nie jesteś bogiem? Powinnaś wiedzieć takie rzeczy.

To ją zdenerwowało.

- No a czy ty przypadkiem nie byłeś dorosłym pełnoprawnym w swoim mniemaniu wikingiem, który miał stanowisko wodza? Powinieneś to wiedzieć na wszelki wypadek?

- Jedna z zasad wodza: Sprawy spoza archipelagu są poza archipelagiem.

- Więc po co się w ogóle pytałeś?

- Ciekawość?

- I przez tę ciekawość, znowu patrzą na ciebie jak na idiotę. Myślę nawet, że ktoś faktycznie poszedł po uzdrowiciela.

Kiedy wrócił mentalnie na arenę, naprawdę patrzyli na niego, jakby zwariował. Słyszał też to, co szeptali do siebie jego rówieśnicy? Mógł ich tak nazwać?

- On nie jest przypadkiem opętany?

- Co on tu robi?

- Co jeśli nas zaatakuje?

- Albo gorzej zarazi czymś. Patrzcie, jaki jest chudy. Co jeśli choruje na coś poważnego i to rozniesie na nas?

- Ale on tu musi być. Jest synem wodza.

- Syn wodza? Ciężko mi w to uwierzyć.

Dobrze. Stoick musiał to przyznać, bolało. Co jeśli Czkawka faktycznie na coś chorował, co utrudniało mu zwiększenie masy, a on nie wiedział? Przecież był wcześniakiem... To mogło mieć wpływ na jego zdrowie. A tak się chwalił, że wyspa nie ma przed nim tajemnic.

Czkawka z tego świata zwlekał z przerwaniem im, było i to widoczne.

- Wystarczy. By nie tracić już czasu, omówimy najpierw zasady.
Po pierwsze smok jest żywą oddychającą istotą. Tak jak każdy tu z obecnych. Więc uszanuj to i nie traktuj jak zabawkę.

Żywa oddychająca istota? Z doświadczeniem ze swojego domu mógłby się kłócić. To były krwiożercze bestie, które zabiłyby bez mrugnięcia okiem.

- Po drugie. Tak jak ludzie smoki mają przywódców. Tak jak wiedzie z historii w pewnym momencie ludzie i smoki były w stanie wojny. Z obu stron straty były ogromne. Wiecie, dlaczego ta wojna trwała?

Rękę podniosła czarnowłosa podobna z twarzy do Orty. Dopiero teraz dotarło do niego, że ominęło go poznanie innych.

- Wśród wikingów panowało przekonanie, zabij, nim ty zostaniesz zabity. Nawet jeśli nie znasz zamiarów tej istoty. A wśród smoków rządziły instynkty przetrwania. Musiały zabić, by nakarmić swoją królową leża i tym samym przeżyć.

- Tak. Właśnie. Masz plusa Emir. A jak zakończyła się wojna?

- Zabiłeś królową leża.

- Tak. I od tamtej pory okoliczne wyspy przestały mieć z tymi stworzeniami wrogie stosunki a ja zacząłem wprowadzać pokój dalej.

- No ale po co nam to wiedzieć? To szkolenie na oswojenie smoka czy lekcja historii?

Spytał jeden z chłopaków. Był łysy i ubrany w dziwny strój osłaniający wytatuowane ramiona.

- To proste Ferenie. Żeby zawiązać więź, trzeba smoka zrozumieć. Trzeba również znać historię, żeby się nie powtórzyła.

Słuchał tego z błyszczącymi oczami. Sam przecież przez pół życia szukał leża i najwidoczniej miał rację. To tam było źródło ich problemów. Jeśli znajdzie w końcu leże i dotrze do władcy, nareszcie zapanuje pokój.

Odezwała się Nile.

- Nawet jeśli sam przy tym zginiesz?

- To nieważne. Najważniejszy jest koniec wojny.

- Sam powiedziałeś, że najważniejsze jest dobro wioski, a teraz mówisz, że chcesz iść na pewną śmierć, zostawiając wioskę bez wodza? Gdzie tu logika?

Nile była  z jednej strony zachwycona, bo nareszcie coś do tego pustego łba docierało. A to znaczyło, że koniec kary był coraz bliżej, ale z drugiej strony załamała się jeszcze bardziej.

- Na dzisiaj, jako że to pierwszy dzień będzie straszliwiec straszliwy. Jeden z mniejszych, ale nie mniej groźny.

-----

1044 słów

Zamiana Ról   |Jws| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz