Rozdział 19

573 38 3
                                    

Nie kontrolowałam ani nie znałam swojej mocy na tyle, by móc jej użyć tak jak Wanda do transportu. W takiej sytuacji pozostał mi transporty tradycyjny lub nieco wyższej klasy. Każdy miał jakąś wadę, jednak jedyny w którym potrafiłam wyłączyć namierzanie to jeden z quinjet'ów Tarczy. Wraz z Wandą uznałyśmy, że nie będziemy się rozdzielać, by nie stać się łatwym celem lub by Loki nie domyślił się co planujemy. Inną kwestią było również to, że chciałam być z przyjaciółką w tym momencie, jej wsparcie bardzo mi pomagało w tej całej sytuacji.

Ubrane w wygodne, ale i praktyczne stroje, które zabrałyśmy z jednego z magazynów, zapakowałyśmy się na statek. Przemyciłam kilka zapasowych broni oraz zabaweczek Stark'a, kiedy Wanda upewniła się, że w apteczce niczego nie brakuje, po czym usiadłyśmy przy kokpicie, uruchamiając maszynę. Wokół nas rozległ się głośny dźwięk silników, a zza okna dostrzegałam poruszające się drzewa. W tym momencie wiedziałam już, że nasza sekretna misja wyszła na jaw i ludzie Tarczy już wiedzą. Niewiele czasu potrzebowali, by przekazać to również Fury'emu i Avengers'om. Mimo wszystko, nie mogli nas odwieść  od tego pomysłu, nie gdy byłyśmy już tak daleko, a jednocześnie blisko osiągnięcia naszego celu.

- Ivy, wiesz, że jeżeli cokolwiek nam się nie uda, jesteśmy tam same, prawda? Nawet jeżeli wyruszą zaraz za nami, dotrzemy na miejsce pierwsze, a wtedy będziemy zdane tylko i wyłącznie na siebie. - Odezwała się, a ja czułam jej uważny wzrok na sobie. Próbowała mnie wybadać, ale ja podjęłam już decyzję, od której nie zamierzałam dać się odwieźć. Na szali było życie dzieci, mojej córki, mojego małego wszechświata. Nie zamierzałam pozwolić, by przebywała z Loki'm ani minute dłużej. W dodatku jeżeli moje wizje nadal zapowiadały przyszłe wydarzenia.. Nie chciałam nawet myśleć o tym, ile krwi poleje się na gruz, jeżeli cała drużyna zaangażuje się w misję. Nie stać mnie było na takie poświęcenie. Nie od kiedy miałam przy sobie wszystkich, których kochałam, nie kiedy życie zaczęło stawać na nogi.

- Wiem, ale jeżeli ktoś ma wykastrować Loki'ego na miejscu, to będę to ja. Zabiję sukinsyna za to, że w ogóle pomyślał o zabraniu od nas dzieci. - Warknęłam, unosząc dyskretnie kącik ust. To było nie poprawne, jednak myśl, że nareszcie będę mogła pozbyć się wiecznego problemu ze swojego życia, raz na zawsze postawić na swoim i upewnić się, że koszmar jakim jest nigdy nie powrócił, sprawiała, że byłam odrobinę podekscytowana. Choć może był to jakiś objaw stresu.

- A co ze Steve'em? Wiesz, że będzie wściekły jak wrócisz? - Spytała, a ja w pierwszej chwili jedynie westchnęłam ciężko, po czym spojrzałam na nią, nieco poddenerwowana.

- Wanda, jeżeli nie chcesz ze mną lecieć to wysiądź. Wolę spalić za sobą mosty, ale odzyskać dziecko, niż pozwolić by jeleni wariat je przetrzymywał, kiedy ja będę siedzieć z założonymi rękoma. Decyduj, bo pora ruszać. - Mój głos nie znał sprzeciwu, tak samo jak kamienny wyraz twarzy. Nie wiedziałam czy przyjaciółka próbuje mnie odwieźć od tego pomysłu, czy jaki miała w tym cel, ale ja nie zamierzałam się wycofywać.

- Masz rację, lećmy.- Odparła zaciskając usta w cienką linię. Odwróciłam się przodem do kokpitu, po czym ruszyłam samolot, byśmy nareszcie wzniosły się w powietrze. Czułam jak zaciska mi się żołądek, na skórze pojawiają się maleńkie krople potu, a w myślach przelatywało mi milion możliwych scenariuszy.

- No to w.. - Zaczęłam, zaraz słysząc dźwięk przychodzącego połączenia. Na ekranie tuż przy wyświetlaczu z wpisanym celem podróży i informacją o blokowaniu dostępu do danych na temat lokalizacji  statku, widniał podświetlony napis TONY STARK. Spojrzałam na Wandę, która w pierwszej chwili pokręciła głową, na znak bym nie odbierała. Byłam tego samego zdania.
Maszyna wzniosła się na pokaźną wysokość, a zaraz po tym powirowałam ją w kierunku, który pokazywała nam wyświetlona mapa. Prędkość jaką rozwinęłyśmy sprawiała, że początkowo sporo robaków roztłukło się na szybie, jednak ja nadal przyśpieszałam. Musiałam dotrzeć na miejsce jak najszybciej, musiałam załatwić to przed przybyciem Avengers'ów. W quinjet'cie znowu rozległ się dźwięk połączenia.

- Dobra, odbierz to, bo on nigdy nie przestanie dzwonić. - Westchnęła, nie spoglądając nawet na nazwę dzwoniącego numeru. - Tony nie obchodzi mnie co powiesz, nie zmienię zdania. - Odezwałam się nieco głośniej, bo w samolocie był straszny szum od naszej prędkości.

- Tony może cię nie przekona, ale obyś posłuchała mnie. - Głos w słuchawce był inny niż się spodziewałam. - Iv co ty sobie myślisz, by zostawiać całą drużynę i sama lecieć na misje samobójczą! - Ton głosu Steve'a zdradzał, że jest wściekły i zmartwiony. Serce mnie kuło na ten dźwięk, ale mimo wszystko bardziej bolało mnie, że i tak pozwolił by nasza córka tak długo pozostawała z dala od nas. Ona zawsze była dla mnie priorytetem i jeżeli będę musiała wybierać tez teraz, nie będę zastanawiać się ani minuty.

- Nie jestem sama, jest ze mną Wanda. - Wyjaśniłam, zaraz mówiąc dalej. - Gdybyście zrobili coś więcej w kierunku uratowania dzieci, nie byłoby tej sytuacji. Uratujemy ich stamtąd i wrócimy bezpiecznie do domu, trochę wiary w nas.

- Cholera, żadnej wiary! To jest samobójstwo dziewczyno! Kompletnie nie panujesz nad swoimi mocami, jesteście we dwójkę, a on jest uzbrojony i ma ze soba swoich ludzi.

- Język Kapitanie. - Rzuciłam wiedząc, że go rozwścieczę. Chciałam go rozwścieczyć. Chciałam spalić za sobą most, który dopiero zbudowałam, bo jeżeli ta misja faktycznie się nie powiedzie, nie będzie czuł aż takiego żalu. W końcu nie płacze się po kimś, kto cie denerwował.

- Ivy to nie śmieszne w tym momencie, dociera do ciebie powaga tej sytuacji? Narażasz waszą dwójkę i dzieci! Kto wie co Loki'emu odbije, gdy cię zobaczy? Same nie dacie rady. Błagam was, wracajcie do siedziby, razem omówimy plan i wspólnie polecimy. - Jego plan był kuszący, był przede wszystkim logiczny i rozsądniejszy, jednak jak bardzo głowa kazała mi go posłuchać i zawracać w tej chwili, tak serce kazało jeszcze bardziej przyśpieszyć. Kłujący ból w klatce piersiowej sprowadził mnie na ziemię, bym mogła usłyszeć to jedno zdanie:

- Błagam, nie rób nic głupiego.

- Głupiego? Jestem zajęta, musze się skupić na drodze. Cześć. - Warknęłam, agresywnie wciskając czerwona słuchawkę. Ratowanie dzieci było głupotą? - Żebyś się nie zdziwił pieprzony idioto! - Krzyknęłam sama do siebie, zaraz czując na sobie spojrzenie przyjaciółki.

- On cię udusi jak wrócimy. - Mruknęła Wanda, a ja jedynie zwiększyłam nasza prędkość.

- Jak wrócimy to co najwyżej może pocałować mnie w dupę, głupi idiota. - Odparłam, czując jak szklą mi się oczy. Dopiero co udało się to wszystko naprawić, a ja znowu coś zepsułam. Ale bezpieczeństwo Sarah było priorytetem.



I'm not your woman | Steve RogersOnde as histórias ganham vida. Descobre agora