Rozdział 50

1.8K 54 5
                                    

Latałem ze stacji na stację, obserwując, jak na każdej z nich mówią o tym cholernym wypadku. Może nawet nie byłoby to na tyle rozgłośnione, gdyby nie to, że dziewczyna wbiegła na przejście, by uratować chłopca, a teraz sama walczy o życie. Media ją wychwalają, nazywają bohaterką, a ja? Ja mam ochotę ją zabić, zaraz po tym jak się obudzi, bo po raz kolejny stawiła kogoś nad siebie.

Egoistka, która zapomina, że dla kogoś może być całym światem, który się wali, gdy widzi się ją w kałuży krwi i szkła.

Ten widok będzie się włóczył za mną do śmierci, w najgorszych koszmarach.

***

Od wypadku minęło może pięć czy sześć godzin, a ja nie mogę myśleć kompletnie o niczym innym jak o momencie, kiedy pisząc z nią sms–y nagle przestała na nie odpisywać. Owszem, odczytywała, ale nic poza tym. Nigdy tak nie robiła. Zawsze ostrzegała, że idzie na przykład się kąpać czy na obiad, nawet na początku znajomości. Jednak teraz, żadnej takiej wiadomości nie dostałem. Idąc po chodniku, zatrzymałem się, a moją jedyną myślą, było, że Al jest niedaleko i mogę iść, i najzwyczajniej w świecie sprawdzić, co się dzieje.

Nie wiem czemu, dopiero wtedy zwróciłem uwagę na dziwne dźwięki, które przecież bez problemu dałem radę rozpoznać. Krzyki jakichś osób.

Biegnąc w kierunku miejsca, gdzie się rozstaliśmy, słyszałem je coraz wyraźniej. Zaczynałem rozumieć słowa. Próbowałem wśród nich wyłapać głos Watson, ale bezskutecznie. Na chwilę pojawiła się nadzieja, że może jest już o wiele dalej od wypadku. Że może jednak jest już w domu.

Wbiegłem na ulicę, gdzie miało miejsce wypadek i wtedy ją zobaczyłem. Leżącą na ulicy, zakrwawioną i poobijaną. Nieprzytomną. Nie myśląc dużo, podbiegłem blisko niej, widziałem szkło wbijające się w każdy fragment jej ciała i jej jeszcze lekko otwarte oczy, które z każdą chwilą wyglądały, jakby coraz bardziej zanikało w nich życie. Widziałem, jak z minuty na minutę na jej twarzy znika wyraz jakiegokolwiek uśmiechu, a w jego miejsce zaczynają pojawiać się siniaki.

Nie pamiętam, co do niej mówiłem, ale pamiętam, że to robiłem. Pamiętam, że im dłużej z nią byłem, tym mniej widziałem przez zaszklone oczy. Trzymałem ją w dłoniach, czułem, jak traciła siły. Jak z każdą chwilą robiła się cięższa, bo nie była w stanie utrzymać się w lekkim pionie. Aż w pewnym momencie po prostu zapomniałem, jak się mówi. Po prostu płakałem.

Pamiętam, jak w pewnym momencie poczułem krew na dłoni, a łzy pociekły jeszcze bardziej, gdy mówiąc "nie zamykaj oczu", ona już je zamknęła.

I więcej nie otworzyła.

W tym momencie przyjechała karetka. Dwaj ratownicy zabrali się za ratowanie Al, trzeci natomiast wygłaszał mi wywód, dlaczego nie wolno dotykać rannych osób. Nie dotarło jednak do mnie nic, oprócz tego, że na pewno doszło do złamania żebra i nogi. Zaczęli się pakować, zabrali Al do karetki, gdy mnie olśniło, że muszę widzieć, dokąd zamierzają jechać.

– Teraz do ciebie dociera otoczenie – zadrwił ratownik, jednocześnie zapinając torbę i chwytając ją na ramię. – Zabieramy ją na st. Luke'a.

Szczerze mówiąc, nie do końca kojarzę, co działo się potem. Czy najpierw zadzwoniłem do jej rodziców, czy do Rox. Czy najpierw pojechałem do domu, czy do szpitala. Jedyne co kojarzę to zapłakane twarze jej mamy, taty, Roxanne i moje, które to odbijały się w szybie, przez którą ją oglądaliśmy.

Następnie zabrali ją na salę i do teraz operują. Operacja trwa już dobre pięć godzin, a jedyne co wyszło z pomieszczenia to pielęgniarki, które przynoszą albo dodatkowe rzeczy, albo przyprowadzają kolejne osoby. Rodzice Al w pewnym momencie poprosili nas o powrót do domu. To nie tak, że zgodziłem się od razu, zresztą Rox też protestowała. Przekupili nas, mówiąc, że mają przygotowanego SMS-a w roboczych o treści "operacja już się skończyła" i wyślą zaraz gdy to się wydarzy od razu do nas obu. To nas przekonało, zwłaszcza że sami już zaczęliśmy się robić głodni i wyczerpani.

Little Bit Of Your Heart - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz