32. Nie chcę już być sama.

Începe de la început
                                    


***

- Tylko wróć zaraz- upomniała mnie mama. 

- Przecież idę tylko do sklepu. Nie rób ze mnie jakiegoś niedołężnego dzieciaka- rzuciłam zirytowana. Miałam serdecznie po dziurki w nosie tego naskakiwania nade mną. Wiem, że zrobiłam mamie przykrość, ale nie potrafiłam już nad sobą panować. 

Założyłam na siebie bluzę z kapturem, wzięłam portfel i wyszłam zostawiając zszokowaną Eve na korytarzu.

Na zewnątrz robiło się ciemno, gdyż było po dwudziestej pierwszej. Włożyłam ręce w kieszeni i ruszyłam przed siebie. Mimo tego, że dzień wcześniej trochę wypiłam czułam się całkiem dobrze. Nie wliczając oczywiście mojego stanu psychicznego, z którym był ogromny problem. 

Po dwudziestu minutach wędrówki w końcu znalazłam się w sklepie. Wybrałam się do działu ze słodkościami. Wzięłam paczkę żelek i tabliczkę białej czekolady, do tego dwa jogurty. Jeden oczywiście dla mojego braciszka, który zawsze kiedy miałam coś słodkiego znajdował się w moim pobliżu. Zadowolona ze swoich skromnych zakupów udałam się do kasy. Zapłaciłam za produkty, spakowałam do reklamówki i w końcu opuściłam sklep. Około dziesięć minut później zauważyłam kogoś przede mną. Wtedy było już ciemno, ale dobrze widziałam czarną, długą postać. Wiedziałam, że gdzieś już tę osobę widziałam, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Dopiero gdy przypatrzyłam się dokładnie w tył głowy, który zakrywał kaptur. Ten kaptur. Nogi wrosły mi w ziemię, a reklamówka stała się niewyobrażanie ciężka, po chwili wypadła z moich rąk uderzając z hukiem w chodnik. Chłopak się obrócił. Spojrzał najpierw na reklamówkę, a dopiero później na moją twarz. Zamarłam kiedy zobaczyłam bladą twarz Hemmingsa. Jednak po chwili oprzytomniałam, kiedy zauważyłam, iż zbliżał się w moją stronę. Jak najszybciej rzuciłam się do ucieczki. Zaczął krzyczeć moje imię. Nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy bym nie posądziła o to właśnie jego.

Oczywiście jak zawsze okazałam się być tą wolniejszą. Po niecałej minucie dogonił mnie i złapał gwałtownie za nadgarstek obracając w swoją stronę. Poczułam mocne pieczenie, ale starałam się je ignorować.

- Jak mogłeś?! Myślałeś, że się nie domyślę?!- próbowałam mu się wyrwać, ale ten tylko zacieśnił uścisk. Zaczęłam się z nim szarpać.- To ty zabiłeś razem z dwoma innymi tego chłopaka pod moim domem!- zamurowało go. Pewnie spodziewał się innych słów albo myślał, że go nie poznam. 

- Ja go nie zabiłem, tylko Ben.-wyszeptał. Patrzyłam na niego z pogardą. Jak to możliwe, że ja się go nie bałam? Przecież on był mordercą, a ja głupia lgnęłam do niego niczym ćma do ognia. 

- Świetnie- rzuciłam żałośnie. Miałam dość wszystkiego.- wiesz, co? Chciałam to zatrzymać dla siebie, ale wydaję mi się, że jak to w końcu powiem, to będzie mi lżej. Może jakoś ruszę do przodu? Jakbym rzeczywiście miała na to czas- zaśmiałam się gorzko.- jesteś tchórzem. Zasranym tchórzem, który najpierw próbuje mi wmówić, że mnie kocha, a kiedy mówię, że umieram to odchodzi. Jesteś nic nie wart. Odbierasz innym ludziom życie. Ale widzę, że jakoś ciebie te słowa nie ruszają.- zrezygnowana odwróciłam się i chciałam odejść, ale znów złapał mnie za nadgarstek. Syknęłam z bólu. Spojrzał na mnie dziwnie, a po chwili odkrył mój nadgarstek. Poczułam, jak moje policzki płoną ze wstydu i zabrałam rękę z jego objęcia.

- To przeze mnie? Przeze mnie się tniesz?- jego ton był ostry. Przeraziłam się go. Mimo wszystko miałam nadzieję, że mnie nie uderzy, ale jak to się mówi nadzieja matką głupich. Zdecydowanie jestem głupia. 

- Znowu zostawiłeś mnie w momencie, w którym cię cholernie potrzebuję- łzy strumieniami wyznaczały mokre ścieżki, na moich czerwonych policzkach.- jesteś popieprzony i ciągle mnie krzywdzisz! Nawet się nie zapytałeś co mi jest tylko się odwróciłeś plecami, zostawiając mnie samą sobie. Tak się nie zachowuje osoba, która kocha!

- Przestań mnie w końcu pouczać! Jestem w chuj ciekaw jak ty byś się zachowała na moim miejscu!- nie przemyślałam tego. W sumie cały ten czas myślałam tylko o sobie. O tym jak mi było ciężko. Byłam zasraną egoistką, a on zasranym tchórzem.

- Nie zostawiłabym cię samego- szepnęłam.- Nie zostawiłabym cię samego, bo chyba cię kocham.- nie byłam już sobą. Ta stara Clarie, nigdy by czegoś takiego nie powiedziała, nigdy by nie płakała przy Luke'u. Ale tej starej Clarie już nie ma. Teraz jest jakaś miazga. Nie jestem już tą samą osobą. 

W jego oczach był szok. Po chwili się otrząsnął i przygarnął mnie do uścisku. Szczelnie otoczył mnie ramionami i ucałował czubek głowy. Poczułam, że on jest moją przystanią. Mimo kłótni i ranienia siebie byłam przy nim na jakiś czas bezpieczna.

- Kocham cię, Clarie- powiedział w moje włosy.

- Nie zostawiaj mnie samej, nie chcę już być sama.

- Będę przy tobie. Obiecuję.


Błagam podzielcie się opinią :3 Teraz na poważnie, rozdział raczej pojawi się pod koniec miesiąca, bo mam dużo rzeczy na głowie. Do następnego xx

Don't Fuck With My Love/l.hUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum