Luna llena

66 7 4
                                    

Jasne światło księżyca rozświetlało całe miasto swoim blaskiem. Był dopiero późny wieczór, a niebo było idealnie bezchmurne. Słońce już dawno zniknęło z nieboskłonu. Zimny, jesienny wiatr błądził między budynkami w wąskich uliczkach niosąc ze sobą szelest drzew i szczekanie psów w oddali.

Keith otulił się bardziej krótką kurtką, żałując, że nie zabrał ze sobą płaszcza. Wyszedł z mieszkania w pośpiechu. Jego ojciec wrócił do domu, a on... Naprawdę nie miał dziś ani siły ani ochoty wysłuchiwać jego żalów. Mężczyzna może i był dobrym ojcem, ale odkąd matka Keitha zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach- Ten nie mógł liczyć na jego wsparcie. To nie pierwszy raz, gdy szwędał się późną nocą po mieście, unikając światła lamp i korzystając z tylko sobie znanych przejść. Wychował się w tym mieście, znał każdy jego zakamarek, dzięki czemu bez problemu umykał niebezpieczeństwom czyhającym na niego po zachodzie słońca.

Jakiś czas temu znalazł sobie nowe zajęcie. Na obrzeżach pełno było mieszkań, które wyszły już z użytku. Ściany tamtejszych budynków pokryte zostały graffiti i podpisami nastolatków, zapuszczających się tam po szkole. Było to idealne miejsce do schowania się przed oczami policji i dorosłych, by spełniać się w swojej buntowniczej naturze. Dlatego często też walały się tam butelki po alkoholu, czy inne śmieci pozostawione przez to niewychowane pokolenie. Nie, żeby Keith nie był jednym z nich, w końcu ledwo skończył osiemnaście lat. Prawda była jednak taka, że w jego życiu nic się nie zmieniło.

On jednak przychodził w te miejsca z innego powodu. Opuszczone, ciemne i ciche przestrzenie dawały mu w jakiś dziwny sposób poczucie komfortu, nawet jeśli odczuwał też niepokój, a jego wyobraźnia często robiła sobie żarty, wmawiając mu rzeczy, które nie miały racji bytu.
Aczkolwiek tego wieczoru, gdy czarnowłosy wszedł do jednego z mieszkań, tych nielicznych, jeszcze przez niego nieodwiedzonych, uczucie niepokoju było silniejsze niż zazwyczaj. Zignorował je jednak, zrzucając swoje samopoczucie na stres związany z rodziną i szkołą.

Jedną z rzeczy, które tak ciągnęły go do takich miejsc, była fascynacja ich historią. Przecież ktoś tu kiedyś mieszkał, każda ściana, każdy mebel, który nie został wyniesiony czy skradziony i niszczał w pomieszczeniach, miał w sobie coś z historii tych ludzi. Mieszkanie, do którego właśnie wszedł było utrzymane w jasnych kolorach, mimo złuszczonej w większości miejscach farby, nadal można było odróżnić kolory, na jakie został przemalowany korytarz. W większości była to biel, jednak czym dalej szedł, tym więcej kolorów zaczął zauważać. Ktoś amatorsko próbował zrobić wzór na całej długości, ale widocznie przerwał w połowie.

Przez myśl przeszło mu wtedy jedno pytanie. "Dlaczego?" Ale nie pozostał w miejscu zbyt długo. Na początku zajrzał do kuchni, szukając czegoś ciekawego, jednak zaraz zatrzasnął drzwi, gdy przez całą długość pokoju oświetlonego przez księżyc przebiegła mysz. I tak nie było to pomieszczenie, które by go interesowało. Jego oczy zdążyły już przyzwyczaić się do ciemności, ale mimo tego wyciągnął telefon i włączył latarkę, by niczego nie przegapić. Ostatnie czego potrzebował, to przypadkiem wpaść do jakiejś dziury w podłodze.

Otworzył kolejne drzwi znajdujące się w korytarzu. Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę była ściana, na którą właśnie padło światło z jego telefonu. Można było spokojnie założyć, że kiedyś był to pokój osoby zbliżonej do niego wiekiem. Ze ścian zwisały resztki plakatów, naderwanych zębem czasu do tego stopnia, że nie mógł rozpoznać, co przedstawiały. Wisiały tam również ramki, niektóre przekrzywione, a jedna z nich leżała na podłodze.

Keith wszedł do środka zainteresowany i podszedł do ściany, by przyjrzeć się z bliska pozostałościom po poprzednim lokatorze. Jedynym, co udało mu się odczytać z strzępów plakatów, była nazwa jakiegoś zespołu muzyki popularnej, co wcale go nie zdziwiło. Zdecydowana większość młodych ludzi słucha popu.

Po tym przerzucił swoją uwagę na ramki, były zakurzone, więc zdjął je delikatnie, uważając, żeby ich nie upuścić i rozłożył na czymś, co kiedyś pełniło zapewne rolę biurka. Teraz mebel ledwo stał, ale nadal nadawał się do użytku. Czarnowłosy naciągnął rękaw na dłoń i zaczął przecierać szkło, by pozbyć się zabrudzeń.

Na pierwszym ze zdjęć można było zobaczyć ogromną rodzinę. Keith naliczył aż siedmioro dzieci, co według niego było już przesadą. Sam był jedynakiem. Zatrzymał wzrok na osobie w centrum obrazu, był to chłopak, w jego wieku, z ciemniejszą karnacją, prawdopodobnie latynos. Zdjęcie było już stare, więc nie mógł odczytać z niego zbyt wiele. Na następnym zobaczył tą samą postać, tym razem z białowłosą dziewczyną na tle szkoły. Dziewczyna całowała na nim chłopaka w policzek, a ten uśmiechał się głupkowato do obiektywu. Keith pokręcił głową z politowaniem, ale spojrzał na ostatnie ze zdjęć, to, które spadło ze ściany, przez co niewiele było na nim widać. Zdążyło nabrać wilgoci, a tusz rozmył się, ukrywając to, co kiedyś na nim widniało.

Wyprostował się i omiótł wzrokiem cały pokój przyświecając sobie latarką. Nie zostało w nim wiele. Właściwie nic, pomijając prawie pusty regał i trochę pudełek w rogu. Już chciał sprawdzić ich zawartość, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym nastolatku, gdy huk na korytarzu sprawił, iż dostał gęsiej skórki.

Kto byłby w takim miejscu o takiej godzinie? Owszem Keith tutaj był, ale to pierwszy raz, gdy miałby kogoś spotkać- Specjalnie trzymał się tych mieszkań, których nie odwiedzała nawet okoliczna młodzież, by zagwarantować sobie święty spokój. Zastygł w miejscu nasłuchując, jednak ponownie nastała niezmącona cisza. Nie słyszał kroków, ani niczego, co mogłoby wskazywać na to, że nie jest sam.

Z jakiegoś powodu niepokój, który odczuwał od początku, zaczął się nasilać. Chłopak próbował uspokoić się faktem, że przecież to stary dom, praktycznie rozpadający się. Coś mogło po prostu nie wytrzymać i spaść. Nic strasznego, prawda? To, że nigdy mu się to wcześniej nie zdarzyło, nie oznaczało, że było czymś niemożliwym.

Po dobrej minucie oczekiwania, nie doczekał się żadnego dźwięku. Odetchnął z ulgą, ale stwierdził, że wystarczy mu tych emocji na dziś. Przeczesał włosy dłonią, przekonując samego siebie, że korytarz, na który właśnie ma wyjść, jest całkiem pusty. To wszystko było tak irracjonalne, że miał ochotę się roześmiać. On i strach? Kiedy ostatnio się bał? Jeździł na motorze, często wdawał się w bójki i spacerował po nocach. Adrenalina to jego drugie imię. I wystraszył się czegoś takiego? Nie wierzył w tym momencie w siebie, przecież to niedorzeczne, żeby on, praktycznie dorosły, tak się zachowywał.

Myślał tak do momentu, w którym podniósł latarkę na drzwi i zamiast pustego korytarza, dostrzegł wyglądającą zza framugi drzwi głowę chłopaka, wpatrującą się w niego intensywnie niebieskimi oczyma.

Keith spanikował, tym bardziej, że postać do złudzenia przypominała tą z fotografii, które właśnie przejrzał, zbladł znacznie, co i tak było wyczynem przy jego bladej cerze i zrobił kilka kroków w tył, nie tyle przestraszony, co zdezorientowany. Strach pojawił się dopiero, gdy postać stanęła w drzwiach cała i... Okazało się, że wcale nie stoi. Chłopak lewitował kilkanaście centymetrów nad podłogą.

Minęła chwila, podczas której wpatrywali się w siebie nawzajem. Gdy zjawa zaczęła się zbliżać, czarnowłosy bez zastanowienia wyminął ją rzucając się w kierunku korytarza. Nie był do końca pewien, czy to jego wyobraźnia, czy to czego właśnie doświadczył było prawdziwe, ale chciał się od tego uwolnić, jaka nie byłaby rzeczywistość.

Będąc już na końcu korytarza usłyszał za sobą krzyk.

- Uważaj! - postać pojawiła się z powrotem w korytarzu, a w momencie, w którym Keith odwrócił się w jej stronę, jeden z podwieszanych regałów zaraz za nim, runął na ziemię.

Czarnowłosy aż podskoczył na głośny dźwięk.

- Nie wiem co się tu dzieje- Ale nie zamierzam zostać tu ani chwili dłużej. - mruknął do siebie i zaczął się cofać uważając na resztki mebla pod nogami.

- No chyba sobie żartujesz! - pisnął latynos i w przeciągu sekundy zastawił mu wyjście zakładając ręce na piersi. - Myślisz, że pozwolę ci tak o wyjść? Pierwszej osobie, która mnie widzi i słyszy? NIE. MA. MOWY. - zawisł "siedząc" w powietrzu i zmrużył oczy, patrząc na chłopaka przed sobą.

Luna llena || KlanceWhere stories live. Discover now