BONUS 1 - Urodziny

161 19 20
                                    

To był piękny, wiosenny poranek. Ptaki ćwierkały, lecąc nad koronami drzew i budząc mieszkańców Encanto. Niektórzy otworzyli już okna, aby wpuścić do swych domów rześkie powietrze, inni zaś dawno już wyszli do pracy. Kocury zaczęły rozciągać swoje grzbiety przy kominkach, a koguty przygotowywały się do długiego i intensywnego piania.

Loretta zasnęła tej nocy bardzo późno, dlatego nadal spała w najlepsze i nic nie wskazywało na to, że zaraz się obudzi; kończyła bardzo ważne zamówienie na suknię, która miała trafić na brytyjski bal. Było to zlecenie niezwykle czasochłonne i Loretta nie raz chciała dać za wygraną, ale okrągła sumka, która pojawiłaby się w jej portfelu, zapalała jej światełko w tunelu.

Nie zauważyła, kiedy Bruno, jej kochany mąż, wyślizgnął się z łóżka. Ubrał się, nałożył puchowe kapcie i przedarłszy się przez wydające się nigdy nie skończyć schody, udał się w kierunku kuchni.

Loretta i Bruno pobrali się rok po zaręczynach. Chcieli dać sobie czas i była to najlepsza decyzja, jaką wspólnie podjęli. Zaleczyli stare, rozdrapane rany, odbudowali swoje zaufanie i pokochali się jeszcze bardziej, niż przed jego niespodziewaną ucieczką. Całe miasteczko zdawało się rozbłyskać, kiedy szli razem jego ulicami, a życie w Casicie płynęło w miłej i przyjemnej atmosferze, czyli tak, jak powinno.

Był dwunasty kwietnia i Loretta miała tego dnia urodziny. Pamiętała o nich, ale wolała jednak nigdy więcej ich nie obchodzić — każdego dnia zdawało jej się, że siwieje jeszcze bardziej, że jej oczy tracą blask, a skóra staje się szara i ponura. Że po prostu się starzeje. Bruno oczywiście wcale tak nie myślał, wręcz przeciwnie, z każdym dniem jeszcze bardziej zatracał się w jej urodzie, ale kogo ona by słuchała?

Madrigalowie wiedzieli, że Loretta nigdy nie dałaby sobie wyprawić hucznej imprezy, dlatego postanowili, że uczynią ten dzień najlepszym w jej życiu, a wieczorem poświętują przy dobrym winie, torcie i muzyce.

— Tía Loretta jeszcze śpi? — zapytała Dolores, gdy Bruno pojawił się w kuchni. Tego dnia to ona przygotowywała śniadanie, a jej posiłki zawsze podbijały jego serce. — Chcesz buñuelos?

— A daj, daj, jak najbardziej. — To od razu spędziło sen z jego oczu. Usiadł przy stole, a kiedy Dolores ładowała mu na talerz kolumbijskie pączki, zapytał: — Czy każdy wie, co ma dzisiaj robić? To jej pierwsze urodziny, odkąd się zeszliśmy i chcę, aby były idealne.

— Nie stresuj się — odrzekła Dolores. — Planujemy ten dzień od tygodnia, musi się udać. Loretta się powoli wścieka, bo widzi, że coś jest na rzeczy, a wiesz, jaka ona jest. Nie lubi, kiedy wszystko kręci się wokół niej.

Kilka chwil potem wszyscy się obudzili, zjedli śniadanie i rozeszli się, aby zająć się swoimi sprawami. Ale nie Loretta, która nadal spała. A zbliżała się godzina pierwszej niespodzianki.

Poczta kwiatowa zapukała do drzwi Casity niecałą godzinę później. Loretta ciągle była w łóżku, więc to Mirabel odebrała podarunek i po cichu zaniosła bukiet do jej pokoju. Włożyła go do wazonu stojącego na szafce nocnej, aby, gdy jej ciotka się obudzi, zastała miłą niespodziankę.

Gdy wybiła dwunasta, Madrigalowie byli już nieźle poddenerwowani, bo jak można było się domyślić, Loretta nadal drzemała, i to tak, że było ją słychać nawet w pokoju Antonia. Bruno, nieco wystraszony, że coś mogło się stać, zajrzał kilka razy do ich sypialni — to na nic, jego żona nadal chrapała. Grzechem byłoby ją obudzić, więc seans w teatrze przepadł bezpowrotnie tak jak pieniądze.

— Z całym szacunkiem, ale ile można spać? — rzuciła gniewnie Abuela. Wszyscy siedzieli w salonie w podłych humorach.

— O której ona poszła spać? — zapytała Julieta. — Bruno, czy ty naprawdę pozwoliłeś jej ślęczeć po nocy i szyć tę durną sukienkę? Przecież wiesz, że ona jest...

— Uparta jak osioł. To chciałaś powiedzieć? — dokończył za nią Bruno. Czuł się najgorzej z nich wszystkich. Był tak rozanielony na myśl sprezentowania Loretcie dnia pełnego wrażeń, że miał ochotę siąść na środku i się rozpłakać, kiedy nie poszli na zakupy, na których miał kupić jej chustę z witryny, którą zawsze mu pokazywała, gdy przechodzili obok pewnego sklepu. — Tak, wiem. Julieto. Myślisz, że nie próbowałem? Naprawdę, nie chciałabyś poczuć na sobie jej wzroku, gdy siłą chciałem zanieść ją do łóżka. Zasnęła o piątej.

— I co my teraz zrobimy? — jęknął bezradnie Camilo, który również bardzo ubolewał nad faktem, że nie był w stanie popisać się tego dnia. — Przecież nie pójdziemy tam i nie powiemy jej "Wstawaj, ziomek, puściłaś nasze plany z dymem, bo jesteś pracoholikiem"!

— CAMILO! — krzyknęła Pepa, a nad jej głową zalśniła iskierka błyskawicy. — Uważaj na to, co mówisz!

— Ale mamo, jest SZESNASTA!


Powiedzenie, że każdy stracił nadzieję, że Loretta obudzi się co najmniej godzinę przed kolacją, było niedopowiedzeniem. Ich entuzjazm prysnął niczym bańka mydlana, kiedy wybiła siedemnasta, każdy machnął ręką i nadąsany poszedł do siebie. Zdawało się, że wszystko szlag trafił.

Nic bardziej mylnego.

Loretta zagrodziła im drogę na schody, rozpromieniona i ładnie ubrana. Wyglądała jak nowo narodzona w świetle zachodzącego słońca. Gdy ją zobaczyli, na ich twarzach pojawiła się mieszanka rozbawienia, żałości i złości.

— Dobrze się spało? — zagadnął Felix, mrużąc oczy. — Ty stara ruro?

— Oj, nie śmiej się, późno zasnęłam — mruknęła, przeciągając się. Twarz Abueli natychmiast skamieniała. Antonio i Mirabel cudem powstrzymali się od wybuchnięcia śmiechem.

Kiedy Loretta dowiedziała się, co przegapiła tego dnia, najzwyczajniej w świecie się popłakała. Rozryczała się i wyła tak dobre piętnaście minut. Płakała nie dlatego, że bardzo chciała otrzymać to, co zaplanowała jej rodzina, ale dlatego, że ilość czasu, zapału i miłości, którą włożono w przygotowanie jej urodzin, była zatrważająca. Czuła, jak poczucie winy zżerało ją od środka i wiło się w niej jak obślizgły robak. Miała ochotę zapaść się pod ziemie nigdy nie wyjść się na powierzchnię.

Jej rodzina nie była na nią zła, co to, to nie! Może byli nieco zawiedzeni, ale na pewno nie Lorettą. Jedyne, co udało im się zrobić, to poświętować w kuchni przy rzeczywiście dobrym winie i muzyce. Solenizantka zdmuchnęła świeczki i lada moment cały tort zniknął ze stołu. Skorzystały nawet zwierzątka Antonia. 

A późnym wieczorem Loretta otrzymała od Bruna jeszcze jeden prezent.

__________

A nie mówiłam, że kiedyś jeszcze wrócę? 

Tak, minął rok, nie wiem dokładnie ile, i przywróciłam Lorettę do życia. Pół roku nie dotykałam wattpada, ale wiem, że chcę wrócić. Mój projekt z Harry'ego Pottera żyje gdzieś w zakamarkach mojej głowy i może lada moment, jeżeli ktokolwiek stąd go kojarzy, pojawi się nowy rozdział.

Nie do przewidzenia || Bruno MadrigalWhere stories live. Discover now