Polowanie na myśliwego

22 1 0
                                    

- Ale czemu? Czemu nie mogła wyjść poza obręb zoo?

- Bo nie! Kiedy tylko przekroczyła mur, traciła nad sobą kontrolę i stawała się niebezpieczna dla całego otoczenia! - Kowalski spojrzał na swoją rozmówczynię - Kto jak kto, ale TY to powinnaś zrozumieć.

- To ma być jakaś aluzja? - Lily obruszyła się.

- Nie, czemu tak myślisz? - pingwin unikał spojrzenia przyjaciółki. Żałował, że w ogóle wspomniał w jej obecności o akcji ze zdziczeniem wydry. No ale cóż - kiedy tylko użył słowa "niebezpieczeństwo" modliszka zaczęła trząść się z podniecenia, więc nie miał innego wyjścia, tylko wyjawić jej resztę szczegółów.

- Rozumiesz... powiększ się 10 razy, odstaw na bok świadomość, skrzyżuj się z Rico - tu spojrzał na kolegę, grającego na cymbałkach podpalonymi laskami dynamitu. - a wyjdzie ci to, co dzieje się z Marlenką po opuszczeniu zoo. - próbował wytłumaczyć Kowalski.

- A, już rozumiem! - modliszka była zirytowana - Że niby JA stanowię zagrożenie dla otoczenia cały czas, tak?

- Nie, słuchaj, źle mnie zrozumiałaś!

- Ależ bardzo dobrze! Aż właściwie za dobrze, ty... niedobry pingwinie ty! - modliszka z obrażoną miną udała się do swojej klatki.

- Kurczę... Niezręcznie to wyszło - pingwin czuł się zafrasowany. Żal mu było, że uraził koleżankę. To, co powiedział było prawdą, Lily siała wokół siebie śmierć i zniszczenie, ale powiedział to trochę zbyt dosłownie...

***

- Powiększ się 10 razy, to ci wyjdzie... Wymyślił... - Lily szła pustą alejką w kierunku pawilonu gadów. Był środek nocy. - I w końcu NIE DOWIEDZIAŁAM się, co dokładnie dzieje się z wydrą, jak... wychodzi poza zoo...? Chwileczkę!

Modliszka wdrapała się na mur otaczający zoo. Ze szczytu był piękny widok na Central Park. Z Kowalskim Lily dzieliła jedno - musiała wszystko sprawdzić w praktyce. Rozejrzała się po panoramie Parku, a potem odwróciła głowę w kierunku wybiegu wydry i zachichotała diabolicznie, jak Bulgot widzący świeżego halibuta...

Miała plan. Dopracowany w najmniejszych szczegółach. Niemożliwy do zaprzepaszczenia...

***

- Wcale... tego... nie... mówiłam! - wydyszała modliszka, ciągnąc śpiącą wydrę za ucho. Marlenka ważyła 4 kilogramy, więc (jak potem obliczył Kowalski) do jej przeniesienia, czy choćby przeciągnięcia, i przy tym nie obudzenia, potrzebne byłyby minimum 4 tysiące modliszek.

Lily jednak nie poddawała się łatwo - jeśli coś chciała zrobić, to to zrobi. Nawet za cenę... eee.... powiedzmy, 3 dolarów?

***

Modliszka wstukała kod. Drzwi do garażu się otworzyły. Różowy Wehikuł tam stał, otoczony najnowszymi wynalazkami Kowalskiego.

- Hym... Sterowanie tym nie może być aż takie trudne... - Lily spróbowała przekręcić kluczyk w stacyjce. To niełatwe, gdy jest się od kluczyka niewiele większym. Nareszcie jednak się udało - modliszka siadła za kółkiem (raczej na kółku), sięgnęła skrzydłem do pedału gazu i powoli wyjechała z garażu. Po niedługim czasie już jechała w kierunku bramy zoo, z wydrą załadowaną na tylne siedzenie.

***

- Uff... Dobra... - modliszka z największym wysiłkiem wyciągnęła Marlenkę z autka. Gdyby owady się pociły, Lily pewnie by się utopiła. Położyła wydrę na trawie i odskoczyła na bezpieczną odległość. Marlenka się budziła, dziwne, że dopiero teraz.

- C-co jest... Gdzie ja... Czy... Nie, zaraz! - wydra szeroko otworzyła oczy. Jej źrenice się zwężyły.

- Kontroluj się... Kontroluj się... Przecież potrafisz... - szeptała do siebie, oddychając coraz szybciej.

nowa era XD [PoM]Where stories live. Discover now