Prolog

482 20 1
                                    

Jedliśmy spokojnie kolację, gdy nagle usłyszałam głos strzałów

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jedliśmy spokojnie kolację, gdy nagle usłyszałam głos strzałów. Przestraszyłam się. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś tak potwornego. Martwiłam się, że ktoś napadł na nasz dom i to nie tak, jak w "Kevin sam w domu", którego co roku oglądałam w Święta Bożego Narodzenia. 

Już wtedy wiedziałam, że przytrafiło mi się coś strasznego.

Po chwili widziałam, jak moi rodzice upadli, zakrwawieni na podłogę. Miałam wtedy 4 lata i myślałam, że moim jedynym problemem, może być brak wszystkich zabawek z całego świata. No cóż, myliłam się. Z przerażeniem czekałam na swój koniec, nie byłam głupia to musiało się stać.

- To wszystko przeze mnie - szepnęłam podchodząc bliżej do rodziców. Moje łzy spływały po policzkach a ja wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę znów mamy i taty. Tych szczęśliwych, złych lub smutnych.

To już nigdy się nie powtórzy.

Wtem do pokoju weszli jacyś ludzie, w białych jak śnieg strojach. Podeszli do mnie bardzo szybko.

Teraz kolej na mnie.

Ku mojemu dziwieniu nie usłyszałam już pistoletu. Meżczyźni dalej pochylali się nade mną, jeden z nich wyraźnie szukał czegoś w torbie. Po krótkiej chwili znalazł zgubę, zbliżając się do mnie jeszcze bliżej. Wziął do prawej ręki strzykawkę i sprawnie wbił mi ją w szyję. Mój obraz prawie natychmiast zaczął się rozmazywać, widziałam wszystko jak przez mgłę. - Działa Doktorze.

Ogarnęła mnie zupełna ciemność. Nie byłam świadoma co dzieje się wokół mnie. Modliłam się, żeby mnie oszczędzili, mogli obrabować dom, ale tak bym pozostała żywa. - Siódemko - usłyszałam. - Zabierzemy cię w bezpieczne miejsce, do twojego nowego domu -

Poczułam jak ktoś mnie podnosi,ale zaraz po tym zapadłam w głęboki sen.

----------------

Ze snu wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi, które przeraźliwie skrzypiały. Wtedy zrozumiałam, że nie jestem już w domu. Leżałam na łóżku, w małym, białym pokoju, ze zmęczeniem trzymając w rękach brązowego pluszowego misia, Karmelka - moją ukochaną przytulankę z dzieciństwa.

Jak on tu się znalazł?

Spojrzałam w kierunku drzwi, w których teraz stanął starszy, siwowłosy mężczyzna.

-Dzień dobry Siódemko - odparł spokojnym tonem.

Spróbował usiąść obok niej, lecz ona odsunęła się bliżej krawędzi łóżka, prawie z niego spadając.

- Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię - rzekł, wskazując na misia. - Zabrałem go specjalnie dla ciebie - powiedział, uśmiechając się do mnie.

- Ja nic nie rozumiem, co pan ode mnie chce? - spytałam drżąc. - Spokojnie...

- Gdzie ja jestem i gdzie są moi rodzice! - krzyknęłam, a po moim policzku spłynęło kilka łez.

Mężczyzna spojrzał na lekarza, który stał przy drzwiach i dał mu porozumiewawcze spojrzenie.

- Nie martw się, jesteś teraz w lepszym miejscu - powiedział, po czym bez ostrzeżenia wbił zimną igłę, w moją szyję. 

Znów.

Wiedziałam co ona robi, jeśli można tak powiedzieć, to mam już z nią doświadczenie. Mój obraz rozpłynął się jak tęcza na niebie, a po chwili widziałam już tylko ciemność.

☆☆☆☆☆☆


Rozalia <3

we are lostOn viuen les histories. Descobreix ara