Rozdział 3

896 53 4
                                    

Po powrocie do domu, nie odezwałam się do Steve'a już ani słowem. Byłam na niego wściekła za kłótnię w Central Parku, za wyciąganie na wierzch starych spraw jak i za sam fakt, że cały czas kręcił się gdzieś obok. Zirytowana padłam na łóżko w swojej sypialni, po czym przeciągle jęknęłam, chcąc dać upust emocjom. Jaki z niego był okropny palant! Wręcz marzyłam o tym by teraz być sama ze swoimi myślami, jednak nawet to nie było mi dane, bo zaraz usłyszałam pukanie do drzwi. Przez głowę przebiegło mi pytanie czy to przypadkiem nie Sarah, jednak to było dość mało prawdopodobne. Wanda, Nat i chłopcy byli już w domu, dlatego dzieciaki zaszyły się w swoim namiocie na podwórku i wspólnie bawiły. Najpewniej mieli sobie ogrom rzeczy do opowiedzenia. Jednak pozostawała kwestia tego, kto w takim razie stał pod moimi drzwiami?

- Jak matkę kocham, jeżeli to znowu ty Rogers to uwierz mi, że lepiej dla ciebie jeżeli.. - Otworzyłam gwałtownie drzwi, zaskoczona przyglądając się stojącej za nimi Wandzie. Zamrugałam zaskoczona, jednak szybko się opamiętałam, zdając sobie sprawę jak przywitałam przyjaciółkę.

- Patrząc po twojej reakcji cieszę się, że nie jestem Steve'em dwa razy bardziej niż normalnie. - Rzuciła z lekkim uśmiechem, po czym mnie przytuliła. W pierwszej chwili nie rozumiałam dlaczego, jednak kiedy się odezwała stało się to o wiele prostsze do zrozumienia.- Sarah do mnie przyszła z prośbom bym cię rozweseliła, bo pokłóciłaś się ze Steve'em i jesteś smutna. Muszę przyznać, że masz niezwykle kochane i mądre dziecko. Moi chłopcy mogliby się uczyć od niej takich rzeczy. - Skwitowała, lekko się ode mnie odsuwając. Poprawiła mi jeszcze kilka z niesfornych kosmyków włosów, po czym popatrzyła na mnie z cichym pytaniem.
- Chcesz o tym pogadać? Kupiłam nową herbatę i ciasto, bo udało nam się z Natashą zajść do cukierni gdy wracałyśmy. - Zaproponowała na co z westchnieniem pokiwałam głową. Koniecznie potrzebowałam to z kimś przedyskutować.

Wspólnie zeszłyśmy na parter i udałyśmy się do kuchni, gdzie zaraz włączyłyśmy czajnik z wodą i uszykowałyśmy kubki. Wanda oparła się o blat, a ja opadłam na jedno z krzeseł stojących przy stole. Schowałam twarz w dłoniach, po czym głośno wypuściłam powietrze ustami.

- Co jest ze mną nie tak, Wanda? Dlaczego jak ktoś ma mieć tak dziwne sytuacje w życiu to trafia właśnie na mnie? Przecież już było tak dobrze.. - Jęknęłam, a zaraz po mnie odezwał się czajnik. - Widzisz? Nawet sprzęty kuchenne się ze mną zgadzają. - Wyrzuciłam w górę rękę, wskazując na urządzenie.

- Wiesz, nie sądzę by czajnik był w stanie określić twoje życie. - Zaśmiała się zalewając napoje, a ja podeszłam do jednej z szafek, szukając ciasteczek, które schowałam przed Sarah by nie objadała się nimi przed obiadem.

- Wanda - Zaczęłam, w końcu znajdując słodkie wypieki i kierując się z nimi w kierunku przyjaciółki dokończyłam. - Nigdy nie lekceważ czajników. Czajniki mają uczucia kochana, jeszcze kiedyś źle ci wodę zagotują w ramach zemsty i będziesz pić zimną kawę. Serio mówię, przemyśl to. - Usiadłam na poprzednim miejscu, zaraz słysząc śmiech rudowłosej. Przecież to była poważna sprawa, z czego ona się niby śmiała?

- No dobrze, ale zostawiając już temat czajników z boku. Co się wydarzyło w tym parku? Dawno nie słyszałam cię aż tak rozdrażnionej jak od waszego powrotu. Gdzie w ogóle jest Steve? Wrócił do wierzy czy czeka na Nat i dalej będą próbowali nas przekonywać do wzięcia udziału w tej ich misji? - Spytała, a ja najpierw upiłam łyk gorącej herbaty. Uwielbiałam to ciepło.

- Nie mam pojęcia gdzie jest Steve, ale oby jak najdalej ode mnie i od Sarah, bo przysięgam, że go wykastruję. - Warknęłam, zaraz czując uspokajającą dłoń Wandy na ramieniu. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, po czym mówiłam dalej. - A tak na serio, pewnie siedzi z Tony'm i Bruce'em w pracowni i urządzają sobie babski wieczorek. A z resztą co mnie to obchodzi. Tak jak mówiłam, im dalej ode mnie tym lepiej.

I'm not your woman | Steve RogersWhere stories live. Discover now