Rozdział 5

1.5K 133 43
                                    

13 Września 2022

Minęło ledwie dwa dni, a stan Peter'a nie zmieniał się ani trochę. Jak tylko widział Tony'ego uciekał z popłochu, unikał rozmów z nim, a nawet potrafił się rozpłakać i przepraszać za nic. Nikt nie potrafił do niego dotrzeć, uspokoić, a o dotykaniu ciężko powiedzieć. Chłopak był wręcz przerażony przebywaniem w jednym pomieszczeniu ze Stark'iem. Jedyny, z którym Peter jakkolwiek rozmawiał i miał nawet dobre podejście do dzieciaka, był Scott. Podchodził do niego swobodnie, ostrożnie, przynosił różne książki czy zabawki i zawsze trafiał, co zadziwiało nawet Clint'a. Scott zachowywał się jakby naprawdę był ojcem Peter'a, a to nieco bolało resztę panów, a zwłaszcza Stark'a. Sądził, że wiedział o dzieciaku wszystko, ale Lang udowodnił jak bardzo było to mylne.


Obudził się zlany potem w środku nocy. Oddychał urwanie, ciężko, łapczywie próbował złapać każdy haust powietrze. Rozejrzał się z przerażeniem w orzechowych oczach wokół siebie i zrozumiał, że wciąż był w wieży. Nie było tu May, do której mógł pójść i obudzić, żeby go ewentualnie powstrzymała, uspokoiła, po prostu była obok. Nawet nie zauważył kiedy słone łzy spłynęły po jego policzkach. Nie chciał tu być... Nie chciał widzieć rozgoryczenia i niezadowolenia u pana Stark'a.


- Ni... nienawidzi m-mnie... - Wydusił cicho, łapiąc palcami na kędzierzawą grzywkę. - Nie... Nie ch-hce tu b-być...


Wstrzymał gwałtownie oddech, słysząc ciche kroki na korytarzu, a kiedy klamka do jego pokoju opadła, wyskoczył na sufit i skrył się w kącie. Obserwował z powoli rosnącym przerażeniem ciemną postać, która wchodzi do jego tymczasowego pokoju, rozgląda się gorączkowo po pokoju i patrzy wprost w jego spłoszone spojrzenie. Nie umiał ruszyć się z miejsca, złapać w pełni oddechu, gdy widział niepewnie stojącego pana Stark'a w przejściu pokoju. Wykonał krok na przód, a Peter skulił się mocniej.


- Hej, jest w porządku, to tylko ja...


Pokręcił przerażony głową. Doskonale wiedział, że to pan Stark, ale tak bardzo się obawiał usłyszeć jak bardzo jest nim zawiedziony. Miał być bohaterem, a wyglądał jak miernota. Sam to przecież uzmysłowił, że jest nikim i Peter o tym wiedział, ale słysząc to od swojego mentora, bolało trzy razy bardziej. Widział powoli zbliżającego się miliardera, a przerażony nastolatek niemal wbijał się w róg pokoju, chcąc wtopić się jak najmocniej w ścianę. Zacisnął mocno powieki, gdy Stark uniósł rękę. Usłyszał ciężkie westchnięcie.


- Nie zrobię ci krzywdy, przecież wiesz.


Pokręcił rozpaczliwie głową. Nie chciał tu być i pan Stark też go nie chciał. Był tu na siłę zmuszony siedzieć. Chciał do May. May była bezpieczeństwem. May wiedziałaby co robić...


- Peter to ja, Scott, pamiętasz?


Nieśmiało uchylił powieki, żeby zobaczyć przed sobą pana Lang'a. Światło było teraz zapalone i mógł idealnie zobaczyć cały pokój. Nie było śladu po panu Stark'u, a może nigdy go tu nie było? Czy naprawdę miał aż tak zszarganą psychikę, że nie odróżniał w ciemności ludzi?


- Chodź tu do mnie, dzieciaku. - Scott uśmiechnął się niepewnie, wyciągając ręce w górę. - Nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję.


Peter nieśmiało zsunął się w dół po ścianie, a gdy stanął na podłodze ostrożnie podszedł do mężczyzny i niemal rozpaczliwie wpadł w jego ramiona. Miał szeroko otwarte oczy, pełne czystego przerażenia.


Był balastem.


Był do niczego.


Był problemem.


Był beznadziejny.


Był upadłym bohaterem...


- Już dobrze, to tylko koszmar... - Scott ostrożnie gładził go po plecach. - Nic złego się nie dzieje, Pete.


- Pan Stark mnie nienawidzi... - Wychrypiał cicho. - Nie chce mnie tu...


- To nieprawda.


- Zabrał mi strój, powiedział, że się nie nadaje... - Odparł. - Chcę do domu... Do May... Proszę...


Scott milczał dłuższą chwilę, ale ostatecznie pokiwał głową. Posadził chłopaka na łóżku, po czym podał mu telefon. Peter szybko chwycił go i niemal na oślep wystukał numer do cioci.


- Halo? - Była wyraźnie zaspana.


- M-May?


- Peter? Co się stało skarbie?


Przełknął ciężko ślinę, czując jak bardzo ma sucho w ustach, ale jeżeli teraz tego nie powiem, to nie odważy się nigdy i zostanie tu z osobą, która go nienawidzi i gardzi.


- Chcę do domu... - Wydusił na pograniczu płaczu. - Proszę, zabierz mnie stąd, May... Nie chcę tu być... Nie wytrzymam... Chcę do domu... Chcę do ciebie... Proszę, proszę, proszę...


- Peter, posłuchaj mnie bardzo uważnie.


Pokiwał głową, choć kobieta nie mogła tego zobaczyć. Pociągnął cicho nosem, wycierając mokre policzki ręką. Naprawdę nie chciał tu być, czuł się jak zaszczute zwierzę zamknięte w klatce i wystawione na pokaz.


- Nikt ciebie nie zmusza skarbie, żebyś tam siedział. - Zaczęła ostrożnie. - Chciałam dać Stark'owi szansę naprawienia swoich błędów i pokazania, że jemu zależy na waszej relacji. Przepraszam, że czułeś się jakbym cię do tego zmuszała, nie było to w moim zamiarze. Jeżeli nie chcesz, to przyjdę po ciebie jutro z samego rana i zabiorę do domu.


- Chce do domu, ciociu... - Wydusił cicho. - Proszę, zabierz mnie stąd...


- Dobrze, będę o ósmej rano.


- Okej...


Rozłączył się, patrząc na telefon. Scott przygarnął go ramieniem, a Peter mimowolnie oparł głowę o jego ramię, przymykając oczy ze zmęczenia, które nagle dało o sobie znać, gdy tylko uspokoił skołatane nerwy. Chciał do domu... 

"Przepraszam" to za małoWhere stories live. Discover now