WILLOW
Przekręciłam się w łóżku z głośnym jękiem, szukając na ślepo telefonu, który nie przestawał głośno wydzwaniać i doprowadzać mnie do szału. W pokoju dalej panował mrok, więc mogłam zgadywać, że jest noc. Wymacałam dłonią telefon i bez otwierania oczu, przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha.
—Willoooooow! — rozległo się nagle po drugiej stronie, a ja aż się skrzywiłam, gdy Liam wydarł mi się prosto do biednego ucha.
Stęknęłam, odsuwając nieco telefon. Oprócz roześmianego głosu mojego brata słychać było również głośną muzykę w tle, rozmowy i śmiechy, które zaczęły mnie stopniowo rozbudzać i zwracać jakąkolwiek świadomość i umiejetność logicznego myślenia. Liam był na imprezie. Wczorajszy mecz zakończył się wygraną Białych Jastrzębi z drużyną z liceum w Willits, co było jak miód na serce po zeszłotygodniowej przegranej z Widmowymi Lampartami. Wszyscy byli tak dumni i tak szczęśliwi, że postanowiono to uczcić. Matt Collens, jeden z zawodników drużyny i jeden z tych nie kumpli mojego brata zaprosił prawie całe liceum na imprezę do swojego wielkiego i pięknego domu. Jego rodzice byli dość dziani i w związku ze swoją pracą także prawie nigdy nieobecni. Ciągle wyjeżdżali w jakieś delegacje. Oczywiście mnie nie było na liście gości, ponieważ jak kiedyś powiedział Matt: „Willow skarbie, jesteś idealną kopią Liama pod względem wyglądu, ale niestety o wiele nudniejszą i zamkniętą w sobie, a ja nie otaczam się nudnymi i zamkniętymi ludźmi"
Przetarłam drugą dłonią oczy i spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie. Miałam nadzieję, że dźwięk przesuwającej się wskazówki sekundowej nieco mnie uspokoi. Nie uspokoił.
— Masz pojęcie skończony matole, która jest godzina?! — warknęłam. — Dobrze wiesz, że nienawidzę, gdy ktoś mnie budzi!
Po drugiej stronie panowała cisza. Zmarszczyłam lekko brwi i zerknęłam czy połączenie się nie urwało, ale nie. Liam się po prostu nie odzywał.
— Cztery? — zapytał w końcu bełkotliwym głosem.
Zamrugałam.
— Że co?
— Obwód trójkąta wynosi cztery? — powtórzył pytającym głosem, a ja w myślach odliczyłam do dziesięciu, próbując opanować swoje nerwy.
— Liam, jest trzecia w nocy. Ty masz w ogóle pojęcie, co ty gadasz?!
— Nie — zaśmiał się po drugiej stronie telefonu, a ja przyłożyłam rękę do czoła i zamknęłam oczy.
— Czego chcesz? — wysyczałam, pocierając skronie.
Odsunęłam telefon od ucha, żeby sprawdzić, czy NA PEWNO połączenie się nie urwało, bo Liam przez kilka potwornie długich sekund znowu się w ogóle nie odzywał. Nagle jednak do moich uszu doszedł pewien dźwięk. Mianowicie dźwięk wymiotów i spuszczanej wody.
— Mogłabyś po mnie przyjechać tą maszyną z silnikiem i kołami? Chyba się trochę najebałem..
— Po pierwsze, maszyna z kołami nazywa się samochód. Po drugie, nie domyśliłabym się, gdybyś mi nie powiedział — odparłam sarkastycznie, wyobrażając go sobie ledwo żywego, mówiącego do mnie z głową w kiblu.
— Proszę..
Głośno westchnęłam i jeszcze raz przetarłam oczy, próbując się rozbudzić. Liam mógł przecież przenocować u Matta. Mógł się położyć w jakimś jednym ze stu pokoi gościnnych. Mógł przespać bezpiecznie noc u swojego kumpla, a rano narzekać, jak to się wszyscy zachowali, jakby pierwszy raz w życiu widzili wódkę. Ale to był Liam.. Liam, który miał nierówno pod sufitem i zawsze potrafił wpakować się w jakieś gówno. Dlatego chyba mimo wszystko wolałam mieć go dość blisko siebie. A szczególnie, gdy był pijany.
CZYTASZ
Accidentally in Love
Teen FictionPotrąciła go samochodem. Oczywiście nie chciała, ale jeśli już to zrobiła, przeklinała Boga za to, że potrąciła właśnie jego. Tego, który dwa lata temu ją skrzywdził i zabawił się jej kosztem, ośmieszając ją przed szkolnym balem. Tego, który nieświa...