Zapaliłam światło w pokoju, od razu zrobiło się jaśniej. Spróbowałam bezszelestnie wyjść z pomieszczenia i pozostać niezauważoną. Tak, też się stało. Jedyną przeszkodą w moim planie ucieczki z tego strasznego miejsca, był monitoring.
Podżając po zimnych kafelkach, laboratorium myślałam o mojej przyszłości. Co będę robić, po tym, jak będę wolna? Tu byłam "bezpieczna", bo nikt nie szukałby dziewczynki odpowiedzialnej za zbrodnie w niepublicznym przedszkolu, w starym budynku elektrowni. Echo niosło się przez cały korytarz, także każdy szmer lub odgłos mógłby zostać wyłapany. Musiałam być cicho.
Przechodziłam obok wielu pomieszczeń. Niektóre z nich znałam, a niektóre, były mi zupełnie obce. Jedno z pomieszczeń przykuło mój wzrok najbardziej. Był to gabinet taty. Drzwi zostały otwarte, a po całym pokoju porozrzucane były papiery, akta i gazety. To do niego niepodobne, zawsze powtarzał nam, że porządek to podstawa. Dlatego ci, którzy nabałaganili w tęczowym pokoju, zawsze zostawali dłużej, aby posprzątać, to co stworzyli. Coś mi tu nie pasowało. Rozejrzałam się jeszcze przez chwilę po gabinecie, aż nagle usłyszałam głosy. Postarałam się wsłuchać w rozmowę.
- Brakuje nam jednej pacjentki doktorze -
- Kogo dokładnie? - spytał znajomy głos Brennera.
- Siódemki -
Nie widziałam twarzy taty, ale domyśliłam się, że nie jest już taka spokojna.
- Natychmiast wszcząć poszukiwania, a jeśli będzie to konieczne użyć przemocy -
Zamurowało mnie.
- Nie jest dobrze, nie jest dobrze - szepnęłam.
Zaczęłam pocichu biec przed siebie, otwierając mocą przeszkadzające drzwi. Nie mogą mnie złapać jeszcze nie teraz.
- Słyszę odgłosy, za mną! - krzyknął jeden z ochroniarzy.
I już miałam się schować gdy poczułam, jak spadam. Podążałam w nieznane. Nie byłam już w laboratorium, a przynajmniej tak mi sie zdawało. Widziałam ciemność i tylko ciemność. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Uczucie spadania towarzyszyło mi dalej, gdy nagle wylądowałam na ziemi. To, co zobaczyłam teraz, zamurowało mnie.
Byłam w tęczowym pokoju, którego białe ściany teraz były całe w krwi. Na podłodze leżały martwe ciała moich braci i sióstr. Przetrwała tylko Jedenastka, która teraz celowała swoją mocą do Petera. Chciałam ją odepchnąć, ale było już za późno. Rzuciła go o ścianę, a ten przytwierdzony do niej rozpłynął się w powietrzu, zostawiając po sobie dziwną, czerwoną jak świeża krew dziurę, która od razu po tym się zatrzasnęła.
- Nie! - krzyczałam.
- Siódemko - usłyszałam, więc gwałtownie się rozglądnęłam. Mój obraz po chwili wyostrzył się oraz rozjaśnił. Oddychałam głośno i szybko. Nie wiedziałam, co się właśnie wydarzyło. Dostrzegłam jedynie to, że jestem w szpitalu. Nade mną pochylał się Peter.
- Nic ci się nie stało.. - szepnęłam. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy.
- Jasne, że nie - odpowiedział, biorąc jej rękę, aby ją przytulić.
- Miałaś zły sen? -
Przytaknęłam głową, a po moim policzku popłynęła jedna łza.
ESTÁS LEYENDO
we are lost
Fanfic"- Zbyt często przegrywałam. W dzieciństwie śmiali się, z tego, że jestem odmieńcem, że potrafię robić rzeczy niemożliwe dla nich. W ich krwi płynęła zazdrość pomieszana ze wściekłością. Mówili mi, że jestem tylko drzazgą, którą trzeba bezboleśnie w...