10. Dla ciebie wszystko

89 4 7
                                    

(+18)

Perspektywa Applejack

Wstałam, strasznie się dziś nie wyspałam. Śniły mi się jakieś głupoty totalne, no cóż tak czasem jest. Muszę się ogarnąć i iść do pracy, dziś wolne od szkoły, bo jest jakieś święto, ale niestety do pracy iść muszę.

Wyjechałam z domu i podążałam w kierunku galerii, nie jechałam szybko, bo nie czułam się na siłach i na tyle uważna. Gdy dojechałam od razu zmierzałam w kierunku pracy, aż wpadłam na kogoś. W pierwszej chwili zawahałam się, ale gdy przyjrzałam się osobie, okazała być się to pisarka A. K. Yearling. Dash ją uwielbia.

- Cześć.. Ee dzień dobry, mogłabym prosić o autograf? - zapytałam szybko.

- Witaj, oczywiście... Jednak nie wiem, czy autograf wystarczy, aby naprawić szkodę. - powiedziała smutno i spojrzała na moją koszulę, na której okazała być się kawa.

- Kurcze, no cóż... Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się.

- No coś ty, co mogę dla ciebie zrobić? - zapytała.

- Hm... Ma pani trochę czasu? - również zapytałam po chwili namysłu.

- Tak, jestem tutaj, bo o 16 jest premiera mojej książki i przyjechałam, aby podpisywać je. - oznajmiła.

- Świetnie się składa, ponieważ moja dziewczyna, znaczy narzeczona jest pani wielką fanką, gdybym po nią zadzwoniła, spotkałaby się z nią pani choć na chwilę? - zapytałam.

- Oczywiście, ale może w jakimś ustronnym miejscu odparła.

Podałam jej adres naszego domu i umówiłam się z nią ja późniejszą godzinę, byłam w szoku, że rozmawiam z kimś takim, A.K. była bardzo sympatyczna i to się ceni.

Po pracy pojechałam do domu, niczego nie mówiąc Rainbow, aby miała niespodziankę.

- Cześć skarbie. - powiedziałam, gdy weszłam do domu.

- Heeej! - przemknął przez salon tęczowy huragan.

- Gdzie tak się spieszysz?

- O 16 jest event z A.K. Yearling, muszę tam być! - krzyknęła.

- Ale do tego jeszcze 2 godziny Rainbow. - oznajmiłam.

- No wiem, wiem. - krzyknęła z góry.

Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Otworzę. - oznajmiłam i podeszłam, aby otworzyć. - Witaj. - przywitałam się.

- Cześć, powiedz mi jak nazywa się twoja narzeczona.

- Rainbow Dash, a ja to Applejack, bo chyba się wcześniej nie przedstawiłam. - zawstydziłam się.

- Piękne imię, gdzie ta wielbicielka Dzielnej Do? - zapytała uśmiechnięta pisarka.

- Rainbow, zejdziesz na chwilę?! - krzyknęłam.

- Applejack, wiesz że się szykuję. Jak nie zdążę wziąć autografu od A.K. Yearling, to nie wiem co zrobię! - co za uparty człowiek z tej dziewczyny...

- Rainbow Dash, zejdź natychmiast. Masz gościa! - krzyknęłam poirytowana.

- Rany, jeśli to Spitfire trzeba było ją zaprosi... sić na górę. - ostatnie słowa powiedziała prawie nie słyszalnie, ponieważ zobaczyła kto stoi obok mnie.

- To ja was zostawię. - puściłam oczko do ukochanej i udałam się do kuchni, aby zrobić obiad.

Słyszałam z kuchni ekscytującą się Rainbow, byłam zadowolona, że mogła spotkać kogoś, kogo podziwia. Na pierwszy rzut pomyśleć, że Rainbow lubi sport, rywalizację i adrenalinę, a czyta książki... może to dziwne, ale czyni ją to jeszcze bardziej wyjątkową. Po jakimś czasie przyszła do kuchni, bo jej gość musiał już iść.

- Applejack, z każdym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej. Dziękuję Ci Mała... - podeszła i przytuliła mnie mocno.

- Dla ciebie wszystko. - odparłam do nadal tulącej się Rainbow. - Masz autograf? - zapytałam.

- TAAAK! Już ci pokazuje. - z entuzjazmem pobiegła do salonu i po chwili wróciła z książką. - Patrz.

Na pierwszej stronie najnowszej książki aktorki znajdował się jej podpis z dedykacją.

- Fajnie, no to teraz czas czytać. - zaśmiałam się.

- Może potem, teraz mój czas mam zarezerwowany dla mojej wspaniałej blondynki. - uśmiechnęła się.

Po zjedzonym obiedzie poszłyśmy do salonu i włączyłyśmy standardowo serial, w między czasie się potuliłyśmy do siebie, chociaż mieszkamy razem, to zawsze mi jakoś jej mało.

Dziewczyna siedziała oparta, a ja usiadłam bokiem i zaczęłam bawić się jej tęczowymi włosami. Chwytałam każdy kolor po kolei i zrobiłam kilka drobnych warkoczyków. Ukochana była zajęta serialem, a ja wręcz przeciwnie. Delikatnie odsunęłam włosy dziewczyny, w taki sposób, że miała odkrytą szyję.

Przybliżyłam się i zaczęłam składać drobne całusy, po chwili Rainbow odsunęła delikatnie głowę, a moje pocałunki stawały się coraz dłuższe i bardziej namiętne, gdy moje usta dotknęły każdy skrawek szyi z tej strony, zaczęłam schodzić delikatnie niżej, jako że ukochana miała koszulkę, było trudno, więc bez wahania chwyciłam za ubranie i ściągnęłam je z niej. Delikatnie musnęłam jej jedną pierś, a zaraz po tym drugą, przez co ukochana zaczęła po cichu pojękiwać. Usiadłam na jej udach i przybliżyłam się, aby pocałować ją w usta.

Po jakimś czasie również nie miałam już koszulki, jednak różnica była taka, że ja miałam jeszcze stanik. Dziewczyna delikatnie położyła dłoń na biustonoszu i zaczęła powoli zaciskać dłoń na nim, następnie ściągnęła jedno ramiączko, drugie i na końcu odpięła stanik i rzuciła go w kąt.

Wstała ze mną na rękach i udała się do sypialni, gdzie położyła mnie na łóżku i zaczęła całować moją górną część ciała... Było to w cholerę przyjemne.

- Jesteś cudowna. - szepnęłam do niej, a ona odpowiedziała mi tylko ciepłym uśmiechem i kontynuowała czynność dalej.

Jakiś czas później, byłam już całkowicie naga, wtedy ukochana delikatnie chwyciła moje nogi i je rozszerzyła... Zaczęła mnie pieścić ustami między nogami, gdy wysunęła we mnie palce, moje jęki stały się zdecydowanie częstsze i głośniejsze... Ta tęczowa dziewczyna doprowadza mnie do szaleństwa... Kiedy osiągnęłam szczyt szybko zamieniłam nas stronami i to ja sprawiałam przyjemność ukochanej, ale najpierw musiałam ściągnąć z niej spodnie. Wtedy zaczęłam powtarzać ruchy ukochanej. Ktoś nagle zadzwonił do drzwi...

- Cholera, no na prawdę?! - powiedziała poirytowana i chciała wstać.

- A pani gdzie się wybiera? Nigdzie nie idziemy, ktoś będzie chciał coś, to przyjdzie ponownie. - puściłam jej oczko i ponownie wsunęłam w nią palce i zaczęłam nimi poruszać energicznie.

- Ale Appleja.. jack. - wyjąkała. - A może i ma... masz rację. - rozluźniła się ponownie i po pewnym czasie, także doszła.

Po wspólnych pieszczotach, ubrałam się w luźne ubrania i zeszłam do kuchni, aby zrobić coś do jedzenia.

- Applejack! - usłyszałam krzyk narzeczonej.

- Co się dzieję? - wybiegłam szybko z kuchni.

- Trzeba było otworzyć... - powiedziała cicho, wpatrując się w coś za drzwiami.

Kiedy dobiegłam do niej zamarłam. Przed naszymi drzwiami siedziała cała poobijana Spitfire...

AppleDash... wejście w dorosłośćWhere stories live. Discover now