Upokorzenie

171 27 54
                                    

Niby niewiele trzeba, żeby upokorzyć człowieka. Coś o tym wiem, bo żeby poniżyć samego siebie, muszę...po prostu się obudzić. Tak jak teraz.


-Tato!-wołam na tyle cicho, żeby tylko on mógł to usłyszeć.


-Co jest?- ojciec pojawia w progu mojego pokoju z nieodgadnionym wyrazem twarzy.


-Ktoś musi mnie stąd wyciągnąć- sprecyzowałem, czując, że chce mi się płakać. Tradycyjnie.


-Dobra...wytłumacz mi tylko, dlaczego ty,dzieciaku, znowu płaczesz? Bo chyba nie przez tę lafiryndę, co to na twarzy miała więcej szpachli niż skóry?


-Nie, nie przez nią.


-To o co chodzi?


Taki wykształcony i jeszcze się nie domyślił?


-O to, że ja się w tym cholernym momencie poniżam.


-Jak niby?


-Ano tak, że własny ojciec musi mnie wyciągać z łóżka, bo jestem na tyle beznadziejny, że nie zrobię tego sam. Nie chce mi się  żyć, rozumiesz?


-Znajdę ci psychologa- obiecał, tym razem już bez cienia typowej dla siebie ironii.


-Mi już nie pomoże psycholog. Ze mną to już tylko do psychiatry. O ile nie do pokoju bez klamek.


-No to znajdziemy psychiatrę.


-I jak to sobie wyobrażasz? Magister Andrzej Rutkiewicz, szanowany nauczyciel,  wicedyrektor szkoły, ma syna w wariatkowie i to jeszcze więźnia własnego ciała. Co może pójść nie tak?Wszystko!Będą cię wytykać palcami, kiedy tylko pokażesz się ze mną na ulicy.Uczniowie będą odwracać spojrzenie, mijając cię na korytarzu. Tego chcesz, tato? Naprawdę?-pytam, a z oczu zaczynają tryskają łzy, których nawet mimo usilnych starań, nie udało mi się skontrolować.


-Tak-odpowiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.


-Co?


-Jeśli od tego ma zależeć lepsza przyszłość mojego syna, zgadzam się na to wszystko. Niech gadają, niech się gapią.Nic mnie to nie obchodzi. Twardzi jesteśmy, nie pękamy. I lepiej dla ciebie, jeśli to sobie zapamiętasz. Albo wytatuujesz-przy tym ostatnim znacząco się uśmiechnął.


-Macie z mamą tego samego dilera, czy jak? Przerażacie mnie...


***


Poznałem Amelię dobrych kilka tygodni temu i nadal zachodzę w głowę, skąd w moim życiu wzięło się takie cudo. Ta dziewczyna to uosobienie empatii i ponadprzeciętnej inteligencji.Pomijając  już fakt, że wygląda jak milion dolarów.Od samego patrzenia kochało się tę dziewczynę. Słodki Jezu, czy ja to właśnie powiedziałem?


***


-Mam coś na twarzy?- zapytała, kiedy po kilkunastu minutach jej obecności nadal nie oderwałem od niej wzroku.


-Co? Nie.


-Więc dlaczego tak na mnie patrzysz?


-Bo jesteś piękna-wypaliłem. 


Uśmiechnęła się, co nie zmienia faktu, że mogła być zaskoczona. I pewnie była. Nie wiem. Odruchowo odwróciłem wzrok.


-Dzięki- mruknęła nadal chyba trochę otępiała.- Nie powiem, zaskoczyłeś mnie trochę, ale nie miałabym nic przeciwko temu, żebyś robił to częściej- zapewniła, po czym usiadła jeszcze bliżej. Znajdowała się na tyle blisko, że gdybym wyciągnął rękę, mógłbym spokojnie dotknąć jej policzka. I musiałem się powstrzymywać, żeby tego nie zrobić. Postanowiłem się nie odzywać i po prostu uważnie obserwować wszystko, co robiła. Pochyliła się nade mną i dotknęła wargami moich ust. Przez najbliższe sekundy nasze języki toczyły ze sobą zaciekłą bitwę o przewagę, w której nieustannie ciężko było stwierdzić, kto był górą.Spodziewałbym się po niej wielu rzeczy. Ale nie tego.


-Podobało się?- zapytała, kiedy się ode mnie odkleiła. Ciągle się uśmiechała i z trudem łapała powietrze.


-Żebyś jeszcze wiedziała, jak bardzo...


-Cieszę się, że mogłam to dla ciebie zrobić- westchnęła. 


-Tak właściwie, dlaczego to zrobiłaś?


-Bo ona cię kocha, debilu!- wrzasnęła stojąca w drzwiach Milena.


-Co tu robisz?- zadałem jej to pytanie, siląc się na spokój.


-Przyszłam sprawdzić, co  się dzieje, bo myślałam, że uskuteczniacie tu jakieś orgie-wywróciła oczami,


-Masz nikomu nie mówić,co tu słyszałaś...

Miłość bez barierWhere stories live. Discover now