Trudny czas

158 27 42
                                    

Budzę się rano. Jest ciemno. Promienie słońca nieśmiało przebijają się przez zasłonięte rolety. Po omacku odnajduję swój leżący na krawędzi łóżka telefon. Kiedy tylko go chwytam, zaczyna trząść mi się ręka. Zupełnie, jakbym usiłował utrzymać w dłoni głaz.Nie wiem, która godzina,ale wnioskuję, że wczesna.Zza zamkniętych drzwi słyszę, jak mama szykuje się do pracy. Przewracała jakieś kartki, a z oddalonej o dosłownie centymetry od salonu kuchni, było słychać działający ekspres do kawy. Później rozlegają się kroki.Mama wpada do pokoju i stawia kubek z parującą kawą na moim biurku. Z zaskoczeniem odkryłem, że wcale nigdzie się nie wybierała. Nie miała przy sobie swojej torby, w której zawsze trzymała sprawdziany lub inne tego typu rzeczy należące do jej uczniów.


-Nie wychodzisz?- pytam lekko zdezorientowany.


-Mój syn jest sparaliżowany czterokończynowo, a ja mam sobie popijać kawkę w pokoju nauczycielskim?-odezwała się, przy okazji nieświadomie wypominając mi paraliż.


-Nie. Powinnaś chyba uczyć i przy okazji wychowywać przyszłą polską inteligencję, mamusiu.


-Komuś tu chyba wraca dobry humor, co?-stwierdziła zadowolona.


-Powiedzmy.


***


Popołudniu Natalia wraca z Mileną do domu. Obie od progu unikały jakiegokolwiek kontaktu ze mną. Nie  odezwały się słowem i z niemalże wypisaną na twarzy ignorancją ominęły mnie, kiedy chciałem przybić z nimi żółwika, będącego takim naszym małym, codziennym rytuałem.Trochę dziecinne, wiem o tym, ale trudno zabić przyzwyczajenia. Zabolało. Czyżby one obie wykazywały jakąś dziwną formę zazdrości? Dziwne, ale w pewnym stopniu prawdopodobne.Bo przecież do niedawna mieliśmy taką samą ilością uwagi poświęcanej nam przez rodziców. Teraz ja zdominowałem im wszystkim życie, Miały pełne prawo się na mnie wściekać. A może nawet, czego próbuję do siebie nie dopuszczać, zdążyły mnie za to wszystko znienawidzić? Trudno powiedzieć. Kobiety, szczególnie te młode, to prawdziwie nieprzewidywalne pod względem psychologicznym stworzenia.


***


-Jest tutaj-informuje mnie Natalia. Przyglądam się jej. Miała taki...pusty wyraz twarzy. Cały czas się uśmiechała, a teraz nie drgnął jej nawet najmniejszy mięsień.


-Kto?- rzucam z zaciekawieniem.


-Twoja dziewczyna.


-Nie mam dziewczyny. 


-Ta laska ze szpitala- uściśliła, nadal z miną pokerzystki.


-Niech wejdzie- uśmiechnąłem się. Amelia miała w sobie coś, przez co nieustannie chciało się z nią przebywać. Tylko ciężko było mi określić, co to właściwie było. Uśmiech? Poczucie humoru podobne do mojego? Nie wiem. 


***


-Cześć- mówi szybko.- Sprawa jest.


-Dobra, gruby kaliber rzucasz, podoba mi się to- przyznałem.


-Zabieram cię na spacer. Poznasz mojego brata. Pasuje?- wypaliła na jednym oddechu. Na dworze było zimno, a ona przybiegła do mnie( standardowo, jak to Amelia) w sukience i cienkiej skórzanej kurtce. Trzęsła się,a ja musiałem się powstrzymywać, żeby jej nie przytulić. 


-Chyba zwariowałaś. Jak ty to sobie wyobrażasz?


-Normalnie. Zabieram cię na spacer, żebyś poznał Patryka. To znaczy, mojego brata.


-Przecież ja nie...


-A po co masz wózek?


-Mówisz o tym cholernym dwukołowym krześle?


Przytaknęła.


-Uprzedzam, że kiedy będę sadzany na wózku, mogę się rozpłakać i istnieje bardzo duża szansa na to, że tak właśnie się stanie- ostrzegłem ją, ale, sądząc po reakcji, nic sobie z tego nie zrobiła. Po prostu znowu pokiwała głową.


-Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce- odparła bez większego zainteresowania.


-Możesz mi wyjaśnić, czemu nic cię nie rusza?


-Przed chwilą to powiedziałam- wzruszyła ramionami z uśmiechem.


-To nie ty, tylko Szymborska.


-Dobra, zacytowałam.


***


W końcu dotarliśmy do jej domu.Był biały w zabudowie szeregowej. Przed drzwiami czeka chłopiec. Na oko trzynastoletni.


-No wiec, to jest ten mój przyjaciel, o którym ci mówiłam- powiedziała z dumą.


Zaraz, zaraz. Czy ona nazwała mnie swoim przyjacielem?


Chłopiec wyciąga rękę w moją stronę, ale cofa ją równie szybko, kiedy orientuje się, że nie dam rady jej uścisnąć. Zamiast tego, przyjaźnie do mnie pomachał.


Miły dzieciak, pomyślałem.

Miłość bez barierWhere stories live. Discover now