Tak właśnie zamierzałem zrobić. Schować się pod pierzynę i nie wychodzić.

Chciałem zasnąć. Dać sobie chwilę wytchnienia. Ale nie potrafiłem. Bo męczyła mnie jedna rzecz. Byłem raniony przez Gabriela. Trzymał mnie na dystans. Ale nie ranił mnie tak bardzo jak siebie.

On ranił też siebie.

Musiałem działać, ponownie z nim szczerze porozmawiać. Nie zamierzałem łatwo się poddać.

Znów była noc, kiedy szedłem z nim porozmawiać. Godzina dwudziesta druga, kiedy ja gwałtownie wstałem, chwyciłem swój szkicownik z szafki nocnej i ruszyłem na parter.

Na korytarzu nie świeciło się światło, dlatego dzięki temu zlokalizowałem, w którym pomieszczeniu znajduje się blondyn. W swojej sypialni, bo tylko z tej szczeliny drzwi wychodziło światło.

Zapukałem i natychmiast wszedłem, by nie dać mu możliwości krzyknięcia: odejdź.

Siedział na krawędzi łóżka, w swojej błękitnej piżamie i w mokrych włosach. A mi, do diabła, zawsze każe je suszyć, twierdząc, że mogę się przeziębić. To niesprawiedliwe.

Jednak to nie mokre włosy najbardziej zwróciły moją uwagę. To tabletki i szklanka w dłoni były ciekawsze.

– Co to? – Wskazałem na jego dłonie.

– To tabletki nasenne – wytłumaczył cierpliwie.

– Dlaczego je bierzesz?

– Pomagają mi zasnąć.

– Dlaczego ja nie wiem, że je bierzesz?

– Bo to nie twój interes.

Specjalnie chciał mnie odepchnąć. Zagryzłem wargę i dziarsko wszedłem w głąb.

– Dlaczego mnie tak traktujesz? – zapytałem.

– Jak? – odbił moje pytanie pytaniem.

– Jakbyś mnie nie chciał w swoim domu.

Milczał. A nawet odwrócił wzrok.

– Byłem u Bossa, pewnie to wiesz – zacząłem, stając dokładnie przed nim, delikatnie odpychając nogą wózek, z którego musiał przeskoczyć na łóżko. – Powiedział mi, że powinienem cię zapytać o przeszłość. Stwierdził, że mogę nie chcieć być przy tobie.

Pokiwał głową, jakby się zgadzał z moimi słowami.

– Tak powiedział? – mruknął jakby do siebie.

– I że mnie przyjmie, jeśli od ciebie odejdę – dodałem, czując zaskakującą pewność i siłę by walczyć.

Milczał dłuższą chwilę i niespodziewanie dla mnie złapał mnie mocno za rękę.

– Adam – powiedział błagalnie.

– Tak? – zapytałam zmieszany.

– Cokolwiek zdecydujesz. Błagam – spojrzał na mnie wielkimi oczami – nie idź do niego. Opłacę ci mieszkanie. Kupię ci własne mieszkanie, będę cię utrzymywał do końca mojego życia. Ale nie idź do niego, błagam.

Zmieszany na jego desperację, usiadłem obok niego, również ściskając jego dłoń.

– Nie daj się wkręcić w nielegalne środowisko – błagał mnie. – Chcę, żebyś był bezpieczny. Tylko mi na tym zależy.

Ale mi tylko na tym nie zależy, pomyślałem, zerkając na jego usta. I zamierzałem o to zawalczyć.

Podałem mu więc mój szkicownik. Moją najcenniejszą rzecz jaką posiadałem.

– Oddałem ci serce, mogę dać ci kawałek swojej duszy – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.

Nie odebrał ode mnie zeszytu, dlatego położyłem mu go na kolanach. Nawet na to nie zerknął. Siedział sztywno, jakby został popieszczony przez prąd.

– Nie chcę na niego spojrzeć – powiedział w taki sposób, jakby błagał mnie o litość.

– Daję ci moją najcenniejszą rzecz – powiedziałem poirytowany, że nie potrafi tego docenić. – Tam są moje emocje, uczucia do ciebie.

Jednak nie spojrzał na nie. A nawet zamknął oczy, jakby chciał zniknąć.

Jak nie po dobroci, to siłą.

Dlatego właśnie otworzyłem szkicownik gdzieś pośrodku, wiedząc, że to etap gdzie rysowałem tylko Gabriela i chwyciłem go za kark, siłą nakierowując go na kartki.

No mógłbym być bardziej delikatny i taktowny, ale nie byłem zbyt cierpliwy.

– Kocham cię – powiedziałem mało romantycznie. – Mam nadzieję, że przynajmniej mi w to wierzysz.

W końcu spojrzał. I zagapił się na swój portret.

W ciszy patrzyłem, jak on patrzy na siebie. W końcu uniósł swoją rękę i dotknął kartki, jakby chciał sprawdzić, czy to realne, czy rzeczywiście naszkicowane.

– Naprawdę cię kocham – szepnąłem już bardziej emocjonalnie i milej.

Uniósł na mnie spojrzenie, które po raz pierwszy nie było zimne. Było czułe.

Uchylił delikatnie usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nic nie mówił.

Jego czułe spojrzenie, różowe usta i napięta atmosfera sama mnie pchnęła do tego bym delikatnie się pochylił w jego stronę.

Najpierw parę centymetrów, by sprawdzić, czy mnie nie odepchnie, następnie jeszcze bliżej, czując jego ciepły zapach po kąpieli.

Cała jego bliskość była otumaniająca.

Nic nie mogłem poradzić, że go pocałowałem. A co ważniejsze, on to oddał.


Nasze SzczęścieWhere stories live. Discover now