6. Nie tym tonem

36 1 0
                                    

TW:TORTURY można pominąć ten rozdział

POV Jane Monglis

Minęłam z niepokojem kolejną uliczkę. Znienawidziłam wychodzenie z domu. Każde stuknięcie metalem powoduje u mnie atak paniki. Mimo, że chodzę na terapie to z dnia na dzień czuję się coraz gorzej. Mój aktualny stan pogorszył widok mojego ojca wychodzącego z jakiegoś klubu, mentalnie przy żegnałam się i odwróciłam na pięcie by jak najszybciej spierdolić. Przyrzekam, że przez najbliższy miesiąc nie wyjdę z domu.

Stanęłam nagle kiedy przede mną z nikąd wyrósł Joker. Zacisnęłam ręce w pieści, wbijając paznokcie w dłońe. Pokonałam pisk w uszach który pojawił się przez nagły wzrost tętna i spojrzałam prosto w oczy mojego oprawcy. Oczy potwora. Poddałam się bez walki, worek został szybko nasunięty na moją głowę, a ja w końcu straciłam przytomność. Wszystko dokładnie tak samo jak za ostatnim razem.

Cholera znowu.

~~~

Otworzyłam oczy pod wpływem rozrywającego bólu w czaszcze. Czuję się jak by ktoś solidnie zajebał mi czymś metalowym w skroń. Dopiero po chwili wyostrzył mi się wzrok i zobaczyłam klauna w fioletowym garniturze z dziwną metalową pałką w ręce. Dobra to wiele wyjaśnia.

Skrzywiłam się na nieprzyjemny metaliczny posmak w mojej buzi, podejrzewam, że ta sama ciecz powoli sączy się z mojej głowy i zapewne kilku innych części mojego ciała. Pociagnęłam dłońmi, żeby upewnić się czy znowu mnie przypięli w te cholerne,
niewygodne kajdanki. Oczywiście, że tak.

—Co tym razem?—Zadarłam głowę w górę, żeby złapać z nim kontakt wzrokowy.

—Potrzebuje trochę rozrywki—Nie mam pojęcia czy on jest w stanie się uśmiechnąć bardziej niż zazwyczaj, ale chyba właśnie to robi. Ewentulanie przez zmęczenie mam już omamy.—Po za tym Ci idioci przylecą tutaj za tobą jak ryba do wody—wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej tutaj zgniję. Nikomu nie mówiłam o moim szybkim spacerze do miasta, a raczej każdy normalny człowiek uzna, że spierdoliłam.

—Nie doczekasz się—Fuknęłam i nim zdążyłam się obejrzeć, metal po raz kolejny zetknął się z moją skóra, tym razem gdzieś na barku.

—Nie tym tonem, złotko—Zrobiła bym wiele, żeby nie słyszeć tego śmiechu. Gdyby nie fakt, że mogę nie dożyć następnego dnia właśnie topiła bym się we własnych łzach, ale nie chce umierać płacząc.

—Sklej pizdę—Wymruczałam pod nosem. Sama nie mam pojęcia co w tym momencie się ze mną dzieje, ale jak umierać to na bogato. Adrenalina rozlała się po moim ciele kiedy worek został znowu narzucony na moją twarz, a krzesło do którego jestem przyczepiona wywróciło się. Nieprzyjemny ból zaczął promieniować gdzieś w odcinku lędźwiowym, ale to nie on jest teraz najważniejszy. Zimna ciecz została wylana na moją zakrytą twarz.

Zaraz później nastała cisza. Zamknęłam oczy czując piekielne pieczenie w całym ciele. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałam się oglądając bawiące się wnuczęta przy zachodzie słońca, przy moim ukochanym, popijając herbatkę i bujając się na huśtawce. Nie miej jednak chciałam jeszcze trochę pożyć, po za tym nadal nie wiem o czym rozmawiali w kuchni. Większość bochaterów książek oraz ekranizacji w takich momentach robi jakieś magiczne sztuczki i wszystkie kajdanki nagle znikają, ale halo to rzeczywistość. Po za tym ja nie jestem Danielem Magicalem i jedyne co umiem to kręcić się na metalowym słupki od którego o ironio prawdopodobnie również zginę.

Życie ssie

Niedługo po tym głuche odpalanie palnika dotarło do moich uszu. No błagam, nigdy nie chciałam być skremowana. Wszystkie dźwieki zagłuszył śmiech Jokera i moj cichy pisk kiedy poczułam nieprzyjemne ciepło na moim brzuchu. Zaraz później kolejne wiaderko zimnej wody wylądowało na mojej głowie.

Powolne wymęczenie.

Będę umierać dusząc się pod tym workiem i starając nie zwijać z bólu. Wszystko to brzmi jak naprawdę idealna powolna śmierć godna Jezusa odkupicela grzechów. Zamiast powolnego duszenia się na krzyżu będę umierać powoli dusząc się na podłodze. Bynajmniej jest ciekawie, gdybym przeżyła napewno opisała bym to doświadczenie w jakimś dennym fan fiction.

Niestety moja ostatnia deska ratunku, czyli w miarę sarkastyczne myśli próbujące ratować mnie przed zwariowaniem, prysnęła w momencie gdy równie mocne ciepło poczułam na moich plecach. Później wszystko stało się rutyną, najpierw obrywam z palnika później wylewa na mnie zimną wodę, okazjonalnie zdarza się, że próbuje mnie zakatować metalową pałką, albo zwyzywa. Złamałam się, nie chce jeszcze umrzeć. Dick błagam gdzie jesteś?

Zmeczona w końcu odleciałam, w akompaniamęcie śmiechów tego wiariata i uderzeń metalowej laski o podłogę.

   ~~~

Hej to znowu ja,
Uznałam, że mam juz w dupie korektorowanie tego rozdziału.
Za wszelaki krindz przepraszam.

~Kurwixon

(chociaż nie wiem czy chce się pod tym podpisywać)

The nights begins to shine |Dick Grayson|Where stories live. Discover now