Rozdział 8

614 71 22
                                    

Mirabel krzyknęła z radości i objęła Lorettę w pasie. Zaczęła chichotać i wyczyniać różne, dziwne rzeczy. Loretta nie bardzo wiedziała, o co jej chodzi. W chwilę później życie przeleciało obydwóm przed oczyma.

Loretta zrobiła krok do tyłu i poczuła, jak dachówka obluzowuje się pod jej stopą. Nieumyślnie przerzuciła na nią ciężar ciał jej i Mirabel i nim się obejrzała, spadały z dachu. Loretta wrzasnęła przeraźliwie i kiedy przygotowała się już na śmiertelne uderzenie, poczuła pod sobą mokry puch. Żyła, naprawdę żyła.

— LORETTA, MIRABEL!

Biegła ku nim Isabela, jej suknia była cała umorusana kolorowymi pyłami, wyciągała ręce przed siebie. Rzuciła się na nie, mocno je ściskając.

— Myślałam, że się zabijecie... myślałam... ja...

— Spokojnie, kochanie — powiedziała Loretta, całując ją w czoło drżącymi z przerażenia ustami. — Dziękuję. Po raz kolejny ratujecie mi życie, niebywałe...

— Uratowałyśmy dar! — zawołała Mirabel, przytulając swoją siostrę. Isabela zastygła w miejscu na moment, a następnie objęła ją ramionami. — A ty uratowałaś nam życie! Dlaczego jesteś cała kolorowa? Co się stało?

— Masz na mnie zły wpływ — stwierdziła z uśmiechem i posłała wielki pąk kwiatu na jej twarz.

Loretta nadal leżała na wznak, wpatrując się w niebo. Miała mętlik w głowie i nic z tego nie rozumiała. Niby jak mogła uratować dar Madrigalów? I dlaczego Mirabel wymusiła na niej tak prywatne wyznanie?

Wtem, drzwi Casity otworzyły się z hukiem. Do środka wkroczyła rozgoryczona Abuela. Jakby słuchając czyjegoś rozkazu, Loretta, Isabela i Mirabel stanęły na baczność.

— Co tu się wyprawia? Isabelo, jak ty wyglądasz?!

— Abuela! — Mirabel zerwała się do wyjaśnień. — Wszystko jest w porządku! Uratowałyśmy dar! Nasza magia-

— O czym ty gadasz?! — przerwała jej, machając rękoma na wszystkie strony. Sprawiała wrażenie, jakby nie zwracała uwagi na Lorettę nawet w najmniejszym stopniu, o Isabeli nie wspominając. — Spójrz na nasz dom! Spójrz na swoją siostrę! I dlaczego zawsze jak Mirabel porusza temat magii, pojawiasz się ty ?! — wskazała na Lorettę podbródkiem.

— Bo z jakiegoś powodu jestem związana z tą rodziną, czy tego chcę, czy nie — powiedziała z goryczą, stając przed Mirabel z założonymi na piersi rękoma. Abuela nabrała powietrza do płuc, lecz Loretta uniosła dłoń, powstrzymując ją od wypowiedzi. — Czy zapytałaś się kiedykolwiek Isabeli, czy aby na pewno chce wyjść za młodego Guzmána?

— Nie zmieniaj tematu, Torres.

— Aha, a więc jesteśmy teraz na nazwisko — zakpiła Loretta. Kątem oka dostrzegła, jak reszta rodziny zbiera się w holu. — A więc słuchaj, Madrigal. Chcesz tak bardzo pomóc Encanto, że zapominasz o członkach własnej rodziny. Nie dostrzegasz, że Mirabel jest w wizji Bruna, bo to ona ma uratować dar! Nie dostrzegasz, że pod twoją pieczą nikt tutaj nie jest szczęśliwy!

— NATYCHMIAST PRZESTAŃ, TORRES! — wrzasnęła Abuela. Mimo wszystko, po plecach Loretty przebiegł dreszcz. — Wszystkie problemy zaczęły się po twoim pojawieniu się tutaj. Najpierw czterdzieści lat temu, kiedy Julieta przyprowadziła cię tu jako swoją nową przyjaciółkę. Później, gdy zaprzyjaźniłaś się z Brunem, jego wizje zaczęły przynosić nieszczęście. A jeszcze później, kiedy ci się oświadczył, jego przepowiednie zaczęły zbierać żniwa! Bruno uciekł przez ciebie, Mirabel rozdrapuje stare rany przez ciebie, tracimy magię przez ciebie! Nie wiem, dlaczego Bruno nie powiedział ci, że odchodzi, ale to nie jest powód, aby krzywdzić tę rodzinę!

Fundamenty Casity zatrzeszczały, wielkie pęknięcie pojawiło się między Lorettą i Mirabel, a Abuelą. Loretta poczuła się tak, jakby wymierzono jej siarczysty policzek. Mirabel westchnęła z przerażenia i zrobiła krok naprzód.

— Loretta nigdy nie zrobiła niczego, aby skrzywdzić naszą rodzinę — powiedziała półszeptem, zaciskając pięści. Zrobiło się ciemno, gdzieś na północy wybrzmiał grzmot. — I ja również. Nigdy... nie będę dla ciebie wystarczająco dobra, prawda? Nie ważne jak bardzo będę się starać... Luisa i Isabela również, Loretta tak samo. Tío Bruno opuścił nas nie przez nią, ale aby chronić i ją, i mnie, i całą wszystkich!

— Bruno miał w nosie tę rodzinę!

— Bruno kocha tę rodzinę! — warknęła Loretta, mierząc Abuelę spojrzeniem. — I wiesz co? To ty jesteś jedyną osobą, która ma ją w nosie!

— Tylko spróbuj to powiedzieć, a przysięgam, że już nigdy nie zaśniesz spokojnie.

— Ale taka jest prawda! — wrzasnęła Mirabel. — MAGIA UMIERA PRZEZ CIEBIE!

Nastąpił wielki łomot, trzask i wybrzmiało kilka krzyków. Posadzka rozłupała się i wkrótce rozłam dotarł do świecy, której wosk rozlał się po wszystkich stronach. Loretta stanęła w miejscu jak słup soli, tracąc czucie w nogach. Niewiadomo kiedy upadła na ziemię, obserwując, jak Casita zaczyna się rozpadać.

Wybuchła panika. Zdjęcia spadały ze ścian, doniczki z kwiatami biły się, kafelki odpadały. Niszczyło się wszystko, co miało ku temu sposobność. Pepa rozstrzelała lampy piorunami, powodując, że spadł na nich szklany i kryształowy deszcz.

Wtenczas Mirabel rzuciła się w kierunku świecy. Loretta odzyskała świadomość. Dźwignęła się do pionu i rozejrzała się dookoła, jednocześnie umykając od śmiertelnych odłamków szkła. Pęknięcia były wszędzie, w niektórych miejscach wzbił się już kurz. Z tego, co udało jej się zauważyć, po policzku Antonia płynęła stróżka krwi.

— Casita! Pomóż Mirabel! — huknęła w biegu w kierunku schodów, kiedy ostatni kawałek szkła upadł na ziemię. Casita wnet utworzyła z balustrady drabinę, aby Mirabel jak najszybciej mogła dotrzeć na dach.

Loretta nagle została podwindowana w górę za pomocą grubej liany Isabel. Złapała się jej, ale chwilę później liana zniknęła, pozostawiając ją rozpędzoną kilka metrów nad ziemią. Tyle wystarczyło, aby Loretta mogła złapać się wystającej krokwi i wspiąć się na piętro. Nie zdążyła złapać Camilo.

Moce przestawały działać.

— ZOSTAWCIE TĘ ŚWIECĘ, WRACAJCIE! — wrzasnęła Julieta, która razem z pozostałymi Madrigalami została wyrzucona przez Casitę na zewnątrz. Teraz wszystko było w ich rękach.

Loretta dotarła do miejsca, w którym balustrada opierała się o skraj dachu i jednym susem wskoczyła na nią. Mirabel nie dawała rady dosięgnąć świecy. W akompaniamencie bolącego w uszy trzasku i jazgotu oraz widoku walącej się wieży niegdyś zamieszkałej przez Bruna Loretta bez chwili zwłoki wzięła Mirabel na barana, a ta chwyciła tlący się ogarek magicznej świecy.

— Mamy to! — zawołała, osłaniając Mirabel swoim ciałem. Spojrzała w górę... i wydarła się tak, jak jeszcze nigdy.

Wieża Bruna zwaliła się na nie. Casita zepchnęła Lorettę i Mirabel na schody, które przekształciła w zjeżdżalnie, dzięki czemu nie zabiły się w ten sposób.

Teraz czekała je śmierć poprzez zmiażdżenie, poprzez rozłupanie wszystkich kości przez walące się elementy Casity. Przez głowę Loretty przebiegły wszystkie wspomnienia, kiedy ta śledziła wzrokiem lecący na nią gruz. Przypomniała sobie, jak była młoda. Przypomniała sobie noce dzielone z Brunem, ich randki i kłótnie. Ich miłość.

A potem nastąpiła ciemność i ból zaślepił wszystkie jej zmysły...

Nie do przewidzenia || Bruno MadrigalWhere stories live. Discover now