Rozdział 20

1K 105 7
                                    



Padało. Idealna pogoda na mój melancholijny humor i depresyjne myśli. Było szaro, buro i zimno. A ja i tak siedziałem na werandzie i słuchałem depresyjnej muzyki.

Chyba rozumiałem, dlaczego wszystkie nastolatki po zerwaniach tak robią. To było całkiem klimatyczne.

Muzyka leciała w słuchawkach, gapiłem się w burzowe niebo i od czasu do czasu zaglądałem na konwersację z Piersem, gdzie wysyłał mi idiotyczne memy, które jakimś cudem rzeczywiście mnie rozbawiały.

W pewnym momencie wiatr zawiał w kompletnie innym kierunku, prosto na mnie, co spowodowało, że mimo daszka ochronnego deszcz runął na mnie, doprowadzając do tego, że byłem cały mokry.

I w tym momencie, kiedy ledwo zdołałem wytrzeć sobie twarz dłonią, wkroczyła do akcji Tatiana, jakby tylko na to czekała.

A może i czekała. W końcu od południa próbowała mnie stamtąd wyciągnąć.

– Natychmiast do domu! – wrzasnęła, gwałtownie otwierając szklane drzwi.

Brzmiała jak wściekła matka, której dziecko wskoczyło do kałuży błota.

Nawet nie śmiałem jej odmówić w tym momencie.

Wstałem, wziąłem swoje graty i wróciłem do ciepłego domu.

– Naprawdę – powiedziała zła, łapiąc się za biodra – cały mokry!

Mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem, rozbawiony.

– Och, bawi cię to. Poczekaj, aż dostaniesz zapalenie płuc – prychnęła i odwróciła się na pięcie. – Idę po ręcznik. Nie ruszaj mi się, dopiero co umyłam podłogę.

Więc się nie ruszałem i grzecznie stałem w salonie.

– Naprawdę się przeziębisz – rozeszło się po mojej prawej stronie. To Gabriel siedział na kanapie, czytając książkę. Siedział tam tak długo, jak ja byłem na werandzie. Wiedziałem to.

– Nie szkodzi – odpowiedziałem.

– Nie będzie miał kto się tobą zająć na górze, jak Tatiany nie będzie – powiedział niewzruszony, nawet nie odrywając wzroku od kartki jakieś tam książki. Dodatkowo zanotował coś na marginesie, co dodatkowo dało mi do zrozumienia, że niespecjalnie go interesuję.

Przekazał mi też bardzo jasno, że dla mnie nie wejdzie na górę i się mną nie zajmie.

Poczułem się, jakby specjalnie wbijał mi szpilki w serce. Zagryzłem wargę. Bardzo mocno.

– Nie szkodzi – powtórzyłem.

Spojrzał na mnie.

– Nie?

– Pójdę do Piersa – powiedziałem wprost, na co on aż złamał ołówek na kartce książki. – Zawsze mnie przyjmie.

– To u niego byłeś przez te cztery dni? – zapytał, wgapiając się w złamany ołówek, a nie we mnie.

– Tak.

– Mhm – mruknął tylko i znów skupił się na książce. Jakby naprawdę go to nie interesowało.

Znów zagryzłem wargę zdenerwowany sytuacją. Ale na szczęście od tej niezręcznej ciszy wybawiła mnie Tatiana z ręcznikiem. Natychmiast mało delikatnie zaczęła mnie wycierać.

– Dziękuję – powiedziałem, uśmiechając się bez przekonania. – Pójdę wziąć prysznic.

– Tylko odpowiednio ciepły! – krzyknęła za mną. – I pod pierzynę.

Nasze SzczęścieМесто, где живут истории. Откройте их для себя