4. Są gangusami i napadają na banki

44 1 3
                                    

Mieszkam z Panem Waynem oraz jego podopiecznym już dobry tydzień i bez wachania mogę powiedzieć, że czuje się naprawdę dobrze. Chyba nazywa się takie coś „domem" i myślę, że było by to jak najbardziej trafne. Nigdy nie miałam normalnej rodziny więc tak naprawdę nie wiem czym jest „dom", jednak dużo o tym słyszałam. Spokój jaki odnalazłam z tymi ludźmi idealnie wpasowywuję się w definicje tego słowa.

Podciągnęłam czarne jeansy z dziurami i wyszłam z pokoju który należy już do mnie. Przez te kilka dni zdążyłam nauczyć się gdzie są różne pokoje i w napadzie samotności właśnie wybrałam drogę do Graysona. Biała koszulka z małymi różami na ramiączkach chyba bardzo nie pasuje do zimna jakie panuje na tych korytarzach, ale jakoś to musze przeżyć. Udało mi się w końcu dotrzeć do właściwych drzwi, delikatnie zapukałam, a po usłyszeniu cichego „proszę" weszłam.

—Co tam?—Chłopak siedział na czarnej kanapie po środku pokoju, z tej perspektywy widzę tylko jego rozczochrane włosy i czarną koszulkę.

—Nic, po prostu szukam jakiegoś zajęcia—Westchnęłam i podziwiałam jaki porządek panuje w jego pokoju. Całość jest utrzymana w kolorach bardzo ciemnego granatu i szarości co wprowadza dziwną spójność. Wielkościowo przypomina ten mój.—Pomóc Ci w czymś? Mogę odrobić twoja prace domową na przykład—Chłopak cicho się zaśmiał, ale pozostał skupiony, jak się po chwili okazało, na jakiejś grze. Całkowicie w pierwszej chwili nie zauważyłam tego.—A—Dodałam krótko.—Przepraszam nie chciałam przeszkadzać—Chwyciłam za klamkę i kiedy chciałam już wyjść zatrzymał mnie.

—Nie przeszkadzasz. Jeśli chcesz to możesz sobie popatrzeć jak gram—Wzruszył ramionami. Trochę bardziej uradowana usiadłam wygodnie na drugim końcu kanapy.

—Na czym polega ta gra?—Zapytałam cicho podkulając nogi pod brodę i przytulając je rękoma.

—Jest trzech gości, Trevor, Mike i Franklin. Są gangusami i napadają na banki—Przytaknęłam i uśmiechnęłam się.—Ogólnie to Trevor jest porządnym wariatem i gdy się zmienia na jego postać może robić wszystko. Dosłownie wszystko—Chłopak spokojnie klikał coś na padzie i przesuwał palce po drążkach.

Przeniosłam wzrok na profil jego twarzy. Grzywka opadła mu trochę na czoło, zwykły niezgarbiony nos i wąskie usta wyglądają nienagannie. Wszystko to nadaje mu niezwykle miłego uroku. Za każdym razem gdy przełyka ślinę jego jabłko adama delikatnie drży.

—Gapisz się—Rozwarłam delikatnie usta i szybko przeniosłam wzrok na ekran telewizora. Misja zjebana, zostałam przyłapana.—Nie żeby mi to przeszkadzało—prychnęłam pod nosem i uważnie patrzyłam jak właśnie wyrywa komuś zęby.

—Nie uważasz, że to trochę za brutalne?—Wskazałam na dosyć nie miłe widoki sprawiające ból od samego patrzenia. Chłopak spojrzał na mnie.

—Życie jest brutalne, Jane—Odpowiedział całkowicie poważnie. Dziwne ciarki przeszły po moich plecach gdy dodał moje imię.—To w porównaniu do kopa w dupę jaki można dostać od losu jest niczym. Ta gra jest dobra, wydaje nam się, że to jest złe—Westchnął i wrócił do grania. Przytaknęłam mu.
Z małych głośniczków dobiegł właśnie dźwięk wystrzału z pistoletu i wyświetlił się czarny ekran mówiący od tym, że zakończył misję. Chłopak wyłączył konsolę

—Mogło by się wydawać, że bezsensowna gra, ale żona zdradzała typa który żeby zapłacić szkody de facto wyrządzone przez nią powrócił do świata kryminalnego, a ona na końcu zabrała dzieci i go zostawiła—powiedział i zrobił krótką przerwę.—Zrobił dla niej wiele, a i tak go zostawiła fakt, faktem później wróciła .

—Kiedyś oglądałam taki serial o nauczycielu chorującym na raka—zaczęłam patrząc przed siebie.—Gdy dowiedział się o chorobie zaczął robić narkotyki żeby zarobić na przyszłość jego dzieci gdy zginie. Manipulował wszystkimi, ale na koniec i tak jego syn go opluł—chłopak spojrzał w moją stronę z uśmiechem.

—Breaking Bad?—Również na niego spojrzałam uśmiechając się.

—Tak—Przytaknęłam.

—Wiesz bardzo często robimy coś dla kogoś, a ostatecznie jesteśmy niedocenieni—Skwitował po chwili, a jego uśmiech zbladł.

I jeszcze w tedy nie wiedziałam, że miało to głębszy sens. Tak bardzo chciała bym wiedzieć to wcześniej.

—Czytasz książki?—Zapytałam dostrzegając regał z ogromnymi cegłami pełnymi barwnych historii.

—Ta, wszystko co mi wpadnie do ręki. Kryminały, poezja, dramaty nawet jest kilka romansideł. Unikam fantasy, nie lubię takich książek—Kiwnęłam głową.—A ty czytasz?

—Czytam popularnonaukowe—Dick spojrzał na mnie zdziwiony.—Ostatnia nie naukowa książka jaką czytałam to Romeo i Julia gdzieś w drugiej klasie liceum. Póżniej zostawiłam szkołę—Dodałam krótko, cały czas mam do siebie żal, że to zrobiłam. Jednak moja sytuacja poniekąd mnie do tego zmusiła. Zaraz po tym jak ojciec wyrzucił mnie z mieszkania, a ja trafiłam do klubu ze striptizem.

—Interesujesz się jakimiś konkretnymi tematami?—Spojrzałam na idealnie biały sufit.

—Czarne dziury i fizyka kwantowa—Rzuciłam bez namysłu.—Uwielbiam fizykę kwantową—Grayson patrzył na mnie z uznaniem.

Po chwili zapanowała między nami idealna cisza, chłopak intensywnie nad czymś myślał.

—Czemu rzuciłaś szkołę?—Z jego ust padło pytanie które najbardziej chciałam uniknąć.

—Musiałam iść do pracy—Wzruszyłam ramionami udając całkowicie nie wzruszoną. Bardzo lubiłam szkołę i chętnie bym tam wróciła.

Resztę popołudnia spędziłam z Dickiem. Chłopak okazał się ciekawym rozmówca i dobrze gotuje. Serio babeczki były świetne. Od bardzo dawna nie śmiałam z się z różnych głupot. Czuje się świetnie i właśnie z taką myślą zasypiam. Okryta milutką kołdrą, bez żadnych zmartwień.

~~~

Ahoooj!

Są tu jacyś fani Breaking Bad?

–Kurwixon

The nights begins to shine |Dick Grayson|Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum