-Zamknij się!- warknęła jednocześnie dwójka pozostałych niziołków.

-Nie kłóćcie się- szepnęła w ich głowie Miriel. Nie przyzwyczajeni do tego hobbici, aż podskoczyli- jesteście blisko taty. Czuję to- miała rację, przed nimi znajdowały się lochy, podzielone na boksy. W ostatnim siedział król Mrocznej Puszczy. Usłyszawszy kroki, podniósł wzrok do góry.

-Jak wy...?- zaczął zdziwiony.

-Jesteśmy tu, żeby cię uratować- szepnął Sam- jest jeszcze Miriel, Legolas, Aragorn i Gimli- powiedziawszy to, zaczął się rozglądać za kluczem, jednak nigdzie go nie było.

-Odsuńcie się od krat- powiedziała w ich głowach córka Galadrieli.

-Po co narażacie życie?- powiedział Thranduil.

-Nie zostawiłabym cię na pastwę tej zołzy- szepnęła- a teraz odsuńcie się!- gdy tylko spełnili jej prośbę, przystąpiła do działania. Wyobraziła sobie, że całe żelazo pęka, a pośrodku zaczyna się pojawiać przejście. Udało się, jej wizualizacja się spełniła. Zaczęła oddychać głęboko, bowiem magia ta uszczupliła zasoby jej energii. Poza tym przez ciągłe kontakty telepatyczne czuła się coraz słabiej. To dlatego nie poszła z żadną ze stron. Wiedziała, iż nie dałaby rady tego ukrywać. Król Mrocznej Puszczy otrzymał od Pippina miecz, który Miriel wzięła z leśnego królestwa. Zdawała sobie sprawę, że jej teść potrzebował będzie broni. Kilka minut później wyszli z budynków Isengardu. Hobbici byli szczęśliwi, że perfekcyjnie wykonali powierzone zadanie. Nagle wyprostowali się gwałtownie.

-Ups- szepnął Pippin, podnosząc swój mały mieczyk ku górze.

-Zgodzę się z tobą, przyjacielu- rzekł Thranduil. Jego broń również już była przygotowana. Nagle ze znajdującego się nad nimi drzewa zeskoczyła zwinna postać.

-Cieszę się, że nic ci nie jest, ada (tato)- powiedziała Miriel, nie odrywają wzroku od stojących wokół postaci.

-Jestem szczęśliwy, widząc cię, moja droga- rzekł król- szczególnie teraz!

Nie zdążyli nic więcej powiedzieć, bowiem otaczający ich orkowie ruszyli do walki. Piątka przyjaciół nie zamierzała się poddać. Sekundę później stal zaczęła uderzać o stal, a ziemia wokoło zabarwiła się od wylanej krwi.

*****************************

-W lochach- odpowiedziała Gimliemu Silmarien- a gdzie się trzyma więźniów?

-Przyszliśmy po niego i tylko z nim mamy zamiar odejść- rzekł Legolas, choć wiedział, iż jego ojciec jest już wolny. Miriel zdążyła ich o tym powiadomić.

-Nie rozumiesz?- zapytała córka Sarumana, patrząc na niego z wrednym uśmiechem- ja i tak wygram. Będziecie mi się kłaniać albo was pozabijam i wtedy już nic nie stanie mi na przeszkodzie.

-Nikt z nas nigdy się przed tobą nie ugnie- warknął Aragorn.

-Będziecie patrzyć, jak Śródziemie pada przede mną na kolana- krzyknęła- jak płoną

wioski, miasteczka i wsi!- wściekły król Gondoru nie zamierzał dłużej tego słuchać. W jednej chwili wyciągnął sztylet i zaatakował niczego niespodziewającą się Silmarien. Już miał zatopić broń w jej ciele, gdy nagle kobieta zniknęła. Przez siłę rozpędu Aragorn upadł na podłogę. Legolas szybko podbiegł do nie i podał mu rękę, stawiając go z powrotem na nogi. Córka Sarumana pojawiła się, jednak już w innym rogu komnaty.

-Na waszym miejscu nie próbowałabym tego jeszcze raz- warknęła. Nagle do sali wbiegło kilku zdyszanych orków.

-Pani!- zawołali, upadając na kolana- więzień uciekł!- powiedział to bardzo szybko, w obawie przed reakcją Silmarien. Trójka przyjaciół postanowiła, iż to odpowiednia chwila na wydostanie się z budynku. Jednocześnie wyciągnęli broń i ruszyli do walki. Aragorn ruszył z powrotem w stronę córki Sarumana, jednak ona znowu zniknęła i tym razem nie pojawiła się na nowo.

-Przyjacielu, musimy iść!- zwrócił się do niego Legolas, zabijając ostatniego z orków. Wybiegli z komnaty i zaczęli zbiegać po schodach. Do ich uszu dobiegły odgłosy walki. Przyspieszyli.


POV Miriel


Dostałam w twarz. Mocno! W pierwszej chwili byłam tak zdziwiona i otumaniona, że nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Ujrzałam nad sobą orka i spadający na mnie miecz. Wróciłam do świadomości i szybkim ruchem zwaliłam go z nóg, po czym wbiłam mu sztylet w szyje.

-W porządku?- zapytał tata, podając mi rękę. Przyjęłam pomoc z wdzięcznością.

-Będę żyć- odparłam. Ruszyliśmy do dalszej rozgrywki. Cały czas zastanawiałam się, co się dzieje z Aragornem, Gimlim i oczywiście Legolasem. Walczyłam tak, jak przed laty, u boku króla Mrocznej Puszczy. W naszą stronę jechało wielu orków. Zabijaliśmy jednego po drugim. Ścinałam głowę, za głową, nie znając litości dla żadnego z przeciwników. Jeden z uruk hai złapał mnie za szyje, jednak tylko podciągnęłam się na jego ręce i kopnęłam go w klatkę piersiową, przez co upadł na ziemie. Zabicie go było drobnostką, no... może tak się wydawało. Gdy wbijałam swą broń w jego szyję, poczułam pieczenie w plecach. Nie zwracałam na to jednak uwagi, tylko zaatakowałam znajdujących się wokół mnie orków. W pewnym momencie zobaczyłam wybiegających z budynków Isengardu przyjaciół. Odetchnęłam z ulgą, po czym z nową energią ruszyłam do walki. Widziałam, że mój ukochany powiedział coś do hobbitów, na co oni uciekli miejsca bitwy. Nie wiedziałam gdzie, lecz domyśliłam się wszystkiego, gdy wrócili, prowadząc konie.

-Wycofać się!- zawołał do nas Aragorn. Wiedziałam, że nie mamy szans, więc ucieczka była dobrym rozwiązaniem. Szybko wskoczyliśmy na konie. Tym razem nie jechałam już sama, tylko z Legolasem, a Gimli podróżował z królem Mrocznej Puszczy. Ach ta przyjaźń... Nie zdążyliśmy odjechać, gdy nagle orkowie zaczęli się cofać do swej siedziby. Nie wiedziałam czemu, ale prawdopodobnie Silmarien, kazała im się wycofać. Moi przyjaciele już wyruszyli, jednak ja z ukochanym wystrzeliliśmy jeszcze kilka strzał, po czym ruszyliśmy za nimi.

-Hmmm- westchnął krasnolud ze śmiechem- jak to było? „Nie jedziemy tam walczyć, tylko odbić króla Mrocznej Puszczy", a jak przyszło co do czego, to nie mogliśmy cię oderwać od walki!- wszyscy, włącznie ze mną zaczęli się śmiać. Po chwili jednak spoważniałam, ponieważ pieczenie w plecach zaczęło się nasilać.

-Wszystko w porządku?- szepnął mi do ucha Legolas. Siedział za mną, owijając ręce wokół mojej talii. Pokiwałam głową, całując go lekko. Uśmiechnął się. Zmierzaliśmy do Rivendell, wypytując tatę o to, co się stało w Leśnym Królestwie, oraz opowiadając wszystkie nasze przeżycia. Odzywałam się bardzo niewiele. Czułam lekką słabość. Zatrzymaliśmy się na noc. Ukochany zszedł z konia pierwszy, a następnie ściągnął mnie. Nie postawił mnie jednak na ziemie, tylko spojrzał na mnie przestraszony. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy usunęłam się w ciemność.

Jej ale mam wenę :o to chyba czwarty, albo piąty rozdział w tym tygodniu :-* mam nadzieję, że dalej będzie mi tak dobrze szło :-D

Ulotne szczęście- Legolas i Miriel (3)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu