WILLOW
— Bóg jest chamem.
— Po czym to stwierdzasz?
Liam odstawił pusty kubek na kuchenny blat po tym, jak wydoił dwie szklanki wody, do których wypicia sama go zmusiłam. Dotarliśmy przed nasz dom w pół do piątej. Mój brat zasnął w czasie drogi na tylnym siedzeniu, ale na szczęście gdy zatrzymaliśmy się na naszym podjeździe i gdy go obudziłam, był mniej pijany niż wcześniej. Co nie wykluczało faktu, że nadal był.
— Nie zamienił mi tej wody w wino — wskazał na pusty kubek, robiąc nadzianą minę.
Parsknęłam pod nosem, kręcąc głową z niedowierzania.
— Myślę, że wykorzystałeś już swoją dozę alkoholu na jakiś najbliższy.. miesiąc — opuściłam kuchnię, a brat ruszył za mną.
Weszliśmy na piętro. Przytrzymałam drzwi do pokoju Liama i puściłam go przodem. Przez zasłony wdzierały się już pierwsze promienie słońca i łaskotały moje ciało. Pokój Liama był niewielkie. Składały się na niego łóżko, biurko, szafa i duże okno. Nic wyjątkowego. Mój pokój był lustrzanym odbiciem jego. Nie licząc tego, że moje ściany były białe, a jego całe pokryte graffiti, które sam tworzył. Wielu ludziom graffiti kojarzy się zazwyczaj z bazgrołami na ścianach w przestrzeni publicznej. Z wandalami niszczącymi budynki, murki czy pomniki. Jednak to, co tworzył Liam... Każde jego grafity było wyjątkowe i przemyślane. Każde wyrażało uczucia. W każdym widoczna była dusza i jakiś uniwersalny przekaz. I właśnie to mnie zachwycało. Teraz na przykład spoglądałam na upadłego anioła, który chował twarz w dłoniach i otacza swoje ciało wielkimi skrzydłami. Liam musiał go namalować dość niedawno, bo szczerze mówiąc znam każde jego graffiti na pamięć i mogłabym postawić wszystko na to, że anioł powstał jeszcze w tym tygodniu.
Przechyliłam głowę i zmarszczyłam lekko nos, uważniej patrząc na graffiti. Anioł miał włosy do ramion, a jego ciało wyglądało na bardzo delikatne, kruche, wręcz... kobiece!
Nim zdążyłam dłużej się nad tym zastanowić, mój brat przekroczył próg pokoju, zrobił rozbieg i rzucił się na łóżko. Chciałam mu zawtórować. Padałam na twarz i nie marzyłam o niczym innym niż o moim własnym, ciepłym łóżku. Ruszyłam do wyjścia.
— Willow.
Przystanęłam w drzwiach, słysząc niewyraźny głos Liama, mówiącego do mnie z głową w poduszce. Przekręcił się na plecy i uniósł lekko głowę, starając się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Uniósł się na łokciach i zaczął mi się przyglądać.
— Chyba cię okłamałem — stwierdził, a ja poczułam szybce uderzenia własnego serca.
— W czym?
Liam pokręcił głową i przymknął oczy. Jego usta zacisnęły się w wąską linie, gdy walczył z pragnieniem udzielenia mi odpowiedzi, a przemilczeniem sprawy i zrzuceniem winy tego, że coś bredzi na wypity alkohol.
— Ja naprawdę ich lubię.. — odezwał się ochrypłym głosem. — Chłopaków. Lubię Matta, lubię Taylora i lubię Aarona, nawet mimo tego, co ci zrobił. Są naprawdę spoko.
Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć na te słowa, więc zapytałam tylko:
— To czemu twierdziłeś, że żaden z nich nie jest twoim kumplem? Że jedynie football was łączy i to, że gracie w jednej drużynie.
CZYTASZ
Accidentally in Love
Teen FictionPotrąciła go samochodem. Oczywiście nie chciała, ale jeśli już to zrobiła, przeklinała Boga za to, że potrąciła właśnie jego. Tego, który dwa lata temu ją skrzywdził i zabawił się jej kosztem, ośmieszając ją przed szkolnym balem. Tego, który nieświa...