13 Września 2022
Minęło ledwie dwa dni, a stan Peter'a nie zmieniał się ani trochę. Jak tylko widział Tony'ego uciekał z popłochu, unikał rozmów z nim, a nawet potrafił się rozpłakać i przepraszać za nic. Nikt nie potrafił do niego dotrzeć, uspokoić, a o dotykaniu ciężko powiedzieć. Chłopak był wręcz przerażony przebywaniem w jednym pomieszczeniu ze Stark'iem. Jedyny, z którym Peter jakkolwiek rozmawiał i miał nawet dobre podejście do dzieciaka, był Scott. Podchodził do niego swobodnie, ostrożnie, przynosił różne książki czy zabawki i zawsze trafiał, co zadziwiało nawet Clint'a. Scott zachowywał się jakby naprawdę był ojcem Peter'a, a to nieco bolało resztę panów, a zwłaszcza Stark'a. Sądził, że wiedział o dzieciaku wszystko, ale Lang udowodnił jak bardzo było to mylne.
Obudził się zlany potem w środku nocy. Oddychał urwanie, ciężko, łapczywie próbował złapać każdy haust powietrze. Rozejrzał się z przerażeniem w orzechowych oczach wokół siebie i zrozumiał, że wciąż był w wieży. Nie było tu May, do której mógł pójść i obudzić, żeby go ewentualnie powstrzymała, uspokoiła, po prostu była obok. Nawet nie zauważył kiedy słone łzy spłynęły po jego policzkach. Nie chciał tu być... Nie chciał widzieć rozgoryczenia i niezadowolenia u pana Stark'a.
- Ni... nienawidzi m-mnie... - Wydusił cicho, łapiąc palcami na kędzierzawą grzywkę. - Nie... Nie ch-hce tu b-być...
Wstrzymał gwałtownie oddech, słysząc ciche kroki na korytarzu, a kiedy klamka do jego pokoju opadła, wyskoczył na sufit i skrył się w kącie. Obserwował z powoli rosnącym przerażeniem ciemną postać, która wchodzi do jego tymczasowego pokoju, rozgląda się gorączkowo po pokoju i patrzy wprost w jego spłoszone spojrzenie. Nie umiał ruszyć się z miejsca, złapać w pełni oddechu, gdy widział niepewnie stojącego pana Stark'a w przejściu pokoju. Wykonał krok na przód, a Peter skulił się mocniej.
- Hej, jest w porządku, to tylko ja...
Pokręcił przerażony głową. Doskonale wiedział, że to pan Stark, ale tak bardzo się obawiał usłyszeć jak bardzo jest nim zawiedziony. Miał być bohaterem, a wyglądał jak miernota. Sam to przecież uzmysłowił, że jest nikim i Peter o tym wiedział, ale słysząc to od swojego mentora, bolało trzy razy bardziej. Widział powoli zbliżającego się miliardera, a przerażony nastolatek niemal wbijał się w róg pokoju, chcąc wtopić się jak najmocniej w ścianę. Zacisnął mocno powieki, gdy Stark uniósł rękę. Usłyszał ciężkie westchnięcie.
- Nie zrobię ci krzywdy, przecież wiesz.
Pokręcił rozpaczliwie głową. Nie chciał tu być i pan Stark też go nie chciał. Był tu na siłę zmuszony siedzieć. Chciał do May. May była bezpieczeństwem. May wiedziałaby co robić...
- Peter to ja, Scott, pamiętasz?
Nieśmiało uchylił powieki, żeby zobaczyć przed sobą pana Lang'a. Światło było teraz zapalone i mógł idealnie zobaczyć cały pokój. Nie było śladu po panu Stark'u, a może nigdy go tu nie było? Czy naprawdę miał aż tak zszarganą psychikę, że nie odróżniał w ciemności ludzi?
- Chodź tu do mnie, dzieciaku. - Scott uśmiechnął się niepewnie, wyciągając ręce w górę. - Nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję.
Peter nieśmiało zsunął się w dół po ścianie, a gdy stanął na podłodze ostrożnie podszedł do mężczyzny i niemal rozpaczliwie wpadł w jego ramiona. Miał szeroko otwarte oczy, pełne czystego przerażenia.
Był balastem.
Był do niczego.
Był problemem.
Był beznadziejny.
Był upadłym bohaterem...
- Już dobrze, to tylko koszmar... - Scott ostrożnie gładził go po plecach. - Nic złego się nie dzieje, Pete.
- Pan Stark mnie nienawidzi... - Wychrypiał cicho. - Nie chce mnie tu...
- To nieprawda.
- Zabrał mi strój, powiedział, że się nie nadaje... - Odparł. - Chcę do domu... Do May... Proszę...
Scott milczał dłuższą chwilę, ale ostatecznie pokiwał głową. Posadził chłopaka na łóżku, po czym podał mu telefon. Peter szybko chwycił go i niemal na oślep wystukał numer do cioci.
- Halo? - Była wyraźnie zaspana.
- M-May?
- Peter? Co się stało skarbie?
Przełknął ciężko ślinę, czując jak bardzo ma sucho w ustach, ale jeżeli teraz tego nie powiem, to nie odważy się nigdy i zostanie tu z osobą, która go nienawidzi i gardzi.
- Chcę do domu... - Wydusił na pograniczu płaczu. - Proszę, zabierz mnie stąd, May... Nie chcę tu być... Nie wytrzymam... Chcę do domu... Chcę do ciebie... Proszę, proszę, proszę...
- Peter, posłuchaj mnie bardzo uważnie.
Pokiwał głową, choć kobieta nie mogła tego zobaczyć. Pociągnął cicho nosem, wycierając mokre policzki ręką. Naprawdę nie chciał tu być, czuł się jak zaszczute zwierzę zamknięte w klatce i wystawione na pokaz.
- Nikt ciebie nie zmusza skarbie, żebyś tam siedział. - Zaczęła ostrożnie. - Chciałam dać Stark'owi szansę naprawienia swoich błędów i pokazania, że jemu zależy na waszej relacji. Przepraszam, że czułeś się jakbym cię do tego zmuszała, nie było to w moim zamiarze. Jeżeli nie chcesz, to przyjdę po ciebie jutro z samego rana i zabiorę do domu.
- Chce do domu, ciociu... - Wydusił cicho. - Proszę, zabierz mnie stąd...
- Dobrze, będę o ósmej rano.
- Okej...
Rozłączył się, patrząc na telefon. Scott przygarnął go ramieniem, a Peter mimowolnie oparł głowę o jego ramię, przymykając oczy ze zmęczenia, które nagle dało o sobie znać, gdy tylko uspokoił skołatane nerwy. Chciał do domu...
YOU ARE READING
"Przepraszam" to za mało
FanfictionPeter Parker był nikim bez stroju... Peter Parker był nikim... Peter był nikim... Był nikim...