vi. our first "i'm sorry"

410 51 6
                                    

a/n: publikuję troszkę bardzo za wcześnie, ale w tym tygodniu raczej ciężko będzie z chwilką czasu. najpierw matury, a w piątek wyjazd do Berlina na koncert 5SOS, także... :D biorąc pod uwagę fakt, że z natury jestem dobrym człowiekiem, postanowiłam wrzucić rozdział dzisiaj, a nie dopiero za tydzień w poniedziałek, jak to miałam pierwotnie w planach :D


Cristal działała niczym w amoku, kursując między szafą a łóżkiem, na którym stała szybko zapełniająca się torba podróżna. Nie obchodziły ją łzy spływające po policzkach czy ból w okolicy serca i gula w gardle. Miała przecież pełne prawo zachowywać się niczym nawiedzona, w końcu najważniejsza w jej życiu osoba okazała się być zakłamaną świnią. Ten, za którym jeszcze do niedawna bez wahania skoczyłaby w ogień, skrzywdził ją w jeden z najgorszych sposobów, pozbawił ją godności, przekreślił poczucie własnej wartości i zdeptał jej samoocenę. Carter naprawdę nie wiedziała, dlaczego Harry poszukał szczęścia u boku innej. Przecież zapierał się, że kocha tylko i wyłącznie ją, że nie potrzebuje nikogo oprócz niej, a ona, zaślepiona uczuciem, ufała mu bezgranicznie. Wierzyła w każde słowo i przejechała się na swojej własnej głupocie.

Dziewczyna parsknęła śmiechem i wierzchem dłoni starła z policzków łzy. Musiała podkręcić tempo, jeśli chciała wyjść jeszcze zanim wróci Harry, więc ze złością wrzuciła do torby ostatnią partię ubrań, a zaraz po tym pobiegła do łazienki. Wyciągnęła z szafki pod zlewem worek na śmieci i to do niego zgarnęła wszystkie swoje kosmetyki. Buteleczka z balsamem do ciała podtoczyła się pod wannę, ale Cristal zupełnie to olała; ścisnęła worek i zaniosła go do sypialni.

Kiedy stała tak nad łóżkiem, siłując się z niedopinającym się zamkiem od torby, usłyszała jak ktoś z rozmachem otwiera drzwi wejściowe. Wymamrotała pod nosem kilka kolejnych przekleństw, zanim obróciła się twarzą do wchodzącej do sypialni osoby.

— Już kończę – powiedziała, patrząc Harry'emu prosto w oczy. Chciała, by zobaczył ile bólu jej zadał, jak bardzo ją skrzywdził i poniżył, a najlepszym na to sposobem było pokazanie mu opuchniętych, czerwonych od płaczu oczu.

— Co ty robisz? – Brunet zapytał, przeczesując dłonią swoje długie włosy. Cristal pokręciła głową i z powrotem skupiła swoją uwagę na nieszczęsnej walizce. – Crissy, przestań, błagam cię.

Carter nie potrafiła zdobyć się na jakiekolwiek wyznania. Chciała wykrzyczeć Harry'emu, że ją zniszczył, że go nienawidzi, ale nie mogła, bo jej serce zmiękło, gdy tylko spotykało na swojej drodze parę zielonych tęczówek, w których malowało się zagubienie, przerażenie i desperacja.

Sęk w tym, że Harry był niewinny. Nie zrobił niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby skrzywdzić Carter, nie zachował się jak ostatni sukinkot; wiedział, że ma za dużo do stracenia. Kochał ją całym sobą i w życiu przez myśl mu nie przeszło, by zabawiać się z jakąś przypadkową panną. Przez jedno nieporozumienie posypało się wszystko, co dla niego tworzyło definicję szczęścia i miłości. Bez chwili namysłu chwycił za nadgarstek Cristal.

— Zostaw mnie! – krzyknęła, odpychając od siebie chłopaka. – Daj mi spokój!

Zielonooki jednak ani myślał dać za wygraną. Nie miał zamiaru pozwolić jej odejść, nie przez taką głupotę, zupełną brednię i zbyt wybujałą wyobraźnię.

— Nigdzie cię nie puszczę, Cristal. Proszę, daj mi coś powied...

Blondynka próbowała wyrwać się Harry'emu, gdy ten złapał ją za ramiona i cierpliwie znosił wszelkie uderzenia pięściami w klatkę piersiową. Ten ból był niczym w porównaniu z tym, co poczuł, gdy Cristal zarzuciła mu, że ją zdradził. Tu chodziło przecież o kwestię zaufania. 

— Nie dotykaj mnie! – jęknęła płaczliwie, coraz delikatniej bijąc chłopaka w tors. — Daj mi jeszcze pięć minut, spakuję się i przysięgam, że dam ci święty spokój. To przecież twoje mieszkanie.

— Ty chyba nie mówisz poważnie! – Harry pchnął blondynkę tak, że usiadła na ogromnym łóżku. Kucnął przed nią, ujmując nieduże dłonie w swoje własne. – To jest nasze mieszkanie, Cristal. Moje i twoje. Przysięgam na wszystko, co mam, że nigdy przenigdy cię nie zdradziłem.

— To co z tą koszulą? – Carter wychrypiała łamiącym się głosem. — Dlaczego wybiegłeś z mieszkania zamiast to wszystko wyjaśnić?

— Bo byłem zły, Cris. – Styles westchnął ciężko i mocniej ścisnął dłonie dziewczyny. — Nie mogłem zrozumieć, jak ty w ogóle mogłaś wpaść na taki absurdalny pomysł. Że ja niby miałbym cię zdradzić? Ciebie, Crissy? Poniosło mnie, wiem i za to strasznie przepraszam. Cholera, nie panowałem nad sobą i powiedziałem te kilka słów za dużo i teraz ich bardzo żałuję. A koszula? Jak biegłem tu na złamanie karku, przypomniałem sobie nasze wyjście do klubu, wtedy z Annabelle i jej facetem. Pamiętasz, jak ja i Mark poszliśmy po piwo, a ty i An stwierdziłyście, że musicie poprawić makijaż?

Cristal zamyśliła się na sekundę, odtwarzając w głowie sceny z owej nocy. Faktycznie, było coś takiego, ale nadal nie rozumiała, co miał piernik do wiatraka. Kiwnęła głową na znak, że pamięta.

— A pamiętasz, co powiedziałem ci, jak wróciłaś?

— Że... — Dziewczyna wydęła wargi. Na jej czole pojawiło się kilka drobnych zmarszczek, a oczy zrobiły się niczym pięciozłotówki, gdy zdała sobie sprawę z tego, co Harry próbował jej przekazać.

— Że pasuje ci ta czerwień na ustach. Pomadka Anabelle, Crissy.

Carter siedziała jak ten przysłowiowy słup soli i jeszcze raz cofnęła się myślami kilka nocy wstecz. Przywoływała wspomnienia i z każdą sekundą wszystko nabierało coraz większego sensu. To ona zostawiła ślady na koszuli Harry'ego.

Styles milczał. Chciał dać dziewczynie czas do przetworzenia informacji i zrozumienia, w jak wielkim błędzie była przez ostatnią godzinę. Obserwował, jak Cristal wstaje i podchodzi do szafy, a następnie sięga do malutkiej torebki wiszącej na drewnianej rączce i wyciąga z niej pomadkę.

— Co do... — wyszeptała, przykładając drżącą dłoń do swoich ust. Nie miała pojęcia, co może powiedzieć. Nigdy nie czuła się aż tak głupio. – Ale... jeny. Przecież...

— Teraz sobie przypominasz? — Harry objął Cristal, a kiedy dziewczyna mocniej wtuliła się w jego tors, poczuł jakby z jego piersi spadał właśnie ogromny kamień.

— Nienawidzę cię i kocham jednocześnie. Czasami mam ochotę zbić cię, udusić, a zaraz później pocałować jak nigdy wcześniej. Mam ochotę przestać się do ciebie odzywać, ale wiem, że będę za bardzo tęsknić. To pokręcone, bo denerwujesz mnie przez cały czas, ale to przy tobie czuję się naprawdę szczęśliwa i nie mam bladego pojęcia dlaczego. Przepraszam, Harry. To było głupie i...

Styles uciszył Cristal krótkim, aczkolwiek czułym pocałunkiem. Nie chciał do tego wracać.

— Ludzie takie zachowanie nazywają zazdrością z miłości, skarbie.  

ours // h.s. auWhere stories live. Discover now