iv. our first "i love you"

418 57 6
                                    

a/n: dziękuję za gwiazdki, miśki! ♥ 

Cristal wróciła z pracy zmęczona jak nigdy wcześniej. Okres przedświąteczny wiązał się z podwójną harówką w sklepie, a zbyt mała ilość pracowników sprawiła, że na barki blondynki spadła większa część zadań związanych z rozkładaniem towaru i uzupełnianiem jego braków na półkach. Po ośmiu godzinach nieustannego kursowania między alejkami z niebotycznie ciężkimi pudłami, Carter marzyła jedynie o gorącej kąpieli, cieplutkim łóżku i ramionach ukochanego, tulących ją do snu. Niczego więcej w tamtej chwili do szczęścia nie potrzebowała. 

Kilka minut po godzinie dwudziestej drugiej zgarnęła z wieszaka płaszcz, trampki zamieniła na zimowe kozaki i wcisnęła w szafkę okropną, zieloną koszulkę z logiem sklepu ASDA. Cristal nienawidziła tej roboty bardziej niż porannego wstawania, dlatego zgarnęła czarną torebkę i wybiegła z marketu, nawet nie oglądając się za siebie. Wskoczyła do podjeżdżającego autobusu, a gdy zajęła wolne miejsce, napisała Harry’emu wiadomość, że za pół godziny będzie w domu. Nie zastanawiała się nad tym, gdzie powinna pojechać, bo najzwyczajniej w świecie nie miała siły na użeranie się ze wścibską Anabelle. Udała się prosto do mieszkania Stylesa.  

— Umieram, dzwoń po pogrzebówkę – jęknęła, wychodząc z windy. Wiedziała, że chłopak będzie czekać na nią w progu do swojego niedużego gniazdka. Zawsze tak robił, gdy Cristal wracała z popołudniowej zmiany. Cholernie się o nią martwił i nic nie mógł na to poradzić. Gdyby nie musiał sprzedać samochodu, żeby mieć z czego zapłacić ostatnią ratę za mieszkanie, sam osobiście odbierałby Cristal z pracy. Wtedy miałby pewność, że jest bezpieczna. 

— Ciężki dzień? – zapytał, wyciągając ręce w stronę zmęczonej dziewczyny. Carter pokiwała głową i z lubością wtuliła się w Harry’ego. Przymknęła oczy, a wsłuchując się w bicie jego serca, równomierny oddech i czując pod policzkiem ruch klatki piersiowej, mogłaby śmiało zasnąć na stojąco. 

— Nawet nie pytaj – wymamrotała po chwili błogiej ciszy. Było jej zbyt dobrze w ramionach Stylesa. Zdecydowanie zbyt dobrze. 

— Chodź, słońce ty moje. – Harry złapał Cristal za dłoń i wprowadził do mieszkania, wcale nie tak delikatnie zatrzaskując za sobą drzwi. Pomógł jej wyplatać się z szalika, rozpiął guziki płaszcza i ustawił pod ścianą buty, które dziewczyna kopnęła pod komodę. Zazwyczaj to ona wszystko po nim poprawiała, ona gaiła go za zostawianie w zlewie brudnych naczyń i to ona była tą, która krzyczała, gdy Harry zarzucał szalik niedbale na wieszak, zamiast wsadzić go do rękawa kurtki. Crissy była z siebie cholernie dumna, bo te cztery miesiące lekcji czegoś go w końcu nauczyły. 

— Grzeczny chłopiec – powiedziała z niebywała czułością. Wyciągnęła dłoń, by zmierzwić idealnie ułożone włosy szatyna, ale ten nie pozwolił jej na to, w ostatniej chwili splatając ich palce. Bez słowa zaprowadził Cristal do kuchni i usadził ją na jednym z taboretów. Na stole stał kubek z parującą herbatą wiśniową, a obok niego talerz z kanapkami.

Carter nie mogła przypomnieć sobie, kiedy po raz pierwszy wróciła z popołudniowej zmiany prosto do mieszkania Harry’ego, ale to wtedy chłopak zaskoczył ją przygotowaniem kolacji, nawet tak zwyczajnie prostej. Zrobił malinową herbatę i banalne kanapki z serem, jednak dla blondynki było to lepsze od drogich dań z wykwintnych restauracji. Może dlatego, że przyrządzone z czystej dobroci, nie z obowiązku czy polecenia. Ogólnie rzecz ujmując, Harry często pokazywał, jak bardzo troszczy się o Cristal. Sam fakt, że gdy ta przychodziła wymęczona po pracy, obchodził się z nią niczym z porcelanową lalką. Nie chciał jej niczym denerwować, był delikatny, czuły i opiekuńczy, jakby bolał go widok ukochanej w takim stanie. 

Tak naprawdę, Styles nigdy nie był dobry w wyrażaniu swoich uczuć. Chociaż należał raczej do osób odważnych, nie potrafił zebrać się w sobie i wprost przyznać, że zakochał się w Crissy.  Zamiast tego, miłość wyznawał jej w zupełnie inny sposób.  Na początku tak bardzo irytujące dziewczynę „zapnij pasy”, „załóż rękawiczki i czapkę, bo jest zimno” czy „daj to, pomogę ci” z czasem nabrało dla niej zupełnie innego, nie tak bardzo matczynego znaczenia. Wtedy Cristal zrozumiała, że Harry naprawdę ją kochał. A co najważniejsze, uczucie to było całkowicie odwzajemnione. 

— Crissy, śpisz? — Cichy szept i duża dłoń delikatnie osuwająca w dół materiał zadartej bluzki wyrwały dziewczynę z głębokiego snu. W odpowiedzi na naruszenie jej prywatnej przestrzeni, Carter poruszyła się niespokojnie i mruknęła coś na wzór „mhm”, nawet nie otwierając oczu. – Idę do pracy. Wstaniesz i zamkniesz za mną drzwi? 

Blondynka jęknęła w poduszkę, ale potulnie poczłapała za Harrym do przedpokoju. Pożegnała się z listonoszem szybkim całusem w policzek i obiecała, że zrobi mu jakiś dobry obiad, tak w podzięce za to, że w nocy przeniósł ją do łóżka. Jeden pocałunek, drugi, trzeci i jeszcze kolejny. Gdyby Carter nie wypchnęła Stylesa na klatkę schodową, na pewno wymyśliłby jeszcze tuzin innych rzeczy, za które musiałby jej natychmiast podziękować. W odpowiedni sposób, oczywiście. 

Cristal wróciła do sypialni zaraz po dwukrotnym sprawdzeniu, czy aby na pewno przekręciła klucz w zamku. Harry za to stał jeszcze przez chwilę przed drzwiami. Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki białą kopertę i w pierwszym odruchu miał zamiar wsunąć ją do środka mieszkania, jednak wziął kilka głębokich wdechów i drżącą dłonią nacisnął dzwonek do drzwi. 

— No to chyba jakiś żart! – Warknęła Carter, która dosłownie sekundę wcześniej ułożyła głowę na poduszce. Ze złością odrzuciła na bok kołdrę i, nie kłopocząc się założeniem kapci, podreptała do przedpokoju. Otworzyła drzwi i oparła się ramieniem o framugę, widząc przed sobą plecy Harry’ego. Chłopak obrócił się w stronę dziewczyny i wręczył jej trzymany w dłoni, zaadresowany do niej list. 

— Otwórz. 

— Nie wiedziałam, że pracujesz też w tej dzielnicy! – Cristal zaśmiała się, ale zrobiła to, o co prosił ją szatyn. Wyciągnęła koperty zgiętą kartkę, a gdy rozprostowała ją, zobaczyła trzy wypisane na całą stronę słowa. Te, na które tak bardzo czekała. 

— Kocham cię… — wyszeptała, wodząc palcem po koślawych literkach. W chwili, w której zrozumiała, co Harry jej właśnie przekazał, odrzuciła na bok papier i podeszła do chłopaka, by następnie ująć jego twarz w swoje dłonie i złożyć na pełnych ustach delikatny pocałunek. 

— Kocham cię, Cirssy. 

Harry nigdy w życiu nie uśmiechał się aż tak szeroko. Nigdy. 

— A ja kocham ciebie – odparła, będąc bardziej niż pewną swoich słów. 

ours // h.s. auWhere stories live. Discover now