- Brzmi wspaniale. - powiedziała szczerze ucieszona Polly. - Poza tym, dobrze współpracować z kimś potężnym.

- Oh Pol, nie nazwałabym się potężną osobą, ale chyba będę musiała uaktualnić naszą umowę o ochronę. Chciałabym, żebyście obstawili nie tylko sklepy i winnice, ale także nadzorowali większe dostawy.

- Nie ma problemu słońce, przyjdź kiedy będziesz miała czas, to podpiszemy papiery.

- Oczywiście.

Rozmowę przerwała nam kelnerka, która przyniosła nam herbaty oraz ciasta. Zjadłyśmy je w spokoju i popijałyśmy herbatę rozmawiając o pierdołach. Następnie zapłaciłyśmy, zarzuciłyśmy na siebie płaszcze i wyszłyśmy.

Chwilę później odwiozłam Polly do domu i wróciłam do siebie. Posiadanie samochodu było sporym ułatwieniem biorąc pod uwagę mój tryb życia oraz odległości które często musiałam przemierzyć mieszkając w dość sporym mieście.

Weszłam do domu i pierwsze co zrobiłam, to zapaliłam w kominku i piecu, a ciepło po chwili objęło całe mieszkanie. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam do papierów, których nie dokończyłam w piątek. Zostało mi odrobić końcowe rozliczenia. Zajęło mi to około trzech godzin. Gdy skończyłam było już ciemno, a za oknem jedyne światło dawały latarnie oraz księżyc. Mimo wszystko, była dopiero siedemnasta trzydzieści.

Postanowiłam wziąć szybką kąpiel.
Miałam spore okno w łazience, przez które mogłam oglądać miasto leżąc w wannie. Całkiem przyjemny widok, na pewno lepszy od ściany. Odpaliłam kilka świeczek i pozwoliłam sobie na relaks w ciepłej wodzie.

Po około półtorej godziny stwierdziłam, że pójdę do baru. Poza rodziną Shelby nie miałam tu prawie żadnych znajomości, więc stwierdziłam, że najwyższy czas poznać kogoś nowego. Ubrałam długą, ciemnozieloną suknię, która była na tyle gruba bym nie zmarzła. Upięłam włosy w kok, jak zazwyczaj, a następnie ubrałam długie, czarne, skórzane kozaczki za kolana i narzuciłam płaszcz. Zabrałam ze sobą torebkę z bronią i zamówiłam taksówkę, gdyż nie chciałam jechać samochodem pijana.

The Garrison był mocno oświetlony i już na zewnątrz widać było iż w środku znajdowało się sporo ludzi. Podeszłam do baru pewnym krokiem i przywitałam się z Harrym oraz Marlowem. Zamówiłam szklankę szkockiej i usiadłam pod ścianą. Piłam napój rozmyślając nad wszystkim, co działo się dookoła mnie, a chwilę później udałam się do toalety. Gdy stanęłam przy lustrze, by poprawić sobie szminkę, do pomieszczenia wręcz wparowała zapłakana, rudowłosa kobieta.

Na oko była mniej więcej w moim wieku. Miała dość drobną posturę, o bladej cerze z piegami oraz rudymi, kręconymi włosami do szyi, jednak nie był to skręt naturalny i drobny, jak na moich, a raczej miały postać sporych, kręconych na wałkach loków.

- Hej, wszystko w porządku? - spytałam zmartwiona, a dziewczyna wpadła w moje ramiona zapłakana. Czułam, że nie mogła wykrztusić z siebie słowa, więc zdezorientowana objęłam ją i delikatnie głaskałam po plecach.

- Spokojnie, wypłacz to. - dodałam chwilę później. Po paru minutach kobieta uspokoiła się nieco.

- Przepraszam. - wygdukała wciąż łkając. - Nie chciałam na ciebie tak naskakiwać.

- Nic się nie stało. - powiedziałam, kładąc rękę na jej ramieniu.

- Wyglądam jak katastrofa. - powiedziała spoglądając w lustro, po czym się do mnie odwróciła, wciąż łkając.

- Powiesz mi co się stało? Oczywiście nie musisz, jeśli nie chcesz.

- Mój mąż mnie zdradził. Z moją siostrą. - odparła po jakimś czasie wciąż łamiącym się głosem.

Catherine's WinesWhere stories live. Discover now