▸ Madlen backstory - Krako_24◂

12 5 0
                                    

[Madlen Hriss]

Stałam po środku salonu, a po moich policzkach spływały słone łzy, pozostawiające po sobie jedynie mokry ślad na twarzy. W powietrzu wyczuwalny był metaliczny zapach krwi, który drażnił nozdrza. Szkarłatna ciecz pokrywała prawie każdy mebel w pomieszczeniu, który znajdował się w pobliżu.

Szloch targnął moim ciałem, jednak żaden dźwięk nie przerwał głuchej ciszy. Moje nogi ani drgneły od momentu przyjścia tutaj. Miałam wrażenie, jakby widmo nieszczęścia zawisło nade mną, a czas zatrzymał w miejscu. Mimo wszystko moje oczy nadal wpatrywały się w rodziców, którzy leżeli martwi na kanapie, trzymając w ręku noże.

- Czas iść. - usłyszałam, po czym poczułam jak ktoś lekko łapie mnie za ramię. Nie mogąc wykonać żadnego ruchu nadal patrzyłam przed siebie, jak zaczarowana. Nogi ugięły się pode mną, a trzymane w ręku białe kwiaty zabarwiła krew moich rodziców.

Nagle poczułam jak ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do góry, ustawiając do pionu. Popatrzyłam na mężczyznę, który uśmiechnął się do mnie słabo i zaczął prowadzić tylko w sobie znanym kierunku. Odwróciłam się i ostatni raz spojrzałam na swoich rodziców, aby po chwili ujrzeć zamykające się drzwi.
_____

Chłodny wiatr delikatnie rozwiewał moje czarne włosy i zabrudzoną, niebieską sukienkę. Ciemne chmury zasłaniały gwiazdy i księżyc, który tej nocy był w pełni. Ciszę przerywał jedynie szum drzew i śpiew świerszczy.

Razem z żołnierzem żandarmerii, który kilka godzin temu wyprowadził mnie z domu, podeszłam do dużych, drewnianych drzwi. Mężczyzna mocno dwa razy zapukał, po czym nadal trzymając mnie mocno za rękę, odsunął się delikatnie do tyłu. Chwilę później w drzwiach stanęła niewysoka, starsza kobieta. Miała na sobie żółtą sukienkę oraz biały fartuch. Włosy uczesane były w koka, a kilka siwych kosmyków okalało jej już lekko pomarszczoną twarz.

Widząc mężczyznę kobieta uśmiechnęła się szeroko i gdy już otwierała usta, aby coś powiedzieć jej wzrok spoczął na mnie, a wyraz twarzy zmienił się diametralnie.

- Na litość! Co ci się stało dziecko? - zapytała przejęta patrząc to na mnie, to na żołnierza.

- To sierota. - zaczął mężczyzna. - Zaopiekujesz się nią? Nie mam komu powierzyć nad nią opieki, a wiesz co się stanie, jeżeli nikt jej nie przygarnie. - dokończył.

Kobieta kiwnęła lekko głową w geście zrozumienia, po czym uśmiechnęła się do mnie ciepło i wyciągnęła w moją stronę powoli dłoń, jakby bała się, że nagle przestraszę się i ucieknę. Popatrzyłam na nią lekko speszona, jednak w ostateczności niepewnie załapałam za rękę.

Minęłam mężczyznę, który stał przed drzwiami i dałam się prowadzić siwowłosej. Staruszka weszła do przytulnej kuchni, w której roznosiły się różne zapachy, po czym posadziła mnie na krześle. Sama z powrotem podeszła do drzwi, przed którymi nadal był żołnierz. Popatrzyłam na nich lekko zamglonym wzrokiem.

- Co ją spotkało? - zapytała przejęta kobieta, patrząc na szatyna.

- Jej rodzice mieli wiele długów i prawdopodobnie popełnili samobójstwo. - zaczął wyraźnie zmęczony. - Po powrocie do domu nie mogła wejść, dlatego poszła po żandarmerię i w takim stanie ich znalazła. - dokończył, a kobieta zakryła usta dłonią. Chwilę później mężczyzna pożegnał się, a staruszka zamknęła drzwi i wróciła do mnie.

Siwowłosa podeszła do stołu i złapała za krzesło, po czym ustawiła je naprzeciwko mnie. Usiadła przede mną, aby zaraz potem złapać za moją dłoń i zacząć delikatnie ją głaskać. Jej ruchy były subtelne, wydawałoby się nawet, że kojące.

- Jak masz na imię? - spytała łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

- Madlen. - odpowiedziałam cicho, a w moim głosie słychać było lekką chrypkę.

- Madlen. - powtórzyła. - Czy mogę zdrabniać twoje imię? Będę mówić ci Madi. - zapytała, na co niepewnie kiwnęłam głową, w geście potwierdzenia. - Świetnie. W takim razie witaj w nowym domu. - dodała nadal się uśmiechając, a po moim policzku spłynęła pojedyncza, ledwo widoczna łza.
_____

- Nie poddawaj się.

Właśnie tak brzmiały ostatnie słowa pani Deyvis, kobiety która wychowała mnie przez resztę życia. Kobiety, która traktowała mnie jak własną córkę, mimo że nią nigdy nie byłam. Kobiety, która dała mi nadzieję.

Zamknęłam oczy czując, że w mojej głowie znów zaczynają gromadzić się bolesne wspomnienia, które szukają ujścia. Zacisnęłam mocniej prawą dłoń, którą trzymałam przy sercu salutując.

- Ada, Tsuchiya, Kano, Hriss, Ori, Tanabe, Narakuma, Rosenblood, Sage i Iwai. Od teraz należycie do oddziału Levi'ego Ackermana. Macie być bezwzględnie posłuszni rozkazom przełożonego. - rozbrzmiał na placu donośny głos generała Erwina Smith'a.

Przystąpiłam krok do przodu, patrząc gdzieś przed siebie. Mogłam śmiało powiedzieć, że właśnie ukończyłam 94. Korpus treningowy, a miejsce w zwiadowcach już na mnie czekało.

Westchnęłam cicho ostatni raz przypominając sobie wszystko z przeszłości, po czym znów wrzuciłam każde z tych wspomnień do otchłani mojego umysłu, do czasu aż nie postanowią wrócić.

•••••••

Witajcie!
Cieszymy się, jeżeli ktokolwiek to czyta XD. Jest to małe wprowadzenie do naszych postaci, także mam nadzieję, że wszystko jest jak narazie jasne. ^^

Oblivion [Attack on Titan FF]Where stories live. Discover now