Rozdział 1

3K 199 81
                                    

22 Kwietnia 2022

- Chciałem być jak pan!


- A ja chciałem, żebyś był lepszy, ale widać się pomyliłem. - Tony nawet nie spojrzał w oczy nastolatka. Był wyraźnie wściekły. - Koniec zabawy, oddaj strój.


- Co? - Wydusił przez ściśnięte gardło. - A-Ale... Bez tego stroju jestem nikim!


- Jeżeli jesteś nikim bez stroju, to najwyraźniej nie powinieneś być Spiderman'em.


Słowa jego mentora obijały się w głowie niczym zapętlona piosenka, której nie można wyzbyć się za żadne skarby. Zacisnął mocniej wargi, próbując powstrzymać gorycz i łzy cisnące się do oczu. Był nikim bez Spiderman'a. Nie miał już nic wartościowego w życiu.


- No już, strój.


Oblizał niepewnie wargi, patrząc w dół na swoje drżące dłonie.


- J-Ja nie mam nic pod nim... - Wykrztusił cicho. - Tylko bokserki...


Tony odchrząknął. Najwyraźniej nie spodziewał się tego usłyszeć, a przecież sam zrobił ten strój. Powinien wiedzieć, że Peter nie mógł nic pod nim zmieścić oprócz bokserek, bo by mocno utrudniało poruszanie się, zwłaszcza przy akrobacjach, jakie wykonywał.


- Okej, coś zaraz zaradzimy na to.


Bez słowa usiadł przy budynku, czekając aż pan Stark wróci z jakimiś ubraniami. Czuł suchość w gardle i piekące oczy, ale łzy jak na złość nie chciały popłynąć. Szumiało mu w uszach, a wszystko zdawało się tylko koszmarem, złym snem, z którego miał się zaraz obudzić, pójść do szkoły z przyjaciółmi, posłuchać obelg od Flash'a i poudawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Rzeczywistość była jednak gorsza, gdy dostał papierową torebkę z ubraniami. Bez słowa zabrał ją i zaszedł za budynek, chcąc ukryć się przed panem Stark'iem. Wystarczyło, że nienawidził go i nie zniósłby szyderczych komentarzy o okaleczaniu się, bo co z niego za bohater? Ahhh, no tak, już żaden. Był nikim. Sam Anthony Stark dał mu to zrozumienia. Zerknął na swoje ręce, ślady po cięciach były idealnie na widoku, więc jak miał je teraz ukryć?


- Skończyłeś?


Oschły ton dawnego mentora wyrwał go z kłębowiska myśli. Szybko zapakował strój do papierowej torebki, którą odsunął i używając swoich zdolności, bezszelestnie zeskoczył w dół budynku i umknął alejkami do domu. Słyszał oddalający się głos pana Stark'a, ale nie mógł tego znieść.


„Jeżeli jesteś nikim bez stroju, to najwyraźniej nie powinieneś być Spiderman'em"


Zakrył uszy dłońmi, żeby nie słyszeć głosu niegdysiejszego mentora. Wpadł do domu jak burza i zamknął się w pokoju. Opadł na ścianę, po której zsunął się, dając upust emocjom. Czuł, jak powietrza coraz bardziej brakuje w płucach, a gwałtowny szloch wyrywa się z gardła.


- Peter, oddychaj!


Pokręcił głową. Wszystko stracił, gdy pan Stark zabrał jego strój i przyznał, że jest nikim. May otuliła go ramionami, delikatnie kołysząc. Nie rozumiała, co się dzieje. Nie wiedziała, co miało miejsce.


Był nikim bez stroju...


Był nikim...


- Pete, proszę...


„...jesteś nikim bez stroju..."


Wtulił się rozpaczliwie w swoją ciotkę, jakby ona mogła zabrać cały ból i rozpacz, który w nim kotłowały, ale tego było zbyt wiele. Nie mógł sam tego wszystkiego znieść. Nie chciał tego...


- Peter, co się stało? Proszę cię, mów do mnie, kochanie...


- Pa... Pan S-Stark... - Wydusił pomiędzy szlochem. - Pan St-tark zabrał mi staż... za-zabrał wszy-wszystko...


- Kochanie... - May zakleszczyła mocniej ramiona na bratanku. - Będzie dobrze, zobaczysz... Może... Może zmieni zdanie? Może był po prostu zły i jak mu przejdzie, to zadzwoni.


- M-May... On... On zabrał mi st-strój...


- Jaki strój? - Spojrzała w czerwone od płaczu oczy. - Peter?


- Jestem nikim bez Spiderman'a, May...


Jej oczy rozeszły się w szoku, a oddech na kilka sekund zamarł w płucach. Wszystko nagle nabrało wyrazistego znaczenia i sensu. Kiedy przychodził poobijany, zaczął jeść dwa razy tyle niż zwykle i znikał wieczorami. Otuliła go ponownie w ramionach, delikatnie kołysząc. Ucałowała w czubek głowy.


- Wszystko będzie dobrze, obiecuje ci, Pete...


Nic nie będzie dobrze... Pomyślał, szlochając gorzko w ramionach ostatniej osoby, która była dla niego wszystkim. Kiedy obudził się w nocy, leżał w swoim łóżku. Czuł suchość w gardle i palący ból w płucach. Zaszedł do sypialni May, a gdy zobaczył, że śpi, zamknął drzwi i zakleszczył je pajęczyną. Jedyne czego pan Stark nie mógł mu zabrać, to stare wyrzutnie sieci, które sam zrobił. Wszedł do łazienki i to samo zrobił z zamkiem, co w sypialni ciotki. Spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Wyglądał okropnie. Podkrążone oczy, do tego opuchnięte i czerwone od płaczu. Blada twarz i brązowe spojrzenie, w którym zniknął cały blask. Potargane brązowe włosy.


„...jesteś nikim..."


Napuścił wody do wanny, nie przejmując się czy jest ona zimna, czy ciepła, to nie miało znaczenia. Zdjął całe ubranie, w tym wyrzutnie sieci i sięgnął po żyletki, które były w szafce nad umywalką. Uśmiechnął się przez łzy, gdy poczuł ostry ból w nadgarstku. Nie próbował robić płytkich nacięć jak zazwyczaj, nie, tym razem zrobił duże i głębokie. Wykonał ich kilka, żeby upewnić się, że jego healing factor nie zdoła ich zbyt szybko zaleczyć. Zakręcił kurki w wannie i wszedł do wody, zanurzając nadgarstki. Zamknął oczy, czując kojące ciepło wody.


Peter Parker był nikim bez stroju...


Peter Parker był nikim...


Peter był nikim...


Był nikim...

"Przepraszam" to za małoWhere stories live. Discover now