Rozdział 42

261 17 0
                                    

Jini 

- Jak się czujesz? 

- Znacznie lepiej. Choć nadal nie mam na nic siły. - stwierdziła słabo Silvia. - Kiedy mnie odwiedzicie? 

- To ty nie wiesz? - zapytałam zaskoczona. 

- O czym?

- Chyba nie powinnam ci o tym mówić. Nie możesz się denerwować. 

- Do jasnej cholerny. Przecież nie umieram. W tej chwili masz mi wyjaśnić o co chodzi. - zaczęłam zastanawiać się czy najzwyczajniej w świecie nie rozłączyć, jednak zdenerwowało by to ją jeszcze bardziej. - Chodzi o mojego męża. 

- Skąd wiesz? 

- Czyli tak. - westchnęła. A ja musiałam jej przyznać, że szybko mnie przejrzała zważywszy w jakim jest stanie i to co ją spotkało. - Obiecuje ci Jini, że nic ci z jego strony nie grozi. Jednak jemu z mojej już tak, więc czekam. 

- Stwierdził, że potrzebujesz odpoczynku i zabronił komukolwiek zbliżać się do szpitala. A nikt nie chce z nim zadrzeć. Zwłaszcza, gdy jest w złym humorze. - dodałam wzdrygajac się na wspomnienie tego co się stało. 

- Zrobił coś? 

- Tak. 

- Wiesz, że nie odpuszczę. 

- Domyślam się. - westchnęłam czując się na przegranej pozycji. - Lucas był na spotkaniu z Dexem i Nielsem mieli coś omówić. Nie pytaj co, bo wiem jedynie, że miało to związek z waszą matką. 

- Nie martw się w ogóle mnie ona nie obchodzi. - jej głos miał brzmieć obojętnie jednak wyczułam w nim smutek i żal. Pomimo, że moja nigdy nie próbowała mnie zabić to często wbijała mi przysłowiowy nóż w plecach. Robiła to wielokrotnie przez wszystkie te lata. Dobrze, że już nigdy tego nie zrobi, bo już jej na to nie pozwolę. Chcę być szczęśliwa i osiągnę to bez moich toksycznych rodziców. Nie rozumiem jak mogłam przez te wszystkie lata ignorować to jak mnie traktowali. Byłam naiwna. Teraz jest to przeszłość do której nie mam zamiaru wracać. Wolę otaczać się ludźmi, którym bezinteresownie na mnie zależy i nie tylko kiedy jestem im potrzebna. Wolę już do końca życia być sama niż być otaczana przez tak toksyczne osoby. 

- Jini? 

- Tak. 

- Słuchasz mnie? 

- Nie. Przepraszam trochę się zamyśliłam. - poczułam jak robi mi się głupio. Silvia cierpi, a ja myślę tylko o sobie. - Możesz powtórzyć?

- Co zrobił Dex na tym spotkaniu?  

- Z tego co opowiadał Luc. Nils zaczął mówić, że to wszystko twoja wina i inne nieprzychylne o tobie słowa. Twój brat miał ochotę mu przywalić, jednak Dex go uprzedził. 

- Chcesz powiedzieć, że uderzył swojego najlepszego przyjaciela? 

- Dokładnie. Po czym zagroził, że jeśli jeszcze raz obrazi jego żonę to go zabije i wyrzucił go za drzwi. Z tego co widział Lucas mógł mieć rozwalony nos. 

Spodziewałam się, że kobieta zacznie się śmiać, jednak zamiast tego zapytała przygaszona. 

- Dlaczego mnie tak bardzo nienawiedzi? 

- Może jest zazdrosny o Dantego. - zakryłam dłonią usta. 

- Chwilę chcesz powiedzieć, że nie jest hetero? O rany to by wiele wyjaśniało. Choć bardziej ten jego wzrok pełen nienawiści kierowany do mnie praktycznie od samego początku. 

- Silvia nie nakręcaj się to jedynie moja hipoteza. 

- Masz rację, ale musiałaś ją na czymś oprzeć. Więc? - po raz kolejny westchnęłam. Dlaczego musi być taka dociekliwa. 

- Widziałam jak całuję się z mężczyzną. Nie pytaj z kim. - natychmiast dodałam. Obiecaliśmy Marcowi nic nie mówić Silvi. Jeśli będzie chciał to sam jej powie. 

- Dlaczego nie możesz mi powiedzieć? 

- Silvia! 

- No dobra już nic nie mówię. Muszę kończyć lekarz idzie. 

- W porządku. Odpoczywaj. 

- Jakbym miała inne wyjście. Inaczej wyobrażałam sobie miesiąc miodowy. 

Parsknęłam śmiechem na jej stwierdzeniem i się rozłączyłam. Fakt leżenie na szpitalnym łóżku i rekonwalescencja nie brzmią najlepiej. Chociaż w obecnej sytuacji nie mogli by nigdzie daleko wyjeżdżać. Mężczyźni dopiero co rozbili Vigilantes. Pomimo, że jest bezpieczniej niż wcześniej to nie warto ryzykować. Zresztą Silvia za pewne będzie zmuszona siedzieć tam przynajmniej kilka tygodni. Wszystko zależy od Dexa. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni będzie kazał lekarza trzymać ją tak długo jak to koniecznie. Nawet kilka dni dłużej. 

Odłożyłam telefon na szafce i położyłam się na łóżku. Z westchnieniem czekałam aż Lucas wrócić. Kiedy wstałam już go nie było. Zostawił mi jedynie liścik, że musi coś załatwić. Nie wiem nawet o której wyszedł. Stanowczo za długo spałam. Jednak nic nie poradzę, że lubię spać do południa. Z drugiej strony kładłam się bardzo późno spać. Chociaż Lucas tak samo, a jednak wstał wcześniej. Tak właściwie to dosyć często mu się to zdarzało. Ile on potrzebę snu? Mam wrażenie, że za mało sypia. Jak mogłam wcześniej nie zwrócić na to uwagi. 

Kiedy do moich uszu dotarła piosenka invisibel dress usiadłam i spojrzałam na wyświetlacz. Ktoś dzwonił do mnie z nieznanego numeru. Choć w moim przypadku nie jest to niczym dziwnym. Z tą różnicą, że zazwyczaj działo się tak przy telefonie służbowym. 

- Halo. 

- Czy mam przyjemność z panią Jini Persino? 

- Tak. Kto mówi? 

- Dzwonię z banku, aby poinformować, że przyznano pani dostęp do konta oszczędnościowego. 

Byłam naprawdę zaskoczona. Z tego wszystkiego zapomniałam o spadku po dziadku. Jednak nie pasowała mi jedna kwestia. 

- Ale urodziny mam za tydzień. 

- Nie ma to z tym nic wspólnego. Pan Mark ustalił dzisiejszą datę. Jeśli chodzi w jaki sposób ma pani je odebrać to już powinny być na pani koncie. Czy ma pani jeszcze jakieś pytania? 

- Nie. Chyba nie. 

- W takim razie do widzenia. 

- Dowidzenia. 

Rozłączyła się, a ja patrzyłam w czarny ekran telefonu. Co się właśnie wydarzyło? Dziadek zrobił to specjalnie czy pomylił daty? Chociaż nie jest to istotne, bardzo mnie zastanawia. Byłby jedyną osobą, która się nie pomyliła. Jak widać nikt nigdy o nich nie pamięta.

Sięgnęłam po laptopa i czekając się włączy zaczęłam zastanawiać się czy jest tego dużo. Gdyby było mało to moi rodzice tak nie nalegaliby, żebym je im oddała. Z drugiej strony dziadka spotkałam raptem kilka razy z czego pamiętam tylko raz jak miałam sześć lat. 

Matka poszła ze mną, żeby wzbudzić u niego poczucie winy i zapisuje jego majątek. Do teraz przechodzą mnie ciarki, gdy przypomnę sobie jego zmęczony wzrok i dźwięk maszyny, która za niego oddychała. Pomimo jego ciężkiego stanu, ta na niego krzyczała, a ten nie był w stanie nawet się bronić. Dopiero ochrona nas wyrzuciła. 

Wreszcie się uruchomił, a ja natychmiast zalogowałam się na konto bankowe. Zakryłam dłonią usta, a laptop spadł na podłogę z trzaskiem. Szybko go podniosłam i ułożyła z powrotem na łóżku. Kilkukrotnie zamrugałam, jednak kwota była taka sama. Nigdy nie widziałam tylu zer. Przecież przez całe życie bym tyle nie zarobiła. Z taką kwotą mogłabym zrobić wszystko co tylko zechce. Podróżować, kupić sobie piękny duży dom, nowy samochód. Nie musiałabym pracować do końca życia i za pewne jeszcze by zostało. Nigdy nie byłam jakoś rozrzutna. 

- Kochanie coś się stało? Cała zbladłaś. 

Spojrzałam na Lucasa, który stał w progu lecz po chwili klęczał przy mnie i patrzył z niepokojem na moją twarz. Byłam naprawdę wzruszona. Przytuliłam go i szepnęłam mu jedynie. 

- Nie misiu. Wszytko dobrze. 

- Na pewno?

Uśmiechnęłam się jedynie. Nie musi w końcu wszystkiego wiedzieć. 

N.A.R.A

Niekochana #4 [ZAKOŃCZONA] Where stories live. Discover now