Drętwota! 🐍 38

71 6 9
                                    

Mógłbym myśleć o nich godzinami, ale ileż można się skupiać na jednym człowieku? Moje myśli też potrzebowały odpoczynku od niego. Może ja byłem jego, ale moje myśli były tylko i wyłącznie moją własnością.


Pomyślałem o innych ustach niż te jego. Inne usta mogłyby całować mnie w ten sam sposób, jedynie smakowałyby inaczej niż te jego. Właśnie jego usta lekko teraz krwawiły, przegryzione przez któregoś z nas, nie wiadomo w którym momencie.

Podał mi właśnie sok, który przyjąłem z niemałą wdzięcznością. Upiłem łyk, po czym odstawiłem go na szafkę i położyłem się na plecach. Potter lekko nade mną zawisł.

- O czym myślisz? - przerwał mi Albus, który niewiele wcześniej położył dłoń na mojej klatce piersiowej.

Akurat teraz musiał się odezwać.

- Kiedyś... - zacząłem, mając nadzieję, że coś wpadnie mi do głowy. Albus wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem - ...Levi proponował mi seks zamiast szlabanu.

Otworzył szerzej oczy.

- Właściwie to mi i Rose. Mieliśmy chyba coś czyścić, a bardzo mi się nie chciało. Nie dziwie mu się, dzień wcześniej sam miałem na nią ochotę. Leżeliśmy razem na łóżku i brakło mi tyle - pokazałem dwa palce, między którymi była mała odległość, po czym jeszcze ją zmniejszyłem - a nwet tyle, żeby ją pocałować. Miała takie jędrne usta, aż się o to prosiły. Nie wiem, czy robiła to celowo, czym może miałem jakieś urojenia, ale chyba trochę się wypinała w moją stronę. Chociaż może to tylko ja za bardzo zwracałem uwagę na jej kształty. Ale mam jeszcze jakieś sumienie i do niczego nie doszło. Jeszcze nie wiedziałem o nim i Neville'u, więc chyba dobrze zrobiłem. Teraz chyba raczej na pewno bym się nie zgodził, bo wiem o ich związku. Gdyby nie byli razem...

- Kiedy to było? - przerwał mi.

Zastanawiałem się przez moment. Albus zacisnął dłoń na kołdrze, nie podobało mu się to, co mówię.

- Wtedy kiedy Mattheo was ukrywał, a my o tym nie wiedzieliśmy. Próbowaliśmy wymyślić jakiś sposób, żeby was znaleźć, marnie nam szło. Jakiegoś wieczoru ona przyszła do mnie... albo ja do niej? Szczerze, to już nie pamiętam. Spaliśmy w jednym łóżku, bo zasnęliśmy razem. Nie doszło do niczego... trochę mi szkoda, ale tylko trochę.

Potter usiadł na krawędzi łóżka, mruczał przekleństwa pod nosem. Był mocno wkurwiony. Nie dziwiłem mu się, miał do tego prawo. Przynajmniej byłem szczery.

Chciałem odwrócić na chwilę wzrok od niego, mając nadzieję, że za moment zrozumiem, o co chodzi i dlaczego zamiast coś powiedzieć, odwraca się ode mnie. Na powierzchni soku unosiło się kilka kropli czegoś innego. Wyglądało jak olej na wodzie, jednak zdołałem się zorientować, czym było.

Veritaserum.

Kiedy zrobił to po raz pierwszy, podobało mi się. Teraz czułem tylko i wyłącznie złość.

Nie zrobił tego, żeby sprawdzić, czy czuje to, co on. Nie chciał sprawdzić, czy mamy szansę na związek. Nie sprawdzał tego, co miał prawo sprawdzać.

Chciał coś ode mnie wyciągnąć, bezczelnie dodał tego do mojego soku, a ja nieświadomie to wypiłem.

- Myślałem, że mogę Ci ufać. - szepnąłem.

Albus spojrzał na mnie przez sekundę. Jego oczy delikatnie błyszczały, nie lubiłem ich. Może to eliksir nadal zmuszał mnie do tak szczerych myśli. Jednak nadal ich nie lubiłem, nie mogłem nich dojrzeć tej głębi, którą chciałbym dostrzegać w oczach osoby, która kocham. To nie te oczy chciałem widywać codziennie rano.

- A ja myślałem, że mogę zaufać tobie.

Oboje milczeliśmy od tamtego momentu. Niewiele później zacząłem się ubierać, Albus odwrócił się wtedy i po prostu na mnie nie patrzył.

Korytarz prowadzący na salę wydawał mi się teraz o wiele dłuższy. Już, kiedy szliśmy tutaj razem, dłużyło nam się niemiłosiernie. Wtedy dlatego, że nie mogliśmy doczekać się aż będziemy razem w jednym pokoju. Teraz dlatego, że chciałem coraz bardziej się od niego oddalić.

Usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Starałem się nie odwracać, myśląc, że Albus idzie za mną. Bardziej mylić się nie mogłem.

- Drętwota! - krzyknął ktoś idący zaledwie kilka metrów ode mnie. Na szczęście nie trafił, więc miałem kilka sekund na zaatakowanie go.

- Drętwota! - użyłem jego własnych czarów przeciwko niemu, tego mógł się spodziewać, a jednak padł na ziemię.

Podszedłem bliżej, a wtedy spostrzegłem, że był jednym ze śmierciożerców.

Zaczęło się.

Teraz kiedy nikt nie mógł się spodziewać ataku. Musiał być jednym z pierwszych.

Pobiegłem najszybciej jak mogłem, w stronę głównej sali, na której zebrani byli wszyscy goście. W tym momencie korytarz był jeszcze dłuższy niż za dwoma poprzednimi razami. Został mi jeden zakręt. Usłyszałem krzyki przerażenia i huk wywołany rzucanymi zaklęciami.

Prawie wszyscy goście kierowali się w kierunku drzwi, przez co na sali została tylko niewielka grupa osób.

Dwóch kelnerów wykonało identyczny ruch i Harry instynktownie zrobił to samo - wszyscy trzej wyciągnęli różdżki. Ron, do którego dopiero po paru sekundach dotarło, co się dzieje, błyskawicznie pchnął Hermione w bok na ławkę. Zaklęcia śmierciożerców potrzaskały kafelki na ścianie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Rona.

Harry, który teraz szukał wzrokiem mojego ojca, ryknął jakieś zaklęcie, a strumień czerwonego światła ugodził w twarz wielkiego blondyna, który osunął się na bok, tracąc świadomość. Jego towarzysz, nie wiedząc, kto rzucił zaklęcie, wycelował różdżką w Lucjusza. Błysnęło i lśniące czarne liny omotały go od głowy po stopy. Wiedzieli, że był osłabiony po pobycie w Azkabanie.

Kelnerka wrzasnęła i rzuciła się do drzwi, ktoś strzelił jeszcze jednym oszałamiaczem w śmierciozerce, który zaatakował Rona, ale nie trafił. Zaklęcie odbiło się rykoszetem od okna i ugodziło kelnerkę, która upadła tuż przed drzwiami. Jej oczy były nadal otwarte, jednak całkiem puste.

- Expulso! - Harry zawył, a śmierciożerca padł na stolik, za którym stał James. Chłopak, który był blady jak ściana, i rozglądał się w poszukiwaniu Delphini, wyleciał w powietrze. Siła eksplozji odrzuciła go na ścianę i zobaczyłem, że różdżka wypada mu z ręki.

- Petrificus totalus! - krzyknęła z ukrycia Hermiona i śmierciożerca runął twarzą naprzód, roztrzaskując filiżanki z cappuccino i cały stolik. Wyczołgała się spod ławki i wytrząsnęła z włosów kawałki szkła, cała rozdygotana.

- D-diffindo! - wyjąkała, celując różdżką w Rona, który wrzasnął z bólu, gdy zaklęcie rozdarło mu spodnie na kolanie i głęboko rozcięło nogę.

- Och! Przepraszam, Ron! Ręka mi zadrżała!

Krzyki mieszały się z płaczem i jękiem, a ja czułem się, jakbym trafił do piekła. Za oknem widziałem przebieg kolejnych walk, pomiędzy naszymi a śmierciożercami.

Między tłumem mignęła mi znajoma twarz. Mattheo skierował się w dół schodów, prowadzących na zewnątrz.

- Czekaj!

Odwrócił się w moją stronę i krzyknął coś, jednak przez cały hałas nie zrozumiałem ani słowa. Po mojej minie musiał wywnioskować, że jest zbyt głośno, żeby cokolwiek powiedzieć. Miał zamiar podejść bliżej mnie, jednak w tamtym momencie coś mnie trafiło.

Film mi się urwał.

Nowe pokolenie Slytherinu | scorbus | drarry Where stories live. Discover now