X Przeprawa przez Mroczną Puszczę.

8 1 0
                                    

X Przeprawa przez Mroczną Puszczę.

Kompania dzięki Beornowi zyskała skórzane worki na wodę, konie, prowiant na tygodnie, dodatkowo tak lekki, że nie czuło się, że się go niosło. Dostali ubrania na zmianę i masę wskazówek, dotyczących dalszej podróży. W południe byli już gotów, by wyruszać w dalszą drogę. Zasiedli na koniach i czekali na Gandalfa, który wciąż rozmawiał z Beornem głosem tak cichym, że sam zwierzołak musiał się domyślać niektórych słów majara.

— Gandalfie, powinniśmy już ruszać — powiedział pośpiesznie Thorin, spoglądając w stronę siwowłosego.

— Już idę.

— Żegnaj, Beornie! — pomachała do niego Sitriel, darząc go ogromnym uśmiechem. Odmachał jej czarnowłosy, uśmiechając się pod nosem. Raczej ciężko jest zapomnieć kogoś takiego jak Sitriel. Ta kobieta rzuca się w oczy dość mocno przez te jasne oczy wpadające w złoto oraz szeroki uśmieh ukazujący białe kły, które czasem są aż nad to widoczne.

Beorn zadumał się, gdy kompania zniknęła mu z oczu. Szybkim krokiem powrócił do domu i skierował się pośpiesznie do biblioteczki. Szukał po regałach i na komodach, na półkach, przy drzwiach i w kufrach; pewnej grubej książki obitej niebiesko barwioną skórą oraz przyozdobioną kolorowymi rzemieniami i przepiórczymi piórami. W końcu mężczyzna znalazł księgę pod kufrem. Owinieta była starą, porozrywaną i zjedzoną miejscami przez mole szmatą z wyszytymi na niej kolorowymi nićmi kwiatami. Czarnowłosy zdmuchnął kurz i ściągnął ściereczkę. Wolnym krokiem udał się do salonu, nie odrywając wzroku od sterty papieru, której tak zawzięcie szukał. Otworzył księgę i zmarkotniał. To co zobaczył Beorn, było jedynie prawdą, której zawsze się obawiał...
Sitriel jechała na koniku z uśmiechem na twarzy. Rozmawiała z paroma krasnoludami: Dwalinem, Kilim, Bofurem, Dorim, Oinem, Balinem i Thorinem, czyli jedynymi krasnoludami, którzy traktowali czarnowłosą prawie jak rodzinę lub darzyli ją zaufaniem.

— Sitriel? — zagadnął do niej Kili, przerywając opowieść Doriego.

— Tak? — dziewczyna odwróćiła się za siebie, obserwując krasnoluda, który wepchał się między nią, a Thorina.

— Widziałaś już sporo świata w Śródziemiu, prawda?

Czarnowłosa zaśmiała się cicho.

— A skąd! Okolice Gondoru i Rohanu jedynie! Mordor znam z opowieści. Patrząc na ogół, prawie w ogóle nic nie widziałam. Więc jak już odbijemy Erebor, to udam się na zachód pozwiedzać. No, chyba, że wrócę na Nadziemie.

Nastała niezręczna cisza. Kłamstwo Gandalfa wisiało na włosku i wszyscy prócz Silentmaul o tym wiedzieli, lecz nie byli w stanie jej o tym powiedzieć.

— Właściwie, to jakie jest Nadziemie? — zapytał zamyślony Dwalin.

Hmm... — zastanowiła się Sitriel nad słowami. — Jest tam pięknie — rozmarzyła się kobieta, patrząc do góry na puchate, białe chmurki chowające się w koronach drzew. — Jest tam masa gór wypełnionych kolorowymi kryształami. Wodospady nieco mniejsze niż te w Rivendell i nieduże wulkany o gorącej lawie, w której pływają czerwone diamenty. Trawa tam jest pomarańczowa, a piach czarny jak smoła. Trwa tam wiecznie jesień, bo w takich kolorach jest zachowana roślinność. Rzadkością jest zielona trwawa i zielone liście, łodygi kwiatów czy krzewów. 

— Gdy tak o tym opowiadasz, miejsce to wydaje się olbrzymie — zaskoczył się Balin, wyobrażając sobie Nadziemie.

— A wcale takie nie jest — odparła Sitriel, poprawiająć pakunki na plecach. — Zdołał się jednak na niej zmieścić czarny zamek i pola białych murów. Mamy tam też obserwatorium, wieżę czarodzieja, kilka farm, parę osad i arenę.

PIERŚCIEŃ ŁOTRÓW ||the Lord of the Rings/Hobbit||Where stories live. Discover now