Step one: White roses.

13 0 0
                                    

- Dostaniesz wszystko na co masz ochotę. Wszystko. Oprócz wolności.
Nie mogłam powstrzymać łez, mimo jego zapewnień, że nic mi nie zrobi. Nie miałam takiej pewności. Nie byłam w stanie mu zaufać.
- Myślałem, że już się dogadaliśmy. Dlaczego szukasz kłopotów?
Spojrzałam na niego niepewnie, bo zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Jeśli mówię, że masz nie płakać, to znaczy, że masz nie płakać.
Szybko otarłam łzy i wzięłam głęboki oddech. - grzeczna dziewczynka. Masz ochotę na coś innego do jedzenia? Spełnię każdą zachciankę.
- Nie jestem głodna. Ale...
- Spełnię każdą zachciankę. - powtórzył.
- Napiłabym się gorącej herbaty. - Jimin spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Jesteś mało wymagająca. Suga! - wrzasnął nagle, a w pokoju od razu zjawił się jeden z jego pracowników. - gorąca herbata dla naszego gościa. Migiem!
- Jasne Szefie.

Jimin chwycił moją rękę i poprowadził w stronę dużej sofy. Wskazał abym usiadła, co też bez dyskusji uczyniłam.
- Wiesz, była tu kiedyś taka jedna. Podobny przypadek do Twojego. Jej się nie udało. Na własne życzenie.
Jego wypowiedź zmroziła krew w moich żyłach. - na pocieszenie powiem Ci, że ostatnia wyszła z tego prawie cało.
- Prawie? - czułam, że zaczynam powoli panikować, wtedy on spojrzał na mnie.
- Bez jednego paluszka. - pomachał przede mną swoją dłonią. Krople potu zaczęły pojawiać się na moim czole. - bez obaw Nicole. Ona udawała, że współpracuje, a jednak zrobiła jeden podstawowy błąd. Okłamała mnie. Tego się nie robi. Nigdy się mnie nie okłamuje. - przybliżył swoją rękę do mojego policzka. Chciałam się odsunąć, ale wyraźnie dał mi do zrozumienia, żebym lepiej tego nie robiła. Kiedy przejechał swoją chłodną dłonią po mojej twarzy, poczułam gęsią skórkę, która tworzyła się na moim ciele. Jimin się uśmiechnął widząc to.
- Tak myślałem. - powiedział, a wtedy otworzyły się drzwi i wszedł jakiś mężczyzna, niosąc tacę z filiżanką. Postawił ją na stoliku i odszedł.
- Twoja herbata, Skarbie. Nie krępuj się.
Sięgnęłam po naczynie, jednak ręka tak bardzo mi drżała, że gorący napój wylał się na moją skórę, która od razu się zaczerwieniła. Syknęłam głośno i upuściłam filiżankę.
Jimin szybko złapał moją rękę, wpatrując się w oparzenie. Zaczął delikatnie na nie dmuchać, co przynosiło ulgę, jednak nadal bardzo bolało.
- Chodź. - powiedział nagle i pociągnął mnie za sobą. Znów szliśmy tym korytarzem, mijając jego pracowników.
Weszliśmy do kuchni, w której krzątała się starsza kobieta.
- Grace, coś na oparzenia. Szybko!
Kobieta wybiegła z kuchni, wracając po dosłownie kilkunastu sekundach z pianką na oparzenia i opatrunkiem. Już chciała wziąć się do roboty, kiedy Jimin wyrwał jej wszystko z rąk.
- Sam to zrobię. Wracaj do pracy.
Kiwnęła twierdząco głową, nie odzywając się przy tym ani jednym słowem.
Jimin uniósł moją rękę i spryskał delikatną, białą pianką, a potem jeszcze delikatniej zaczął ją rozsmarowywać po mojej skórze. Znów poczułam te dreszcze i znów było to widać. Zobaczyłam jego uśmiech i szybko odwróciłam głowę. Poczułam się wręcz głupio. Byłam przez niego porwana i przetrzymywana, a jego dotyk tak na mnie działał. To chore.
- Gotowe. - powiedział nagle. - jest Ci zimno?
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Dlatego. - przejechał palcem od mojego ramienia, po samą dłoń, wskazując na gęsią skórkę, która teraz jeszcze się nasiliła. Poczułam gorąc na twarzy i wiedziałam, że to po mnie widać.
- Zarumieniłaś się. Jesteś słodka. - dodał, a ja szybko wyszłam z kuchni. Wybiegł za mną i mocno złapał w talii.
- Nigdy więcej tak nie rób! Nie wychodź bez mojego pozwolnia! - był wściekły. Od razu zaprowadził mnie do 'mojego' pokoju i w nim zamknął. Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. Patrzyłam tępo przed siebie i powoli już traciłam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy. Siedziałam tak bardzo długo. Na dworze dawno już było ciemno. Nie miałam pojęcia która godzina i nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Obudziłam się rano, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Był to jeden z mężczyzn, który prowadził mnie do Jimina wczoraj. Ten milszy.
- Przyniosłem Ci śniadanie. - spojrzał na mnie. - dlaczego spałaś w tej sukience? Przecież masz tu wszystko, czego potrzeba.
- Ale nie mam wolności. - szepnęłam.
Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem na twarzy.
- Odzyskasz ją. Tylko bądź posłuszna. Nie rób nic głupiego.
- Jakim cudem tu pracujesz, skoro masz dobre serce?
- Jimin to mój brat. Musimy się trzymać razem. Nasz ojciec sobie tego życzył.
- Masz jej jeszcze coś do powiedzenia? - usłyszeliśmy jego srogi głos. Stał w progu i patrzył na nas zabójczym wzrokiem.
- Jimin, nie wściekaj się. Po prostu chwilę pogadaliśmy.
- Od rozmawiania z nią jestem tutaj ja, Tae. Ty masz inne zajęcia. - kiwnął do niego głową, dając do zrozumienia, że ma wyjść. Chłopak bez namysłu opuścił pokój.
- Nawet rodzony brat się go boi. - szepnęłam.
Jimin najwyraźniej to usłyszał, bo szybkim krokiem zbliżył się i usiadł na łóżku.
- Musi się mnie bać, bo jest za miękki. Nie poradzi sobie beze mnie. Kurwa dlaczego ja Ci to mówię? - wstał szybko z łóżka i zrobił kilka kroków w stronę drzwi. - masz pół godziny, żeby zjeść i się ubrać. - wyszedł trzaskając drzwiami.
Skubnęłam coś z talerza, który dostarczył mi brat Jimina i jako że nie otrzymałam wytycznych co do ubioru, założyłam na siebie zwykłe szare dresy. Skoro były w tej szafie, to znaczy, że mogę je nosić.
W pewnej chwili drzwi z impetem się otworzyły, a w nich stanął drugi z mężczyzn, który mnie tu prowadził. Ten gorszy. Bałam się go.
- Wstawaj mała. Szef na Ciebie czeka. - zerwałam się od razu na równe nogi, żeby nie denerwować ani jego ani Jimina. - Jestem Kook. Nie bój się mnie. Ja też nic Ci nie zrobię. Muszę Cię po prostu pilnować.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko te słowa wyszły z jego ust.
- Nie byłeś zbyt miły, więc nie dziw się, że się Ciebie boję.
- Bać się musisz jedynie Jimina. On tu rządzi. Jeśli mu podpadniesz to oczywiste jest, że brudną robotę wykonujemy my. Wtedy dopiero się bój.

Stockholm Syndrome - Park JiminWhere stories live. Discover now