Rozdział 21

564 36 6
                                    

Opierałam się plecami za jedną z betonowych ścian, za którymi słyszałam kolejne rozmowy. Odetchnęłam powoli, przeładowałam broń, nieco ugięłam kolana, po czym kiedy już miałam wyjść na przeciw przeciwnikom, poczułam jak ktoś zasłania mi usta ręką, a ramieniem obejmuje mnie w pasie i odciąga do tyłu. Moje oczy otworzyły się szeroko, a ja spanikowana zaczęłam się szarpać, jednak mimo wszystko starając się nie narobić hałasu. Jeżeli to był Loki lub któryś z jego ludzi, ściąganie na siebie uwagi większości jego wspólników absolutnie by mi nie pomogło. 

Spanikowana wierciłam się, aż ktoś nie pochylił się obok, a ja nie poczułam tego charakterystycznego zapachu, obok którego dziś rano się obudziłam. Zaskoczona podniosłam wzrok na stojącego za mną Steve'a, który skupionym spojrzeniem mierzył teren wokół nas. Zaraz po tym spuścił go na mnie, a to jak surowy i wściekły był sprawiło, że czułam się jeszcze mniejsza niż w porównaniu do jego postury byłam. W końcu zamrugałam wracając do rzeczywistości, a także do tego że nadal byłam nieco zła, że nie wierzył w powodzenie naszej samodzielnej misji z Wandą. Nieco je zmrużyłam, a kiedy on nie rozumiejąc badał wzrokiem moją reakcję, ugryzłam jego rękę, która zasłaniała mi usta, a nogą, na która nie zwracał uwagi, nadepnęłam niespodziewanie na jego stopę, dzięki czemu poluźnił ramię, którym mnie obejmował. 

- Oświecisz mnie co ty tutaj robisz? Steve, zaraz wszystko zepsujesz! - Wkurzona szepnęłam do niego, widząc jak ten potrząsa ugryzioną dłonią. Skrzyżowałam ramiona na piersi, jednocześnie opierając na jednym z nich broń. 

- Pomagam ci się nie zabić. - Odparł, zaraz dodając:

- Na prawdę myślałaś, że pozwolimy byście same się tym zajęły? Iv, to jest samobójstwo, nie misja ratunkowa. Jesteśmy drużyną, a drużyna.. 

- Zamknij się, ktoś idzie! - Syknęłam zasłaniając tym razem jego usta dłonią i razem z nim przyciskając nas do betonowej ściany. Byliśmy bardzo, bardzo blisko siebie, stykając się ciałami, a mój jak najcichszy oddech uderzał o jego ramię. 

Dwóch mężczyzn wybiegło z miejsca, do którego chwilę wcześniej miałam wejść, nie zauważając nas. Krzyczeli, że Avengers wtargnęli do kryjówki, by poinformować Loki'ego, a także by strzelać jak zobaczą kogokolwiek z przeciwników. Miłe powitanie. 

- Do dyskretnych raczej nie należycie. - Mruknęłam, odsuwając się nieco od niego. Na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja westchnęłam cicho. - Dzięki, że przylecieliście. - Po czym szybko pocałowałam go w kącik ust, odsuwając się. Usłyszałam jeszcze jakieś pomruki w jego słuchawce, a widząc delikatny rumieniec na jego twarzy, chyba nie chciałam wiedzieć kto i co dokładnie mu powiedział. 

Wróciłam do poprzedniej pozycji i delikatnie zajrzałam za ścianę. Dwóch mężczyzn stało przy jednej ścianie, trzeci przy kolejnej. Pilnowali czegoś, co wyglądało na więzienie. Moje serce wręcz podskoczyło na myśl, że mogę znaleźć tam Sarah. W myślach odliczyłam od trzech do jednego, odetchnęłam, po czym wycelowałam w jednego ze strażników. Piękny, celny strzał. Dwóch pozostałych widząc mnie zza rogu, a także padającego współpracownika na beton, zaczęło strzelać w moim kierunku. Spojrzałam na Steve'a, który zdjął tarczę z pleców i skinął głową. Ruszył przede mnie, strzelając do pozostałych dwóch mężczyzn, kiedy ja przemknęłam za nim i również zaczęłam do nich celować. 
Martwe ciała padły na ziemię, a ja podbiegłam do cel. Blondyn osłaniał tyły, kiedy ja zajrzałam najpierw do jednej z cel, a potem do drugiej, w której spotkałam dwie pary dziecięcych oczu. Tommy i Billy byli cali zapłakani i wystraszeni, ale nie wyglądali na rannych. Steve przekazał informację reszcie, a ja przytuliłam obydwu. 

- Już spokojnie, zaraz zabierzemy was do domu. Nic wam nie jest? Gdzie jest Sarah? - Spytałam kucając przy nich i przytulając, jednak na pytanie pokręcili głowami. 

I'm not your woman | Steve RogersWhere stories live. Discover now