10. Mr. Bean

270 29 3
                                    


Harry

- Jestem dla ciebie niezałatwioną sprawą? - pyta, a wtedy unoszę się na łokciu, by spojrzeć jej w oczy. Widzę w nich niepewność. Czy ona pomyślała, że chcę ją... się z nią przespać?

Głaszczę wierzchem dłoni jej policzek.

- Jesteś ważna - mówię. - Ty. Cała. Z tym, co masz tu - wskazuję palcem jej czoło - tu - pokazuję na jej lewą pierś - i tu. - Pochylam się, łącząc nasze wargi w pocałunku, który szybko zostaje odwzajemniony. Napieram na nią mocno i zdecydowanie, a ona nie pozostaje mi dłużna. Jej dłoń powoli wędruje po mojej szyi, docierając do karku. Wplata palce w moje włosy i ciągnie. Przerywam na chwilę pocałunek, wzdychając, a następnie przenoszę się na jej szyję. Czuję jej delikatny zapach, przez co kręci mi się w głowie coraz bardziej. Poznaję każdy skrawek jej skóry, odnajdując coraz to wrażliwsze punkty. Jej ciche westchnięcia tylko mnie zachęcają. Przygryzam jej skórę, na co odpowiada zmysłowym jęknięciem. Teraz już tylko niebiosa mogą mnie uratować. Czuję jej dłoń na brzuchu. Podwija materiał mojego T-shirta i dotyka odważnie mojej skóry. Zatrzymuję na chwilę pieszczotę. Nie, to za dużo. Zaraz się nie powstrzymam.

Odrywam się od niej, opadając na łóżko obok. Mój oddech jest ciężki, niespokojny. Serce mi wali jak młotem, a krocze pulsuje z pożądania.

- To była... próba? - orientuję się nagle.

- Tak jakby - odpowiada. Podnoszę się i patrzę jej w oczy.

- Cwaniara.

- Przyzwyczajaj się.

- Z przyjemnością - mówię, kładąc dłoń na jej policzku, jakbym się bał, że mi ucieknie, i całując ją.

- Wyjdźmy gdzieś - proponuję, oderwawszy się od niej.

- W sensie gdzie?

- Na miasto, kotku. Na miasto. - Trącam swoim nosem jej.

- Chcesz mnie upić? - pyta, ściągając brwi.

„Aktualnie chcę zedrzeć z ciebie te ciuchy i kochać się z tobą do upadłego, ale się powstrzymuję. Nie masz pojęcia o tym, co się dzieje w mojej głowie, Carter".

- Chcę z tobą potańczyć. Kulturalnie. Bez wielkiego upijania się.

- No nie wiem... - waha się.

- Ja nie pytam. Wychodzimy, ale już. Jest piątek. Lepszej okazji nie znajdziemy.

- Powalony jesteś.

- Też cię kocham.

Posłałem jej buziaczka, na co ona ostentacyjnie wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi, kręcąc teatralnie biodrami. Uśmiechnąłem się, łapiąc się na myśli, że ma niezły tyłek.

- Potrzebuję pół godziny - oznajmia, po czym wychodzi.


Wychodzi z łazienki. Ma na sobie spódniczkę w czerwone róże i czarną ramoneskę, do tego tego samego koloru bluzkę. Jej poskręcane włosy plącza się naturalnie. Jej makijaż jest mocny, ale nie agresywny. Na ustach ma czerwoną szminkę. Chcę ją pocałować.

- Ty... - jąkam się.

- Ja co?

- Wyglądasz tak... - „tak, że zaraz nad sobą nie zapanuję" - tak seksownie...

Wygładza materiał spódnicy, prostując się.

- Dziękuję - mówi.

- Idziemy?

AmnesiaWhere stories live. Discover now