Eliksir miłości

28 2 4
                                    

Akcja dzieje się przed “Pingwinem, który mnie kochał”.
- Udało się! Tak! Nareszcie mi się udało!!! - Kowalski wyskoczył ze swojego laboratorium, drąc
się wniebogłosy.
- A może powiesz nam o co chodzi, zanim wywołasz globalną histerię? - spytał Skipper zza talii
kart. Właśnie grał w pokera z Szeregowym i modliszką Lily. Rico czesał Perky, podśpiewując
jakiś jazzowy kawałek.
- O co chodzi? O to chodzi, szefie, że właśnie spełniło się moje największe marzenie!!!
- Twój umysł wstąpił na poziom kwantowy? - zdziwił się Szeregowy.
- Nie. To drugie największe marzenie.
- Aaa. Doris w końcu cię pokochała?
- No... Jeszcze nie. Ale... - Kowalski wyciągnął zza pleców jakąś probówkę - Dzięki temu już
wkrótce pokocha!
- Że co? - Skipper odłożył karty.
- Przedstawiam wam moje Lofcioserum 1 kropka 0. Wystarczy wypić jedną kropelkę, by
zakochać się w pierwszym przedstawicielu płci przeciwnej, jakiego się napotka! Teraz tylko
wystarczy, że znajdę Doris i zaaplikuję jej serum, a nareszcie będzie MOJA! Muehehehehehe!!!
- Żal mi cię... - chrypnął Rico.
- Kowalski! - Szeregowy się oburzył - To jest bardzo nieładnie. Nie wolno podrabiać uczuć!
Kiedy nauka wkracza... już ci to kiedyś mówiłem! Widzę, że wcale nie wziąłeś sobie tego do
serca!
- Kiedyś zrozumiesz, Szeregowy, że świat polega na nauce, a nie na uczuciach.
Rico uniósł w skrzydłach szyld z napisem "ANARCHISTA" i strzałką skierowaną na
Kowalskiego.
- Kowalski... - Lily postanowiła zainterweniować. - Mówiłam ci chyba 58 razy, tak, dokładnie 58,
że Doris-na-ciebie-nie-zasługuje.
- Być może. Ale w każdym razie, ja zasługuję na nią.
- Dobra. Widzę, że z tym już nic nie da się zrobić. - westchnęła modliszka zrezygnowanym
głosem.
- Posłuchajcie, żołnierzu. - Skipper mówił do Kowalskiego takim tonem, jakim uspokaja się
przestraszone pisklę - Ja rozumiem, że kochacie Doris zatraceńczo, że zrobicie wszystko, by z
nią być, ale... TO NAJBARDZIEJ CHORY Z TWOICH DOTYCHCZASOWYCH CHORYCH
POMYSŁÓW, KOWALSKI!!! - naukowiec aż się ugiął - BARDZIEJ CHORY NIŻ LOVELATOR,
WYKRYWACZ NIESPODZIEWANEGO, ELEKTRYCZNY TRANSFER OSOBOWOŚCI I ŻELUŚ
RAZEM WZIĘTE!!!
- No nie, szefie, jak dla mnie transfer osobowości był bardziej chory... - wtrącił Szeregowy.
- To wasze zdanie, żołnierzu. A teraz, Kowalski, macie to zniszczyć, raz na zawsze!
- A więc mam... na zawsze stracić moją jedyną być może szansę na miłość Doris. Tak samo jak
szansę dla wielu innych zakochanych stworzeń na Ziemi. - Kowalski jak zwykle usiłował
wywołać płacz słuchaczy - Świat jest już tak blisko poznania istoty tego szczególnego zjawiska,
jakim jest miłość. A ja mam tę malutką nadzieję raz na zawsze zaprzepaścić... Dobrze, zrobię to... Nie, nie dam rady! Rico, zniszcz to! Nie! Czekaj! Zniszcz, nie wypij! - zawołał, zabierając
psychopacie probówkę. - Właśnie sobie przypomniałem, że do zneutralizowania działania
Lofcioserum potrzebny jest kwas hialurowodorowy nasycony 5 izotopem procetylaniny.
- A nie masz tego w laboratorium? - zdziwił się Skipper.
- Pewnie że nie! To bardzo rzadki materiał! Najbliższa próbka znajduje się... moment, policzę...
eee... dokładnie 5000 kilometów stąd, w laboratorium genetycznym stanu Nevada.
Skipperowi zaczęła drgać lewa powieka. W Nevadzie, tak? Na drugim końcu Stanów...
- Hehe... Ale spokojnie, szefie... - Kowalski z wymuszonym uśmiechem pogłaskał Skippera po
plecach - Szef niech lepiej zostanie w bazie, my sobie poradzimy, a pan niech odpocznie...
- W TEJ CHWILI ZNIKNIJ MI Z OCZU!!! - wydarł się Skipper na cały głos. Kowalski i dwa
pozostałe pingwiny szybko wyskoczyły przez właz.
- 35 godzin bez Kowalskiego wyjdzie mi na dobre... - Skipper usiadł na swojej pryczy.
- Tak jak wszystkim w zoo. - dodała Lily - Ja już wrócę do siebie. - spojrzała jeszcze raz na
pingwina, kiwnęła głową i wyfrunęła przez właz.
***
Minęło 8 z 35 godzin bez Kowalskiego. Skipper był bardzo senny, ale przed uśnięciem chciał się
jeszcze napić kawusi. Tak, kawusia to najlepsze lekarstwo na stres.
Wsłuchując się w ciche brzęczenie ekspresu myślał sobie, czy już zawsze sam będzie sobie
przygotowywał kawkę? Czy może kiedyś znajdzie się ktoś, kto zrobi to za niego i poda mu
kubek, całując delikatnie w dziób? Ktoś, kto rozświetli swoim ślicznym śmiechem szare dni
pingwiniego żywota...
- Yyyy. No nie! - pingwin otrząsnął się z poetyckich myśli - Zacząłem myśleć jak Szeregowy. To
gadanie Kowalskiego o miłości naprzewracało mi w głowie. Tak, zdecydowanie potrzebuję
dawki kofeinki... - mruczał pod nosem, mieszając rybą w kubku. Był solidnie zaspany, więc na
wpół przytomnie sięgnął po butelkę mleka do kawusi. Wymacał jakieś okrągłe naczynie i wlał
sporą część zawartości do kawy. Siorbnął łyczek - uuu, kawka z mlekiem nigdy tak dobrze mu
nie smakowała! Wypił szybko cały kubek i, w dużo lepszym nastroju, wskoczył na swoją pryczę.
Mimo przyjęcia dużej porcji kofeiny zasnął niemal od razu.
***
Pingwin zbudził się następnego dnia. Czuł jakieś dziwne ssanie w okolicy serca i jakby
niedosyt... pytanie tylko, czego.
- Coś jest... nie tak, jak być powinno. - mruknął, zeskakując z pryczy. Półświadomie wyczuwał
narastające napięcie, coś, czym jego serce bardzo się ekscytuje. Usłyszał znajomy furkot
skrzydełek - ale tym razem ten dźwięk wydał mu się najpiękniejszym na świecie.
- Cześć, Skipper! - przywitała się Lily, lądując na podłodze. - I co? Jak ci się żyje bez twojego
oddziału?
- Nie odczuwam tego, dopóki ty jesteś w pobliżu, najdroższa. - odparł pingwin dziwnym tonem
głosu, podchodząc do modliszki i delikatnie ją głaszcząc. Lily zdziwiła się - Skipper nigdy tak do
niej nie mówił... Do nikogo nigdy tak nie mówił... Ogarnięta niemiłym przeczuciem rzuciła okiem
na stół, na którym Kowalski zostawił probówkę z Lofcioserum. Zawartość... zniknęła. Modliszka
podniosła wzrok na pingwina, patrzącego na nią z czułością, i nagle uświadomiła sobie grozę
sytuacji.
- Osz ty go w kalarepę... - mruknęła cicho. Szefie, wróciliśmy! - zawołał Kowalski 15 godzin później. - Mamy neutralizator i... CO TU, NA
PARADOKS BERTRANDA SIĘ DZIEJE?
Rico otworzył dziób na całą szerokość, a Szeregowy momentalnie odwrócił wzrok.
- To. Trochę się spóźniłeś. - odparła modliszka, wskazując na Skippera, który czule ją
obejmował i głaskał po głowie.
- No... Zostawić was na niecałe dwa dni, i do czego tu dochodzi? - prychnął Szeregowy.
- Moje Lofcioserum! Wypił całe Lofcioserum! AAA!!! - Kowalski zaczął panikować.
- Wrócili. Nie dane nam będzie spędzić ze sobą więcej czasu sam na sam, moja ukochana. -
powiedział smutno Skipper, całując ją delikatnie w czoło.
- To... to takie piękne, i przerażające zarazem. - wyjąkał Szeregowy.
- To jest NIENORMALNE! Kowalski, zrób coś... - warknęła modliszka.
- Coś? Lily, jedna kropelka wywołuje bezgraniczną miłość, a szef wytrąbił całą probówkę! Taka
dawka powoduje wręcz obsesję, do tego stopnia, że jeśli powiesz mu wprost, że go nie
kochasz, nie przeżyje tego!
- Ale nigdy mi tak nie powiesz, prawda? - zapytał Skipper, kładąc modliszce skrzydło na szyi.
- To daj mu się napić tego całego neutralizatora i wszystko wróci do normy!
- Nie. Nie, nie, nie! Żeby neutralizator był zdatny do spożycia, muszę go poddać procesowi
sparotyfikacji, a to potrwa przynajmniej cały dzień!
- Dzień... No dobra, dzień wytrzymam z tym lowelasem na karku... - Lily wskoczyła Skipperowi
na ramię. - No, Romeo, jaki masz pomysł?
- Może by tak romantyczny spacer główną alejką? - zaproponował pingwin.
Główną alejką... Tak, że wszystkie zwierzęta będą widzieć. Niezmywalna plama na honorze...
Ale życie Skippera jest ważniejsze.
- Dobrze... - odparła niechętnie modliszka.
***
- Jemu kompletnie odbiło. - powiedziała Lily kilka godzin później, gdy Skippera nie było w
pobliżu. - Przed chwilą powiedział mi, że mam delikatną skórę!
Kowalski aż się zachłysnął.
- Te chitynowe blachy?
- No właśnie!
- To znaczy, wiesz... - odezwał się Szeregowy - Twoje chitynowe blachy są bardzo delikatne...
Jak na chitynowe blachy.
- Nie pocieszasz mnie tym... - jęknęła modliszka, spuszczając głowę. - Ten spacer to już była
porażka... Julian nie miał litości... "Hej, nielocie, co tam szepczesz do swej tyci ukochanej?", no
a potem zapytał go, czy ma czyste stopy. A Marlenka... Żebyście to widzieli! "Jejciu, to takie
słodkie, Skipper zmienił się nie do poznania. Powinnaś się cieszyć"! Rany. Zawsze
podejrzewałam że z nią jest coś nie ten-teges, ale to...
- Widzisz, bo... Ona żyje w trochę innym świecie.
- W ogóle… Ja się z tym źle czuję. Jak to tak… ptak z owadem? - modliszka nerwowo
gestykulowała odnóżami - Ptaki jedzą owady… A nie się z nimi… No.
- Niestety, dla jego umysłu otumanionego Lofcioserum to się w ogóle nie liczy. Jesteś samicą,
ergo jesteś dla niego atrakcyjnym obiektem. Tak to działa. Na szczęście sparotyfikacja właśniesię kończy. Za 4 minuty neutralizator będzie gotowy do wypicia. Tylko... - Kowalski się zamyślił -
Jak zmusić Skippera, żeby w ogóle go wypił?
- To już zostaw mnie... - Lily zmrużyła oczy.
***
- Hej, hej! Gdzie moja księżniczka się ukryła? - spytał Skipper, wchodząc przez drzwi - Mam dla
nas plany na cały wieczór... Oł! - zawołał, nagle czymś zaskoczony - Ktoś specjalnie dla mnie
zostawił drinka z wisienką!
Wziął kieliszek ze stołu i opróżnił go za jednym zamachem. Poczuł coś w sercu i otrząsnął się.
- O matko! - powiedział już swoim normalnym głosem - To było... straszne!
- Skipper! Już, wróciłeś z odmętów szaleństwa? - zapytała Lily, wychodząc z kąta. Po czym,
zbliżając się do niego, rzekła:
- Zdajesz sobie sprawę, że mnie pocałowałeś, i to chyba z osiem razy, i to w miejsce, gdzie
miałabym wargi, gdybym je miała?
- O rany. Musiało być ze mną naprawdę źle. No, ale teraz już czuję się normalnie.
- Udowodnij to jakoś...
- Proszę bardzo, żołnierko! Macie mi tu zaraz przyprowadzić Kowalskiego, biegusiem!
Modliszka się rozpromieniła. Wrócił stary Skipper. Bez ociągania spełniła rozkaz.
- Kowalski... - zaczął Skipper bardzo surowym tonem. - Dziś, przez was, straciłem normalność.
Przez was wystawiłem Lily na pośmiewisko. A jednak - tu spojrzał na modliszkę - Dla niej
ważniejsze było, bym przeżył. Była w stanie się dla mnie poświęcić. Więc przyjmij ją za wzór do
naśladowania. Aha... I masz szlaban na wynalazki na tydzień.
- Do-do-dobrze, szefie. - wyjąkał Kowalski. - Jajaja dziękuję za łagodny wymiar kary i proszę o
wybaczenie.
- Przecież dobrze wiecie, że zawsze wam wybaczę, Kowalski, wy stara mordo! - Skipper
wytargał podwładnego za pióra.
- Au, auć! Co za szczęście, że jest już pan normalny!
***
- Hej, Skipper! - zagadnęła go Marlenka następnego dnia na alejce - I co? Jak wam się układa?
- Układa? - Skipper wolał udawać głupiego.
- No nie udawaj. Widziałam cię z Lily, i jak się do niej słodko zwracasz. Powiedz, zaiskrzyło coś
między wami?
- Zaiskrzyło? Marlenko droga, te wszystkie komedie romantyczne poprzewracały ci w bani!
Między mną a modliszką nigdy nic nie było!
- Proszę bardzo, nie chcesz, nie mów. Ale pamiętaj: z miłości nie powinno się robić tajemnicy. -
wydra prychnęła i wróciła na swój wybieg.
- Nie teges. - stwierdził przechodzący obok Szeregowy.
- Nie teges. - potwierdził Skipper, kiwając głową.
KONIEC

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 04, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

nowa era XD [PoM]Where stories live. Discover now