ROZDZIAŁ 2

2.9K 162 163
                                    

WILLOW

Przekręciłam się w łóżku z głośnym jękiem, szukając na ślepo telefonu, który nie przestawał głośno wydzwaniać i doprowadzać mnie do szału. W pokoju dalej panował mrok, więc mogłam zgadywać, że jest noc. Wymacałam dłonią telefon i bez otwierania oczu, przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha.

—Willoooooow! — rozległo się nagle po drugiej stronie, a ja aż się skrzywiłam, gdy Liam wydarł mi się prosto do biednego ucha.

Stęknęłam, odsuwając nieco telefon. Oprócz roześmianego głosu mojego brata słychać było również głośną muzykę w tle, rozmowy i śmiechy, które zaczęły mnie stopniowo rozbudzać i zwracać jakąkolwiek świadomość i umiejetność logicznego myślenia. Liam był na imprezie. Wczorajszy mecz zakończył się wygraną Białych Jastrzębi z drużyną z liceum w Willits, co było jak miód na serce po zeszłotygodniowej przegranej z Widmowymi Lampartami. Wszyscy byli tak dumni i tak szczęśliwi, że postanowiono to uczcić. Matt Collens, jeden z zawodników drużyny i jeden z tych nie kumpli mojego brata zaprosił prawie całe liceum na imprezę do swojego wielkiego i pięknego domu. Jego rodzice byli dość dziani i w związku ze swoją pracą także prawie nigdy nieobecni. Ciągle wyjeżdżali w jakieś delegacje. Oczywiście mnie nie było na liście gości, ponieważ jak kiedyś powiedział Matt: „Willow skarbie, jesteś idealną kopią Liama pod względem wyglądu, ale niestety o wiele nudniejszą i zamkniętą w sobie, a ja nie otaczam się nudnymi i zamkniętymi ludźmi"

Przetarłam drugą dłonią oczy i spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Miałam nadzieję, że dźwięk przesuwającej się wskazówki sekundowej nieco mnie uspokoi. Nie uspokoił.

— Masz pojęcie skończony matole, która jest godzina?! — warknęłam. — Dobrze wiesz, że nienawidzę, gdy ktoś mnie budzi!

Po drugiej stronie panowała cisza. Zmarszczyłam lekko brwi i zerknęłam czy połączenie się nie urwało, ale nie. Liam się po prostu nie odzywał. 

— Cztery? — zapytał w końcu bełkotliwym głosem.

Zamrugałam.

— Że co?

— Obwód trójkąta wynosi cztery? — powtórzył pytającym głosem, a ja w myślach odliczyłam do dziesięciu, próbując opanować swoje nerwy.

— Liam, jest trzecia w nocy. Ty masz w ogóle pojęcie, co ty gadasz?!

— Nie — zaśmiał się po drugiej stronie telefonu, a ja przyłożyłam rękę do czoła i zamknęłam oczy.

— Czego chcesz? — wysyczałam, pocierając skronie.

Odsunęłam telefon od ucha, żeby sprawdzić, czy NA PEWNO połączenie się nie urwało, bo Liam przez kilka potwornie długich sekund znowu się w ogóle nie odzywał. Nagle jednak do moich uszu doszedł pewien dźwięk. Mianowicie dźwięk wymiotów i spuszczanej wody.

— Mogłabyś po mnie przyjechać tą maszyną z silnikiem i kołami? Chyba się trochę najebałem..

— Po pierwsze, maszyna z kołami nazywa się samochód. Po drugie, nie domyśliłabym się, gdybyś mi nie powiedział — odparłam sarkastycznie, wyobrażając go sobie ledwo żywego, mówiącego do mnie z głową w kiblu.

— Proszę..

Głośno westchnęłam i jeszcze raz przetarłam oczy, próbując się rozbudzić. Liam mógł przecież przenocować u Matta. Mógł się położyć w jakimś jednym ze stu pokoi gościnnych. Mógł przespać bezpiecznie noc u swojego kumpla, a rano narzekać, jak to się wszyscy zachowali, jakby pierwszy raz w życiu widzili wódkę. Ale to był Liam.. Liam, który miał nierówno pod sufitem i zawsze potrafił wpakować się w jakieś gówno. Dlatego chyba mimo wszystko wolałam mieć go dość blisko siebie. A szczególnie, gdy był pijany.

Accidentally in Love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz