część 5

28 4 2
                                    

- jesteś teraz moja, już na zawsze.  - uśmiechnął się.

- pozwól  że to ja zadecyduje kogo będę. - odezwałam się na moje słowa zmienił  swoją minę.

- nie sprzeciwiaj się  swoją alfie - krzyknął głosem alfy, mężczyzna widząc  to że  to na mnie nie działa. Zaskoczył się.

- jak już wspomniałam, pozwól zadecydować o sobie samej. - odeszłam, tak po prostu odeszłam zostawiając go tam samego.

Po pół godzinie byłam już w  domu. Nie lubiłam   takich akcji. Cholera i co przez całe życie będę  z kimś kto zabił mi rodzinę? Będą mnie teraz więzić, nie będę tak żyć. Nie po to  mama mnie urodziła bym żyła na czyjeś rozkazy.

Oj nie! Moja mama taka nie była i ja też nie zamierzam taka być.

Z resztą wiedziałam też to że  zostanę znaleziona i siłą  doprowadzona  do miejsca  pełnego wilków. Daje  nie cały tydzień a będę  w  sypialni Andrè, tak działa więź matę. Zawsze posunie się  do nie stworzonych  rzeczy by mieć  ja/go przy sobie.

******

Na następny dzień w  kawiarni byłam, przed  dziewiąta. 

Poszłam się przebrać oraz  wypić  słodką karmelową Latte. Wchodząc z powrotem na salę  zauważyłam swojego szefa.

- jesteście wielcy! - krzyknął - dzięki wam  dostaje dużo telefonów  z  pytaniem czy kawiarnia  posiada  to co słyszeli! A  wiecie ci? - pyta - was. Chodziło im o was  i zapewniali że  przyjedzie dzisiaj siedemdziesiąt  osób -  uśmiechnął się podekscytowany - jednak to nie wszystko  oni powiedzieli że będą codziennie tak przyjeżdżać - przytulił mnie - plus tego że   tam gdzie byłaś zapłacili  więcej niż się spodziewaliśmy.  Pięćdziesiąt tysięcy rozumiesz i to wszystko jest Wasze - odsunął mnie od siebie i spojrzał na mnie - widziałem wasz  występ, co prawda był na żywo  i nie mieliście scenariuszy ale cholera  czy wy nie chcieliście być aktorami? - pyta

- nie, to jest moja natura.

- i powiedz mi dlaczego mi nie powiedziałaś  że  masz tak piękny głos? Nigdy tu nie śpiewałaś -pyta udając obrażonego

- dobra, chcesz to mogę  też tu śpiewać...

*****

Praca zaczęła się pół godziny temu a  ludzie jest od chuja.

- Vèronique czy możesz podejść do stolika pięć? - pyta Stella

- tak, już idę  - odpowiadam i  jadę żwawym   krokiem. Po drodze  wzięłam  notes i długopis po czym bez  zatrzymywania się  podjechałam do stolika.

- dzień dobry  witam w kawiarni  pełnej uśmiechu oraz dobrej zabawy  w czym mogę pomóc? - spojrzałam się klientów jednak jakie było moje  zdziwienie gdy spotkałam  siostrę mojego przeznaczonego

- cześć  bratowo - krzyknęła zwracając uwagę  każdego z  osobna. Czyli to są  wilki tak? .

- witaj,  jak leci? - pytam.

- dobrze,  zaraz będzie tu Andrè  - uśmiechnęła się - o już jest - pomachała ręką by chłopak zwrócił na nią uwagę.

Chwile później poczułam  ręce  na mojej talii.

- witaj moja piękna, przeprowadziłem klientów. - uśmiechnął się po czym usiadł obok jakieś dziewczyny.

~widzisz to? Ona się do niego klei  wyjeb ją z   kawiarni

O nie moja  druga natura się odezwała. Będą kłopoty

Zauważyłam że dziewczyna przybliża się do Andrè i uśmiechnęła się do niego gdy ten  się spojrzał na nią.

~spokojnie, długo nie pożyje. - odpowiadam wilczycy.

- daliście mi więcej pracy. - westchnęłam. 

- oj moja słodka klusio , pomogę  ci jak chcesz - koło  mnie stanął Vincent który odebrał ode mnie  notes i długopis.

- nie nazywaj mnie tak. - warknęłam jednak inaczej niż powinnam. Poczułam jak warczeć jak normalny wilk, spojrzałam się na  Vincenta który uśmiechnął się do mnie i wziął mnie za  rękę.

- zostaw ją! - krzyk Andrè  był tak głośny i władczy  że nawet nie wiem  którym momencie zostałam wyrwana z  uścisku Vincenta.

- bo co?

- bo to moja kobieta i masz trzymać  swoje   brudne  łapska  przy sobie - Vincenta spojrzał na mnie  po czym podniósł  ręce w   górę by pokazać   że się poddaje.

- takie już życie. - mówię co mi niby  pozostaje jak pogodzić się z faktem że jestem jego już do usranej śmierci.  - idę przynieść mój  specjał .

Vèronique Where stories live. Discover now