Rozdział 4

260 16 0
                                    

- Nie tym razem, panno Anderson - powiedział profesor Slughorn, a Bryce westchnęła cicho.

Nic jej nie wychodziło tego dnia. Rano dostała list od ojca, o którym cały czas myślała. Kiedy jej ojciec dowiedział się jak poszło jej na ostatniej obronie przed czarną magią wysłał jej list i to nie pocieszający. Widziała, że jej tata był ciężkim człowiekiem. Nigdy nie wspierał odpowiednio swojej córki. Bryce była wpadką i lubił ją traktować jako wpadkę.

Profesor Snape wysłał mi list z wiadomością, że nie starasz się na obronie przed czarną magią. Nie potrafisz prostych zaklęć. To hańba, Bryce. W twoim wieku powinnaś się już znakomicie bronić.

Nie jestem z ciebie dumny. Przyniosłaś wstyd. Malfoy bronił się lepiej od ciebie. Weź z niego przykład, Bryce. Chcę widzieć u ciebie same najwyższe oceny. Nie będę przyjmował innych.

Tata

Bryce nosila ten list od rana. Znacznie pogorszył jej humor, który i tak miała już wystarczająco kiepski. Nikt z jej przyjaciół nie widział o liście. Widziała jakby zareagowali. Brooke i Theodore byliby wkurzeni na niego, a Nott mógłby zrobić jeszcze coś długiego i napisać do niego.

Po wszystkich lekcjach, które dla Bryce tego dnia były okropne, wróciła do dormitorium. Cieszyła się, że w końcu może być sama. Jej przyjaciele zostali w pokoju wspólnym, a ona potrzebowała chwili samotności. Szczególnie, że czuła się zdenerwowana. Zacisnęła dłonie w pięści i wbiła paznokcie w dłoń. Zamknęła oczu i liczyła w pamięci do dziesięciu. Otworzyła oczy kiedy ktoś wszedł. Do dormitorium weszła Pansy Parkinson. Wyglądała jakby płakała. Bryce od razu nasunęła się myśl, że pokłóciła się z Draco.

- A ty co tu tak siedzisz, Anderson? - warknęła w jej stronę.

- To też moje dormitorium. Jakbyś zapomniała - powiedziała, a Pansy wywróciła oczami - Już wychodzę.

Bryce wyszła z dormitorium i zeszła do pokoju wspólnego z nadzieją, że tam znajdzie Notta. W pokoju wspólnym siedział tylko Nathan Thomas ze swoimi przyjaciółmi. Bryce westchnęła i weszła po schodach do chłopięcego dormitorium. Od razu poszła do dormitorium Notta. Theodor dzielił dormitorium z Blaise'em, Draco i dwoma ochraniarzami Malfoya, Crabbe'em i Goyle'em. Już na korytarzu usłyszała podniesione głosy jej przyjaciół.

- Tak się składa, że się przyjaźnimy i mógłbyś nam łaskawie powiedzieć o co chodzi! - usłyszała głos Theo - Chyba, że mamy klękać przed księciem i go błagać o wyjaśniania.

- Zachowujesz się jeszcze gorzej niż zwykle, Malfoy - usłyszała Zabiniego.

- To nie jest wasza sprawa! - krzyknął Draco.

Nie chcąc dalej podsłuchiwać szybko wróciła się. Nie weszła jednak do swojego dormitorium, a wyszła z pokoju wspólnego slytherinu. Bryce weszła na wiedzę astronomiczną. Oparła się o barierki i wzięła głęboki oddech. Ciągle buzowała w niej złość na ojca. Ponownie westchnęła poprawiając jasnobrązowe włosy.

Bryce nie raz zastanawiała się dlaczego jej rodzice nie mogą być po prostu z niej dumni, tak jak  normalny rodzic. Dlaczego oni wymagają od niej nie wiadomo jakich umiejętności. Bryce naprawdę starała się na lekcjach i nie robiła tego tylko dla siebie, a żeby zadowolić rodziców, a zwłaszcza ojca.

Z zamyśleń Brycy wytraciły ją kroki. Odwróciła się szybko, mając nadzieję, że nie jest to żaden nauczyciel. Odetchnęła z ulgą kiedy okazało się, że to Draco Malfoy. Wyglądał na zdenerwowanego. Kiedy podniósł głowę i zobaczył Bruce wzdrygnął się i przeklnął głośno, łapiąc się za serce.

- Co tu robisz? - zapytała dziewczyna.

- Przyszedłem pomyśleć - powiedział podchodząc do niej wolnym krokiem.

- Slyszałam jak kłóciłeś się z Theo i Blaise'em - wyznała.

- Podsłuchiwałaś? - zapytał oburzony.

- Szlam do Theo. Chciałam z nim porozmawiać. Nie chciałam podsłuchiwać - wytłumaczyła się.


- Taa, jasne - mruknął.

- Nie wiem czemu jesteś jeszcze bardziej nieznośni niż w poprzednich latach. Nie wiem co się stało i szczerze mówiąc to nie chce wiedzieć, ale to są twoi przyjaciele i chcą dla ciebie dobrze.

- Mam jeszcze wiele przyjaciół. Nie tylko ich - powiedział prostując się.

- Skoro tak twierdzisz - wzruszyła ramionami i bez pożegnania zeszła z wieży astronomicznej.

Wróciła do pokoju wspólnego, w którym siedział Theo, Blaise, Brooke i Hesta. Usiadła na kanapie, obok Theo, a on objął ją ramieniem przyciągając do siebie.

- O co chodzi, kochanie? - zapytał patrząc na przyjaciółkę, a ona spojrzała na niego pytająco - Widzę, że coś nie tak. Nie znam cię od dziś, Bryce. Powiedz o co chodzi.

- To nic ważnego - powiedziała wyjmując list z plecaka, bo nie miała ochoty go streszczać - Tata mi wysłał list - dodała podobają mu pergamin.

Brooke nachyliła się blisko niego i również czytała list. Bryce przyglądała się twarzy Theo, na której malowało coraz większe zdenerwowanie.

- Czy twój tata jest idiotom? Przepraszam, Bruce, ale chyba tak. Nie widzi tego jak się starasz - powiedział Theo podnosząc głos.

- Theo, spokojnie - powiedziała Brooke kładąc dłoń na udzie chłopaka.

- To jest naprawdę nieważne. On mnie nigdy nie doceni - powiedziała biorąc list od przyjaciela.

- Bruce, przyjaźnimy się i nie pozwolę na to, żeby on cię tak traktował - powiedział Theo.

Theodore nigdy nie lubił ojca Bruce. Uważał, że źle traktuje Bryce. Tylko Theo wiedział jak tak naprawdę wyglądało dzieciństwo Bryce. Widział, że nie raz slyszała jak tata bije mamę i bał się, że kiedyś on uderzy i ją. Chciał ją chronić, ale nie miał jak. Był dla niej jak straszy brat.

- Ja to naprawdę doceniam, ale on się już nie zmieni - powiedziała Bryce - Nie chce o tym rozmawiać.

Hesta zręcznie zmieniła temat, za co Bryce była jej wdzięczna. Później do pokoju wspólnego wszedł Draco Malfoy, a Theo i Blaise poszli za nim do dormitorium. Bryce została z Hestą i Brooke. Hesta musiała szybciej wrócić do wieży krukonów, a Brooke i Bryce poszły do dormitorium.

Maniery Ślizgona | Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz